poniedziałek, 30 września 2013

14. Arielka dała się gdzieś wyciągnąć? Zapiszmy to w kalendarzu.

Moje wyjątkowo wytrzeszczone oczy patrzyły na lewy profil Wrony kiedy on przyklejał do twarzy sztuczny uśmiech. Jak to "cześć, Dawid"?!
Obróciłam niechętnie głowę w miejsce, w które wpatrywał się Andrzej. Konarski stał naprzeciw nas z drwiącym uśmieszkiem wymalowanym na ustach.
- Witam. - odezwał się - Przychodzę nie w porę? Wybaczcie, akurat miałem 2 dni wolnego i chciałem was odwiedzić. Mówiłem ci o tym przedwczoraj, nie pamiętasz?
- Jakoś wypadło mi z głowy. - mruknął jakby do siebie, a ja wciągnęłam głośno powietrze.
- Pewnie jesteś głodny? - zapytałam wskazując na wywrócony półmisek u nóg Dawida i, nie czekając na odpowiedź, poszłam do kuchni.
Zaczęłam szperać w lodówce w poszukiwaniu czegoś, co mogłabym odgrzać na późną kolację. Dostrzegłam zapiekankę, która przeznaczona była na następny dzień, ale mimo tego jak najszybciej mogłam wrzuciłam ją do piekarnika.
Stałam oparta o blat, kiedy wszedł Wrona i stanął naprzeciw mnie.
- Nel, ja naprawdę nie wiedziałem, że to już ten tydzień, ani że Konar przyjedzie. - powiedział spoglądając na mnie smutno.
- Serio? A może akurat chciałeś zrobić mi niespodziankę? - uniosłam brwi, z trudem zachowując powagę.
- Przysięgam, że tak nie było! - uniósł jedną rękę w górę, drugą trzymając na piersi.- Uwierz mi.
- Uwierzę, jeśli posprzątasz to co mój kuzyn zapewne zostawił w przedpokoju. - uśmiechnęłam się nieco jadowicie.
- Cwaniara. - burknął sięgając po miotłę i wyszedł.
Przeczekałam jeszcze potrzebną chwilę i wyłączyłam jedzenie, słysząc jak chłopaki wchodzą do kuchni i siadają na krzesłach.
Chwilę później siedzieliśmy już w trójkę. Wodziłam widelcem w makaronie, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Uniosłam wzrok na nich; Dawid zajęty był jedzeniem, a wręcz pochłanianiem tego, co miał na talerzu. Kiedy spojrzałam na Andrzeja, spotkałam się z jego oczyma. Chłopak uśmiechnął się pokrzepiająco i włożył widelec do ust. Uniosłam lewy kącik ust i pokręciłam głową. Nasz kontakt wzrokowy trwał jakiś czas, a on nie zamierzał odpuszczać, próbując mnie rozśmieszyć uniesieniami brwi i wywrotami oczu. W pewnym momencie nie wytrzymałam i mój uśmiech rozszerzył się, wydając przy tym nieco głośniejszy dźwięk wydechu.
- Co wy robicie?! - odezwał się nagle Konarski. - Możenie chociaż przez chwilę nie pożerać się nawzajem wzrokiem?!
- O co ci chodzi? - wydusiłam z siebie zszokowana.
- Od dobrych dziesięciu minut nie spuszczacie z siebie oczu.
Lekko zawstydzona, spuściłam wzrok, a on po chwili głośno westchnął.
- Chyba jestem mocno zmęczony i wszystko wyolbrzymiam, wybaczcie. Czemu nic nie zjadłaś? zwróciła się do mnie.
- Jakoś nie jestem głodna. - mruknęłam wstając i odłożyłam talerz na blat. Spojrzałam na kuzyna. - Gdzie będziesz spał?
- U siebie. - uśmiechnął się, a Andrzej także ruszył się z miejsca.
- W takim razie będę leciał do siebie.
- Po co do siebie? Przecież u nas jest dużo miejsca. Na przykład w pokoju Nel.
Uniosłam brwi, a Dejw roześmiał się.
- W porządku. - powiedziałam ku jego zdziwieniu. - W takim razie dobranoc.
