piątek, 22 listopada 2013

18. Jesienna depresjo, znów się spotykamy. Tęskniłaś?



Śmierć.
Wiele razy słyszałam, jak dużo ludzi jej pragnie. Wszyscy rozmawiali o tym jak o czymś, co robi się codziennie. Podobno była właściwą ucieczką, zakończeniem wszystkiego co złe...
Samobójstwo. Za nic nie mogłam pojąć co mnie w nim przyciągało. Tak samo jak tego, dlaczego nie potrafiłam się na nie odważyć...
Jesień dawała o sobie coraz mocniejsze znaki; zarówno w przyrodzie jak i w mojej psychice. Jesienna depresjo, znów się spotykamy. Tęskniłaś?
Był listopad, a ja nie umiałam żyć. We wszystkim doszukiwałam się zbędnego sensu, którego nigdy nie znajdowałam. Moja egzystencja składała się tylko i wyłącznie z marnowania tlenu. Jaki mógłby być ze mnie pożytek?
W ciągu dnia nie dawała po sobie poznać jak bardzo cierpię; chodziłam na zajęcia, wyprowadzała psa, nawet spotykając Dawida niekiedy z nim rozmawiałam.
Dopiero nocą, gdy nikt nie mógł mnie zobaczyć, zaczynałam odczuwać wszystko dwa razy mocniej.
Wspominałam chwile z przeszłości: Gdańsk, czas spędzony z Konarskim, brak większych zmartwień...
Największą uwagę jednak przykuwałam do Andrzeja. Momenty dobre i złe zamieniały się w małe sztylety, które robiły coraz głębszą dziurę w moim sercu...



- Nel! - głośny krzyk zagłuszył moje myśli. Westchnęłam i otworzyłam oczy. Dopiero po chwili przyzwyczaiłam się do ciemności panującej w moim pokoju. Dostrzegałam tylko kontury mebli, ale nic więcej nie potrzebowałam.
Ponowne wołanie. Usiadłam na brzegu łóżka, podparłam się o szafkę i już chciałam iść tam, skąd wydobywał się krzyk, lecz mój wzrok powiódł ku drzwiom, w których znalazł się Dawid.
- Już się wystraszyłem, że coś ci jest.
Zupełnie nic mi nie jest, mój drogi. Nic; i to jest najgorsze w tym wszystkim.
Chłopak znalazł się obok mnie.
- Dziś wieczorem wpadną do mnie kumple, ok? Postaram się nie narobić za dużo hałasu.
Kiwnęłam głową. Wiedziałam, że tak naprawdę ma to gdzieś czy będzie mi przeszkadzał czy nie, ale chciał być miły. Od czasu, gdy dowiedziałam się o zaręczynach i zostałam wybłagana o stwierdzenie przy Ance, że to akceptuję, stał się wyjątkowo łagodny. Tak właściwie powiedziałam to tylko dlatego, że nachodził mnie w czasie, gdy chciałam być sama; wciąż tego nie przyjmowałam do siebie.
- Może wyjdziesz na chwilę z nami porozmawiać? No wiesz, chłopaki dawno cię nie widzieli, więc na pewno ucieszyliby się na twój widok.
Wzruszyłam ramionami.
- Być może.
- Super. - uśmiechnął się i chciał mnie przytulić. Szybko wymknęłam się z objęcia, tak jakbym przez to cierpiała, oczywiście poza aspektem psychicznym. Konarski wydał z siebie odgłos podobny do śmiechu.
- Czyli widzę, że nic się nie zmieniło od ostatniego razu gdy gadaliśmy?
- Tłumaczenie mi, że marnuję swoje życie na raczej mnie do ciebie nie przekona. - mruknęłam.
- Tak czy owak - wstał i stanął we framudze - cieszę się, że jesteś.
Akurat, pomyślałam gdy on zniknął za domykającymi się drzwiami. Na mój widok już nikt się nie cieszy - nawet pies.
Opadłam na pościel, czując, że jestem wyczerpana. Kiedy to wszystko dobiegnie końca...?



Dzwonek do drzwi, wesołe okrzyki, odgłosy kroków... Nie chciałam tam iść. Same dźwięki sprawiały mi ból, nie mówiąc nawet o tym co byłoby z widokiem.
Siedziałam więc cicho w swoim pokoju. A może o mnie zapomną? Taką przynajmniej miałam nadzieję...

- Hej, a gdzie jest Anastazja?
Cholera, niech ja tylko złapię tego Antigę!
- U siebie, możliwe, że śpi. Ostatnio poświęca na to coraz więcej czasu. - rozpoznałam głos kuzyna.
- Sprawdzę to. - ktoś wstał i niebezpiecznie się do mnie zbliżał. Stuknięcie w drzwi uprzedziło szybkie szarpnięcie klamką i głowę Walińskiego wystającą zza bukowego kawała drzewa. Obraz był komiczny, i gdybym nie była w takim stanie w jakim byłam, pewnie wybuchnęłabym śmiechem. Teraz jedynie uniosłam brwi.
- Dobry wieczór - odezwał się. - nie przeszkadzam?
- Ty? Zawsze i wszędzie. - mruknęłam patrząc na niego z ukosa.
- Cudownie. Skoro więc nic nie robisz, czemu nie przyjdziesz do nas? Niektórzy z nas się za tobą stęsknili. Oczywiście nie mówię tu o sobie. - tłumaczył się.
- Nic dziwnego. Zaraz przyjdę, dam mi chwilę. - powiedziałam pokazując mu, żeby wyszedł, co posłusznie zrobił.
Wzięłam kilka głębszych oddechów, przykleiłam nijaki uśmiech na mordę i wyszłam z pokoju.
Już na progu spojrzały na mnie prawie wszystkie pary oczy, a ja szukałam tylko jednej, tej najważniejszej. Fakt, że ich nie znalazłam, nie był dla mnie szczególnym zaskoczeniem.
- Cześć. - wydobyłam z siebie, gdy cisza zaczęła robić się uciążliwa, a mimo tego przez jakiś czas nie mówili nic.
- cześć! - odpowiedział mi w końcu, o ile dobrze sobie przypominałam, Owczarz. - Miło cię widzieć.
- Was również.
Znów cisza. W ciągu ostatniego czasu przyzwyczaiłam się do niej, ale nigdy do tej wśród ludzi.
 - Usiądź. - Konar spojrzała na mnie i moje tradycyjne miejsce zostało zwolnione przez Masnego. Podziękowałam mu i usiadłam na fotelu, spoglądając na miejsce na tapczanie zajmowane przez Stephana. Jeszcze niedawno siadałam tam tuż przy Andrzeju... Zagryzłam zęby i zajęłam wolne miejsce.
Rozmowa między nimi zeszła na właściwe tory, czyli przestali na mnie zwracać uwagę.
Patrzyłam jak każdy bierze udział w konwersacji, niekiedy obrażając jeden drugiego. Na chwilę zamyśliłam się i wpatrzyłam w ziemię. Miedzy tą grupą facetów zawiązała się widoczna gołym okiem przyjaźń. Niegdyś też miałam, jak oni, na kim polegać. Teraz... ciężko nazwać to chociażby znajomością.
Gdy rozmowa nieco ucichła, spojrzałam w górę i kątem oka zobaczyłam, że ktoś mnie obserwuje. Kipek. No jasne, kto inny mógłby świdrować mnie spojrzeniem w ten sposób?
- Hej, Arielko - zwrócił się do mnie. - z tego co pamiętam, to obiecałaś mi, że kiedyś wyjdziemy gdzieś wspólnie?
Zabolało. Nie to, że nie dotrzymałam obietnicy; w dniu gdy mieliśmy wyjść z Walińskim, zrozumiałam, że Wrona nie jest dla mnie tylko znajomym czy przyjacielem.
- Masz rację. - potwierdziłam z powagą.
- W takim razie kiedy? - uśmiechał się jadowicie, aż coś zakuło mnie w brzuchu.
- Ale gdzie idziemy? - wyszczerzył się Łukasz.
- Do klubu. - odpowiedziałam szybko, czując ulgę na myśl, że nie będę z nim sama.
- Właściwie... - zamyślił się Jurkiewicz. - Moglibyśmy nawet jutro. Co wy na to? Oczywiście jeśli Marcin i Anast... Nel się zgodzą.
Uniosłam jeden kącik ust w górę i przytaknęłam głową. Reszta spojrzała na Walińskiego.
- Niech będzie, - mruknął od niechcenia.
- W takim razie ustalone! - powiedział Masny zacierając teatralnie dłonie. Na twarzach reszty pojawiły się uśmiechy.
W mojej głowie pojawiło się wiele sprzecznych myśli. Z jednej strony cieszyłam się, że ktoś chociaż udawał, że mnie zaakceptował, a z drugiej - obawiałam się, dosłownie wszystkiego....