Kuzyn odpowiedział mi to samo, a Wrona poszedł za mną i w pewnym momencie zatrzymał się kładąc rękę na moim ramieniu,
- Jeśli chcesz, mogę spać w salonie albo jechać do siebie.
- Nie widzę takiej potrzeby. Skoro Dawid chce, żebyś spał w moim pokoju, tak też będzie. - odrzekłam i udałam się do siebie.
Stanęłam nad łóżkiem i ziewnęłam, po czym wzięłam piżamę (składającą się z koszulki zwiniętej kiedyś Konarowi i spodenek) i poszłam do łazienki. Po chwilowym prysznicu, wysuszyłam włosy, ubrałam się i wróciłam do pokoju.
Wrona siedział na łóżku i przyglądał się moim wywieszonym na ścianie pracom. Usłyszawszy zamykanie drzwi, spojrzał na mnie, po czym z lekkim uśmiechem wrócił do wcześniejszego zajęcia.
- Sama to wszystko zrobiłaś? - zapytał patrząc na portret mojej mamy, który zrobiłam kilka lat temu na ocenę do szkoły. Wybrałam ją, bo kojarzyła mi się z bezgraniczną miłością, a taki był temat.
- Tak. - odpowiedziałam siadając koło niego.
- Masz ogromny talent - po tych słowach poczułam jak ciepło rozlewa się po moim sercu, ale nie dałam po sobie tego poznać.
- To nic takiego, zwykłe zbiorowisko wspomnień.
- To, według ciebie, nic robi na mnie ogromne wrażenie. - spojrzał na mnie, a gdy ponownie ziewnęłam, on skierował się ku drzwiom. - Niedługo wrócę.
Skinęłam głową i położyłam się na łóżku, pogrążając się w zadumie.
To co zdarzyło się w klubie... było dziwne. Niby nie chciałam zrobić nic innego jak wyswobodzić Andrzeja od dziewczyn, ale równie dobrze mogłam go po prostu wyciągnąć z parkietu pod pretekstem pilnego telefonu czy zasłabnięcia. Jednak ja wolałam grać. Co najgorsze, sprawiało mi to przyjemność. Jego bliskość sprawiała, że w głębi duszy chciałam, by to się nie kończyło.
Zamknęłam oczy i założyłam dłonie za głowę.
... No i sytuacja z Dawidem, ta była jedną z gorszych. Co mógł sobie pomyśleć widząc nas tak blisko siebie? Chyba nie myśli, że my... to znaczy ja i Andrzej... nie!
- Hej. - usłyszałam nagle. Otworzyłam oczy i spostrzegłam w wejściu Dawida. - Wszystko w porządku?
- Tak. - odrzekłam niepewnie. - Czemu pytasz?
- Słyszałem, że coraz lepiej się czujesz. - zmienił temat i oparł się o framugę. - Andrzej mówił, że dość często wychodzisz i rozmawiasz z nim.
- Tak wyszło. - mruknęłam, siadając po turecku.
- Szczerze powiedziawszy nawet na to nie liczyłem i byłem w szoku gdy dowiadywałem się o tym.
- No widzisz, nie tylko ty lubisz robić niespodzianki. - odpowiedziałam. - Ludzie się zmieniają.
- I kto to mówi. - zaśmiał się, a kilka kroków on niego stanął Wrona. Spojrzałam na niego i Dawid zrobił to samo.
- Przeszkodziłem wam? - zapytał Andrzej po chwili milczenia.
- Nie, właśnie wychodziłem. - Konarski obrócił się jeszcze do mnie, po czym widocznie rozbawiony, powiedział: - Dobrej nocy. - i wyszedł.
Wrona wkroczył do pokoju, ubrany w luźne spodnie dresowe i klubową koszulkę.
- Pozostaje jeden problem do rozwiązania. - odezwał się.
- Tak, będę spała od ściany. - wyprzedziłam go i z rozbawieniem na twarzy przesunęłam się.
Ułożyłam się jak najbliżej mogłam ściany, tak, by zrobić miejsce chłopakowi, który chwilę później znalazł się obok. Skierował ku mnie głowę i uśmiechnął się tak, że na moment zawirowało mi w głowie. Jego oczy były pewne jakiejś nieuzasadnionej radości, ale też zmęczenia. Wyciągnął ku mnie rękę, a po chwili lekko pchnął moje ramię, lecz prawie tego nie odczułam.
- Czemu jesteś tak bardzo odsunięta? - odezwał się. - Przecież nic ci nie zrobię... raczej.
Mimo uśmiechu, który wciąż widniał na jego twarzy, poczułam nagłe niebezpieczeństwo. Mój żołądek nagle się skurczył, ciało przeszły ciarki, a oddech zrobił się płytki. Nie, on tego nie powiedział...
Oczy zapewne miałam wielkie jak spodki, przez co on przyjrzał mi się badawczo.
- Dobrze się czujesz?
- Nie - krzyknęłam i wybiegłam z pokoju, taranując po drodze jego nogi. Wpadłam do łazienki, zakluczyłam drzwi i usiadłam na brzegu wanny z twarzą w dłoniach.
Przez dobre kilka minut próbowałam nad sobą opanować i jeszcze drżącymi rękoma odkręciłam kran z zimną wodą. Uniósłszy wzrok ujrzałam moje blade odbicie; zacisnęłam zęby.
Uspokój się, tępaku, mówiłam do siebie w myślach, on nie miał tego na myśli, na pewno nie!
Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z łazienki, w końcu przecież musiałam zmierzyć się z tym lękiem.
W pokoju paliła się tylko lampka nocna, a chłopak siedział na skraju łóżka, wpatrzony w drzwi, przez które weszłam. Zerwał się z miejsca i zrobił kilka kroków w moją stronę, a ja odruchowo się cofnęłam.
- Nel, co jest? - wypalił od razu zatroskanym tonem. - Wybiegłaś tak nagle, że nie wiedziałem co zrobić, a...
- Ty śpisz przy ścianie. - wypowiedziałam, a raczej mu rozkazałam.
- Że co?
- Chcę spać bliżej wyjścia. - wytłumaczyłam. - Boli mnie... brzuch, niedobrze mi. W razie czego nie chcę cię obudzić.
Było to oczywiście kłamstwem, ale lepsze to od tłumaczenia mu moich lęków, związanych zresztą z nim. Przełknęłam ślinę, zbliżyłam się do łóżka i usiadłam na nim. Andrzej był widocznie zdziwiony, co nie było dla mnie czymś szokującym. Jednak dopiero po chwili spojrzałam na niego.
Kręcąc głową wbijał we mnie palące spojrzenie. Obrócił się i ruszył ku wyjściu.
- Może lepiej prześpię się na tapczanie. - mruknął. - Najwidoczniej to moja obecność źle na ciebie wpływa.
- To nie tak. - odezwałam się, a gdy on nie zareagował, dodałam: - Proszę,  zostań.
Tym zwrotem zszokowałam samą siebie, nie mówiąc nawet o Wronie, który ponownie stał zwrócony w moją stronę.
- Przecież widzę, że to przeze mnie tak dziwnie się zachowujesz.
- Wcale nie, powód jest teraz nieważny. Chciałabym już iść spać, naprawdę.
- W takim razie koniec tych wycieczek. - zaśmiał się i wrócił tam, gdzie był. Mimo ciągłego niepokoju, położyłam się obok i zamknęłam oczy.
Zaczęłam udawać, że zasypiam, póki nie stało się to prawdą. Gdy znów otworzyłam oczy (minęło trochę czasu, bo zdążyłam na moment odpłynąć), on wpatrywał się we mnie z lekkim uśmiechem.
- Czemu nie śpisz? - wymamrotałam.
- Nie mogę zasnąć. - podparł się na łokciu. - Cały czas nie mogę wybaczyć sobie tej wpadki z Dawidem.
- Dlaczego? To przecież nic poważnego.
- Niby tak, ale to przeze mnie nie wiedziałaś o tej wizycie.
- Gdybym wiedziała wcześniej, martwiłabym się na zapas, więc powinnam być ci za to wdzięczna. - zrobiłam krótką pauzę. - Myślisz, że on coś sobie pomyślał?