Oślepiając lasery co chwilę spotykały się z moimi oczami, co przeraźliwie mnie drażniło. Prawie tak samo jak muzyka niczym z budowy; inaczej tego nazwać nie potrafiłam. Siedziałam tu niecałe dwie godziny, a na myśl o następnych kilku, wzdrygnęłam się. Spojrzałam na siedzących koło mnie.
Każdy mężczyzna był czymś zajęty; niektórzy rozmawiali, inni zajmowali się wlewaniem w siebie coraz większej ilości alkoholu, nie mówiąc o tych, którzy znajdowali się wśród tańczących.
Nie miałam ochoty na żadne z tych zajęć i błagałam, żeby ten czas szybko minął.
- Jak się bawisz? - zagaił Wika siadając koło mnie. Dyskretnie odsunęłam się nieco w bok.
- Dobrze - odpowiedziałabym wszystko, byle tylko dał mi spokój.
- To... dobrze! - zarechotał tak, że wyczułam, że miał za sobą nieco za dużo drinków. - pójdę już, bo... Muszę zobaczyć, czy Marcin się jeszcze trzyma, wiesz o co chodzi.
Uśmiechnęłam się krzywo na pożegnanie i wpatrzyłam w plamę cieczy na stoliku, która niedawno znajdowała się jeszcze w szklance któregoś z bawiących się. Nie rozumiałam jaki sens był w tym, żeby mnie tu zaciągać, skoro cały czas siedzę w miejscu...
- Można? - usłyszałam niski głos. To nie wróżyło za dobrze.
Uniosłam głowę. Wrona patrzył na kolegów z drużyny z uśmiechem.
- Pewnie, siadaj! - krzyknął któryś z nich.
Andrzej rzucił okiem na ludzi przy stoliku. Kiedy na mnie natrafił, nawet się nie zatrzymał. To ci dopiero niespodzianka...
Chłopak usiadł po drugiej stronie boksu i rozpoczął rozmowę, na którą nie zwracałam szczególnie uwagi.
Starałam się skupić na okrężnym ruchu słomki w mojej szklance. Wolałam to niż pokazanie Wronie, że nie mogę o nim zapomnieć, w jakikolwiek sposób...
Niekiedy tylko rzucałam krótkim spojrzeniem w jego stronę, on - ani razu.
W tym momencie tak bardzo pragnęłam końca, i nie mówiłam tu tylko o wieczorze.
Trwało to może kwadrans, nim zauważyłam zbliżającą się w naszą stronę brunetkę. Ominęła mnie i poszła do siatkarzy.
- Myślałam, że już się nie pojawisz. - odezwała się dźwięcznym głosem i położyła dłonie na ramionach Andrzeja. Zaraz ją stąd wypędzi, ale zobaczywszy następne wydarzenia, zamurowało mnie.
Niebieskie oczy spojrzały na mnie na moment, a ich właściciel ujął dziewczynę w talii i przyciągnął do siebie, zmuszając ją do spoczęcia na swoich kolanach. Dziewczyna lekko pisnęła i zaczęła chichotać.
Prychnęłam i znów skupiłam się na czymś innym, byle nie na rozmawiającą ze sobą "parką".
Po jakimś czasie we dwoje opuścili stolik i udali się na parkiet, na taką odległość, byśmy mieli ich na widoku. Cały czas tańczyli mając kontakt ciał. Kiedy dziewczyna była odwrócona, on rzucił mi zwycięskie spojrzenie z jadowitym uśmiechem.
Dosyć.
- Kipek, chodź. - rzuciłam siatkarzowi, a ten zachłysnął się pitym właśnie napojem.