- Na jaki temat?
- No wiesz, zobaczył nas w dziwnej sytuacji... Mam wrażenie, że wciąż się z tego śmieje.
- Spokojnie, wytłumaczyłem mu to jakoś - odpowiedział spokojnie. - Poza tym wątpię, że śmiałby się z tego, prędzej stłukł mnie na kwaśne jabłko. Męczy cię to?
- Trochę. - odparłam i odwróciłam się do niego plecami.
W odpowiedzi usłyszałam bezgłośne zaśmianie i szelest prześcieradła.
Resztę nocy (a zostało jej sporo) spędziłam na bezczynnym leżeniu i udawaniu snu. Jego obecność wpływała na mnie mocniej niż przedtem. Nieraz stawały mi przed oczami wizje Wrony w cieniu ciemnych uliczek, czyhającego na ludzi i, choć wynikało to z mojego strachy, wyglądało wręcz komicznie. Mimo tego nie odważyłam się na niego spojrzeć i za każdym razem przechodziły mnie ciarki.
Około godziny siódmej wymknęłam się cicho do kuchni i zaparzyłam sobie kawę. Z dużym, parzącym kubkiem w ręku wyszłam na balkon i usiadłam na składanej huśtawce.
Zapatrzyłam się w leniwie budzącą się ze snu Bydgoszcz. Ta miejscowość nie była taka sama jak kiedyś; Andrzej pokazywał mi różne miejsca, w których wcześniej nie byłam. Teraz wydawało mi się bardziej czarujące, lecz z nutką tajemniczości, której wciąż się obawiałam. Obserwując jak z przeciwległego bloku wybiegają ludzie na pobliski przystanek, wzięłam łyka napoju, po czym usłyszałam kroki i zamykanie drzwi. Przed oczami śmignęłam mi postać Konarskiego, który po chwili usiadł koło mnie i także wbił wzrok przed siebie.
- Tęskniłem za tym widokiem. - powiedział, spojrzawszy na mnie - No i za tobą też.
- Za mną nikt nie tęskni. - wydusiłam z siebie.
- Nawet sobie nie wyobrażasz ilu osobom ciebie brakuje.
- Doprawdy? - uniosłam jedną brew; jakoś nie chciałam mu uwierzyć. - Na przykład...?
- Kiedy byłem w Spale, codziennie zastanawiałem się czy wszystko w tobą w porządku, czy wciąż jesteś zamknięta w sobie, a może właśnie w tym momencie z sobą kończyłaś. Moi rodzice też wypytują się mnie o twoje zdrowie czy studia. Znajomi z uczelni, Alek, Delecta... Oni nie zatęsknili? Nagle zniknęłaś w swoich czterech ścianach i ślad po tobie zniknął. No i Ania, ona też się martwi.
W tym momencie zachichotałam cicho.
- Ta dziewczyna najchętniej wydłubałaby mi paznokciami oczy, zawlokła w jakiś zaułek tak, by nikt mnie nie znalazł i pozwoliła się wykrwawić, na pewno wtedy zaczęłaby się martwić.
Kolejny łyk.
- Dlaczego jej tak nie cierpisz?
- Bo to głupia suka. - odparłam, co go widocznie uraziło.
- Nie znasz jej dobrze.
- To ty jej nie znasz. - spojrzałam na niego. - Przy tobie jest najsłodszą osobą na świecie, po prostu jak wizę ją łaszącą się do ciebie, aż chce mi się rzygać. I że blondyna się o mnie martwi? Szkoda tylko, że gdy ciebie nie ma, zrównuje mnie z ziemią. Przejrzyj na oczy, błagam.
Kiwnął głową i uśmiechnął się tak jak kiedyś, przed kilkoma miesiącami. Uniosłam kącik ust.
- Podobno rzuciłaś palenie. - zagaił. - Nie wiem jak Wronka to zrobił, ale jestem mu winny przysługę.
Zaśmiałam się; to było dawno temu, aż dziwne, że tyle wytrwałam bez nikotyny. Wcześniej wydawało mi się to niemożliwe, a dzięki Andrzejowi się zmieniło.

Kubek z  resztą czarnego płynu zostawiłam na parapecie, szybko ubrałam się, uczesałam i wyszłam poza mieszkanie. Przez jakiś czas włóczyłam się po mieście, myśląc o tym, że naprawdę mocno się zmieniłam...

Czy w ciągu soboty zdarzyło się coś specjalnie ciekawego? Myślę, że nie; po prostu spędziliśmy w trójkę wspólnie nieco sztuczny dzień.

Dopiero w niedzielę coś się zmieniło. Rano usłyszałam jak otwierają się drzwi frontowe. Do pokoju, w którym byliśmy, wszedł Waliński.
Na początku zdziwiłam się; co też mogło go tu sprowadzić? No tak, pies.
- Zwracam tego potwora, bo chyba nie macie zamiaru sami po niego przychodzić.
Nygus po chwili znalazł się u moich stóp, usiłując wybłagać u mnie trochę pieszczot. Ja jednak patrzyłam na zmianę na trzech milczących mężczyzn. Dawid wpatrywał się zszokowany w psa, Andrzej (u którego szok przekształcił się w pewien rodzaj złości) na Walińskiego, a ten na Dejwa.
- Wytłumaczycie mi to wszystko? Co to za pies? - rzucił oskarżycielskie spojrzenie na Wronę, co we mnie wzbudziło obowiązek pomocy.
- Jest mój, przyprowadziłam go niedawno dla towarzystwa, ale prosiłam Andrzeja, żeby nic ci nie mówił. - powiedziałam patrząc na kuzyna. - to miała być moje wynagrodzenie sobie rzucenia fajek.
Jego zmrużone oczy mierzyły mnie przez chwilę. W tej sytuacji musiałam to na siebie przyjąć; przecież Wrona byłby stąd wykopany szybciej niż przyszedł.
- Mogłaś mnie chociaż o tym poinformować.
- Następnym razem będziesz wiedział jako pierwszy - zapewniłam. - a teraz chodź, Nygusku, pewnie chcesz pić.
Zaciągnęłam psa do kuchni, gdzie napełniłam jego miskę wodą i wróciłam do nich, akurat na początek rozmowy.
- Myślałem, że już stamtąd nie wrócisz - zwrócił się Kipek ku Dawidowi. - Kiedy tak właściwie przyjechałeś?
- W piątek wieczorem i aż się zdziwiłem, że nikogo nie zastałem.
- Wyszliśmy na chwilę do klubu, nic takiego. - tłumaczył Wronka.
- Arielka dała się gdzieś wyciągnąć? Zapiszmy to w kalendarzu. - zarechotał ten drugi.
- Morda. - mruknęłam tylko, a on od razu spoważniał.
- W końcu wraca stara Nel - odetchnął Dawid.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- No pewnie, dość często wychodzi ze mną z domu. - bronił mnie Wrona.
- W takim razie może wybierzemy się gdzieś razem? - zapytał Waliński.
Zawahałam się; wyjście z Andrzejem było dla mnie czymś bezpiecznym, ale nigdy nie byliśmy z kimś innym... Z drugiej strony mogę udowodnić Kipkowi, że nie ograniczam się z wyjściem tylko po domu.
- Bardzo chętnie - uśmiechnęłam się z przekąsem - Kiedy chcesz wyjść?
- Za tydzień. - odrzekł.
Kiwnęłam głową zgadzając się na to. Byłam pewna jednego: nie pokażę mu, że włada mną strach.
Przez ponad godzinę Konarski opowiadał o Spale. Jego mimika, gestykulacja i ton mówił wiele, a na pewno o tym, ile to wszystko dla niego znaczy. A kiedyś te jego codzienne treningi wydawały mi się wręcz śmieszne.
Siedziałam po turecku na fotelu i przyglądałam się mu, gdy nagle powiedział:
- Powinienem już jechać, przede mną kawał drogi do pokonania.
Waliński wyszedł pół godziny wcześniej, więc tylko we dwoje odprowadziliśmy  Dawida na zewnątrz. Pożegnanie zajęło nam dosłownie chwilę; ile może zająć obiecywanie o odwiedzinach, które i tak nie wypalą, bo on wybierze blondi?
Gdy jego auto zniknęło nam już z oczu, wróciliśmy do środka.
Sprzątając zauważyłam u Wrony podejrzaną powagę.
- Co jest? - zapytałam gdy siadaliśmy już w salonie po wykonaniu pracy.
- Ale co ma być?
- Jesteś nieobecny, coś cię męczy - raczej stwierdziłam niż spytałam, ale i tak wymagałam od niego odpowiedzi.
- Tak, masz rację - wbił we mnie przenikliwe spojrzenie. - To z Walińskim... To tak na serio?
- Chcę mu tylko udowodnić, że nie jestem słaba. - rzekłam i spojrzałam na niego z zawadiackim uśmiechem. - Poza tym moje znajome chyba już za tobą tęsknią.
- Błagam cię. - wzdrygnął się, a ja zaśmiałam.
- Spokojnie, teraz już cię tak nie zaatakują jak ostatnio. - zapewniłam kryjąc bezskutecznie śmiech, a on westchnął teatralnie.

Następny tydzień minął nam spokojnie, bez większych niespodzianek. jedynie szczegóły uległy zmianie; chodziliśmy na nieco dłuższe spacery z Nygusem, zaczęliśmy nawet gotować i rozmawiać na wiele różnych tematów.
Spowodowało to, że w pewnym sensie zbliżyliśmy się do siebie, a mi, o dziwo, coraz bardziej to pasowało...

--------------------------------------------
oł siet.
Hej, jest tu ktoś? ;)

Po pierwsze, przepraszam, że dopiero teraz.
Po drugie, przepraszam, że takie spieprzone.
Po trzecie, przepraszam, za za wszystko

Padam... Czuję się okropnie, co zapewne widać do treści.
"Niech ktoś zatrzyma wreszcie ten świat, ja wysiadam" tak bardzo prawdziwe.
Będę tu częściej, tym razem naprawdę.
Pozdrawiam, Misu.
P.S. A na koniec i na poprawę humoru, macie mojego faceta:) :