- Gdzie?
- Tam - głową wskazałam na miejsce pełne tańczących ludzi.
Nie musiałam dwa razy powtarzać; po chwili staliśmy oddaleni od nich i poruszaliśmy się w rytm tak zwanej muzyki.
W pewnym momencie, gdy Marcin stał do mnie tyłem, jego dłonie znalazły się na mojej talii, a oddech poczułam na swoim policzku. Zjeżyłam się i przeszły mnie ciarki. Jego ramiona całkowicie mnie otoczyły.
- Czekałem na ten moment, wiesz? - powiedział mi prosto do ucha.
- O co ci...? - wydukałam czując, że nerwy biorą nade mną panowanie.
- Chciałem się z tobą spotkać, tak sam na sam od paru miesięcy. I w końcu mi się udało. Pociągasz mnie jeszcze bardziej niż dawniej. Ten chłód, niedostępność... Czuję, że kryje się za nim wiele.
- Puść mnie. - powiedziałam donośnie, a gdy ten nie ustępował, zaczęłam się wyrywać.
- Nel, ja... - zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć, biegnąc ku wyjściu.
Obróciłam się kilka razy upewniając się, że nie biegnie za mną.
Wybiegłam z budynku i gnałam ile sił w nogach; jak najdalej stąd...
Drżałam na całym ciele; musiałam zasłonić dłonią usta, żeby nie zacząć krzyczeć, a jednocześnie brakowało mi tchu.
Kipek. Tak idealnie pasował do wydarzenia sprzed roku... Tyle razy go widywałam, ale nigdy... A jeśli to prawda?
Kiedy nie miałam już siły na dalszą ucieczkę, oparłam się o kamienną ścianę i zaczęłam kaszleć.
- Nel! - ktoś się do mnie zbliżał. W obawie, że to Marcin, zwinęłam się w pół.
Gdy poczułam czyjeś dłonie na ramionach, zaczęłam się wierzgać.
- Nie dotykaj mnie. - krzyczałam.
- Co jest? Czemu tak nagle wybiegłaś? - Wrona wpatrywał się we mnie zdezorientowany.
- To Waliński... - wyszeptałam raczej do siebie niż do niego.
- Co on ci zrobił? - jego głos teraz zabrzmiał wręcz wrogo. Spojrzałam na niego zmrużonymi oczyma.
- A może to byłeś ty? - wysyczałam, nie panując już nad sobą. - Tak, przecież od zawsze chciałeś się do mnie dobrać!
- O co ci...?
- To ty mnie wtedy zgwałciłeś! Nie mogłeś do siebie przyjąć, że cię nie chcę, więc się zemściłeś, sukinsynie!
Chłopak wpatrywał się we mnie co chwilę mrugając.
- O czym ty mówisz? Boże, Nel, ja...
- Musieliście się znaleźć aż tu? - dobiegł mnie głos Marcina. Automatycznie przylgnęłam mocniej do ściany - Co jej jest?
Andrzej patrzył na niego z nienawiścią w oczach. Chwilę później objął mnie ramieniem.
- Zabiorę cię stąd, do domu, tylko powiedz, że tego chcesz.
Zawahałam się, ale po spojrzeniu na Walińskiego, zrozumiałam,że wolę iść z Andrzejem niż zostać tu z kimś, kto pięć minut temu zdobywał się na takie czyny...
- Idźmy stąd. - powiedziałam i pozwoliłam Andrzejowi się poprowadzić do swojego samochodu.
W drodze do domu wciąż się trzęsłam, a moje myśli były w takiej rozsypce, jak jeszcze nigdy...


-----------------------------------------------------------

Ha, teraz to narobiłam! :>
Dodaję ten post będąc na ostatkach sił, więc za wszystkie błędy (zwłaszcza językowe...) przepraszam.
Dzisiaj jest dla mnie szczególna data. Otóż dokładnie rok temu, 22 listopada 2012r., założyłam konto na Blogspocie.
Dlatego wszystkim, którzy przewinęli się przez tego i inne blogi, chciałabym podziękować za choćby moment uwagi, za każde miłe słowo czy motywację do pisania. Poznałam tu wiele naprawdę cudownych ludzi (nawet takich z bardzo bliska... ;>)
No to co, pozostaje mi tylko zaprosić na kolejny post, który niedługo się tu ukaże.
PS. Nie krzyczcie na żadnego z bohaterów, to jeszcze nie koniec tej opowieści. :D
Ach, no i już niedługo wezmę się za Alice, obiecuję. ;)
Pozdrawiam, Misu. :)

wtorek, 12 listopada 2013

17. I nawet nie wiesz jak to wszystko cholernie boli.




Mówi się, że życie człowieka składa się z wzlotów i upadków. Każdy miewa lepsze bądź gorsze dni, ale w rezultacie i tak trafia na tak zwaną normę. Nie potrafiłam jednak pojąć, dlaczego ja nie mogłam na nią trafić, a mój nastrój bardzo często ulegał zmianie.
Gdzie w takim razie był mój "złoty środek"? A może znajdował się na ujemnym poziomie szczęścia? Cóż, wszystko na to wskazywało.
Każdego wieczoru umierałam od nowa - sama nie wiem czy z tęsknoty, czy z samotności połączonej z okropnymi, wielogodzinnymi przemyśleniami.
Nie potrafiłam zrozumieć co się stało. Wrona odszedł, pozostawiając po sobie trochę wspomnień, nic więcej. Sam ani razu się nie odezwał - to ja, od kiedy wrócił Dawid, dawałam mu oznaki, że nie zapomniałam o nim, ale po kilku niechętnych odpowiedziach, zrezygnowałam z dalszych prób - on na siłę chciał mi wmówić, że nic nas nie łączyło. I to mnie bolało.
Nieprzespane noce, brak apetytu i chęci do życia - to znów wróciło. Dzień mijał mi szybko na zajęciach na uczelni, pracowaniu w pobliskiej kawiarni oraz zajmowaniu się domem i psem.
Gdy w domu zjawiał się Dawid, na siłę przyklejałam uśmiech na mordę, opowiadałam wymyślone historie z wykładów i słuchałam jego wypowiedzi. Ranienie go byłoby nie na miejscu po tym, co dla mnie zrobił.
Denerwowało mnie w tym jedynie to, że ciągle przypominał mi o Wronie. Nie robił tego złośliwie - po prostu się martwił. Za każdym razem, gdy słyszałam imię chłopaka, coś we mnie się poruszało, ale za zewnątrz udawało mi się nie okazywać żadnych emocji. Dopiero gdy byłam sama, pozwalałam uczuciom wyjść spod maski obojętności. Okropna pustka jakby wyżerała mi wielką dziurę w brzuchu, za każdym razem większą.
Nie chciałam cierpieć, więc starałam się od tego wszystkiego uciec. Wychodziłam częściej z domu, zaczęłam rozmawiać z ludźmi z roku - próbowałam wielu sposobów, ale większość z nich była nieskuteczna.
Pragnęłam zapomnieć; o wspomnieniach, emocjach, a potem całkowicie o nim...

Jednego z dni, w których miałam wrażenie, że nastąpił przełom i moje myśli już go nie dotyczyły, wyszłam na spacer z psem. Robiłam to codziennie, mimo większej niechęci do Nygusa; było to jednak wciąż to samo, żywe stworzenie potrzebujące opieki.
Kiedy już moja przechadzka się skończyła, wróciłam do domu. Od razu wyczułam, że coś jest nie tak.
- Dawid? - krzyknęłam, a gdy kuzyn odpowiedział mi z salonu, poszłam tam. Nie był sam - odwrócony do mnie plecami Wrona szczególnie przykuwał moją uwagę.
Stałam chwilę wryta w ziemię, ale po chwili ocknęłam się, wypuściłam psa i podeszłam nieco bliżej. Na półce znalazłam swoje słuchawki i, rzucając ciche "będę później", wyszłam z domu.
Nie, nie wyszłam, ja z niego wybiegłam. Zupełnie tak, jakbym chciała uciec od obrazów malującymi się przed oczami, ale przed nimi nie było ucieczki...
Nie dawałam sobie wytchnienia do czasu, kiedy zabrakło mi tchu i zaczęłam się dusić. Zdążyłam przebiec niezły kawał miasta, więc droga powrotna trochę mi zajęła.
Podłączyłam słuchawki do starego telefonu i po chwili w moich uszach rozbrzmiał Pezet. Znów wróciłam do rapu - to z Andrzejem słuchałam rocka, teraz zdarzało mi się to sporadycznie.
Będąc już pod naszym mieszkaniem, spojrzałam na godzinę na wyświetlaczu. Minęły dwie godziny, nie powinno go już tu być. Chwilę się wahałam, po czym weszłam do środka.
Na szczęście, prócz Konarskiego i Nygusa nikogo nie było.
- Po co on tu przyszedł? - zapytałam od razu.
- Zapomniałem zabrać czegoś z treningu, a Andrzej przez przypadek zabrał to do swojej torby.
- I musieliście to załatwić akurat tutaj? - uniosłam głos. - Niech on się tutaj nie pojawia.
- Jak to? Przecież mieszkał tu z tobą przez tyle czasu...
- Ale już nie mieszka, więc nie musi tu być. Nie jest tu przeze mnie mile widziany.
- Dlaczego?
"Bo to człowiek, który uzależnia samą obecnością, jego uśmiech oczarowuje, głos jest lepszy od kołysanki, a on sam nie chce mnie znać. I nawet nie wiesz jak to wszystko cholernie boli." - miałam to na końcu języka, ale odetchnęłam głęboko i uspokoiłam nerwy.
- Po prostu nie chcę, dobra?
Odwróciłam się na pięcie i poszłam do siebie.


Obiecałam sobie, że będę dzielna i nie dam po sobie poznać, że zniknięcie Wronki coś we mnie zmieniło. Nie sądziłam jednak, że dotrzymanie tego słowa będzie takie ciężkie.
Czas nieubłaganie płynął, czułam się coraz gorzej, a Dawid, jedyna osoba, z którą mogłam pogadać, bywał w domu coraz rzadziej.
Wpadałam w melancholijne stany. Coraz częściej odczuwałam brak osoby, z którą mogłabym przejść przez życie. Czułam się samotna mimo tego, że nieco więcej ludzi się ze mną spotykało i kontaktowało. Miałam wrażenie, że tak naprawdę jest im mnie żal - opuszczonego dziwoląga.
Mój kuzyn był w domu od kilku godzin. Trochę posiedzieliśmy razem, przeszliśmy się po mieście i przygotowaliśmy razem późny obiad. Siedząc przy stole i jedząc to, co przygotowaliśmy, cieszyłam się chwilą, ale on nagle ją przerwał.
- Dzisiaj przyjdzie Ania, więc nie uciekaj, okej? Chciałem, żebyś była w domu.
Kiwnęłam głową, dokończyłam jedzenie i zabrałam się za kończenie rysowanego przeze mnie krajobrazu.
Byłam właśnie przy kończeniu ostatniej gałęzi drzewa, gdy usłyszałam wołanie.
Z niechęcią wstałam i podążyłam do salonu, gdzie siedziała wtulona w siebie para. Spuściłam wzrok, ale mimo negatywnych uczuć, które mnie omotały, usiadłam na fotelu i upiłam łyka kawy z kubka stojącego przede mną.
- Więc... jak się czujesz? - odezwała się blondynka. - Już lepiej? Wiesz, ostatnio widziałam cię kilka miesięcy temu w niezbyt ciekawych okolicznościach...
- Nie kłam, widziałaś mnie wcześniej. - burknęłam, starając się wyprowadzić ją z równowagi. - Zresztą to chyba oczywiste, że jest inaczej.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech i kontynuowała:
- Słuchaj. Wiem, że mogłam kiedyś powiedzieć coś, co cię zraniło. I w tym momencie chciałabym cię za to przeprosić. Możemy zacząć tą znajomość od początku?
- Naprawdę myślisz, że kilka słowami uda ci się odmienić moje zdanie o tobie?
- Tak, tak myślałam.
- To z takim podejściem życzę powodzenia w życiu, bo naprawdę ci się przyda. - prychnęłam. - Ludzie się nie zmieniają, moja droga, pamiętaj o tym.
- Nel! - krzyknął Dawid, gdy tamta miała łzy w oczach, co kompletnie mnie nie ruszało. - Daj jej spokój.
- Niby dlaczego?
- Bo chcieliśmy ci powiedzieć, że niedługo się żenimy, dlatego.
Zamarłam. Po prostu nie wiedziałam co powiedzieć.
- Że... że co? - wydusiłam w końcu.
- Tobie już nic nie można powiedzieć na spokojnie.
- Czemu tak nagle? - zignorowałam obrazę Konara. - Nic o tym nie wspominałeś... A na dodatek jesteś w Bydgoszczy od dwóch, może trzech tygodni!
- Planowałem... a raczej planowaliśmy to już dawno temu. - wyznał. - Nie miałem jak ci tego powiedzieć, bo zawsze uciekałaś od rozmów.
Powoli przyswajałam do siebie nowo napływające wiadomości.
Wodziłam wzrokiem po pokoju i zatrzymałam się dłużej na Ance. Dopiero teraz zauważyłam na jej serdecznym palcu błyszczący pierścionek, który co chwilę przecierała kciukiem lewej ręki. Spojrzałam na jej twarz, tak niewinnie uradowaną...
- Jesteś w ciąży, prawda?
Blondynka spojrzała na mnie z przestrachem w oczach, ale nie odpowiedziała. Zaśmiałam się cicho.
- Wiedziałam. Wiedziałam, że nie bez powodu chcesz się hajtać, Dawid. - w tym momencie zmrużonymi oczyma wgapiałam się w kuzyna. - Biedny jesteś, oj biedny. Nawet nie wiesz w co się pakujesz.
- W małżeństwo w kobietą, którą kocham. - odparł poważnie chwytając drżącą Anię za dłoń. - A tobie nic do tego, jasne?
- Ależ oczywiście. - przewróciłam oczami wstając. - Nic mi do tego, sam sobie spieprzysz życie. Ale chociaż u boku TEJ jedynej! A raczej tej, którą przy tobie udaje. Gratuluję z całego serca.
Uśmiechnęłam się do nich jadowicie i wyszłam z mieszkania.
Włożyłam ręce w kieszenie i, z wzrokiem utkwionym w płytach chodnika, przemierzałam kolejne, nieznane mi odległości.
To wszystko wydawało mi się takie ciężkie do przyswojenia. Konar też chce mnie opuścić, jak każdy... Był jedyną osobą, od której mnie nie odpychało, a tak nagle to się zmieniło.
I już niedługo on się ożeni, wyprowadzi, a ja zostanę już zupełnie sama. Kurwa, a miałam być taka szczęśliwa.
Kiedy czułam już, że moje nogi chcą odpocząć, usiadłam na najbliżej spotkanej ławce i zatopiłam się w myślach.
Było już ciemno i zimno, a mimo tego nie chciałam wracać do mieszkania. Nie do nich, tak cholernie raniących moje i tak rozbite już wnętrze.
Zaczęłam drżeć, para leciała mi z ust, a palce u stóp i rąk powoli zamarzały.
W pewnym momencie usłyszałam jakiś odgłos z oddali. Jeden z kamyków, którymi było usypane pobocze ścieżki, przyturlał się bliżej.
Uniosłam wzrok. Moje ciało zaczęło drżeć,  ale na zmianę ze strachu i zimna. Widziałam dwie ciemne postacie, które zbliżały się w moją stronę. Długo miałam nadzieję, że skręcą w inną z ścieżek, ale one dalej kroczyły ku mnie.
Chciałam wstać; uciekać, krzyczeć, cokolwiek byle nie stać w miejscu, ale ciało odmówiło mi posłuszeństwa.
Serce waliło mi jak dzwon. Zacisnęłam oczy, by nie widzieć zmniejszającej się między ludźmi a mną odległości. W momencie, gdy oczekiwałam najgorszego, usłyszałam tylko męski głos.
- Nel, jak ja dawno cię nie widziałem!
Chwila, chwila... co?!
Błyskawicznie spojrzałam w twarz znajdującemu się bardzo blisko mężczyźnie. Rozpoznałam w niej cieszącego się Jurkiewicza. Kamień spadł mi z serca.
- Cz-cześć. - wydukałam.
- Co tu robisz, do tego sama i o tej godzinie? - zdziwił się. - Nie jestem pewien, czy to do końca spokojna dzielnica.
- Właściwie to sama nie wiem, nogi same mnie tu przywiodły.
- Wszystko w porządku? Jesteś jakaś niemrawa.
- Nic mi nie jest. - uśmiechnęłam się. - Nie martw się o mnie.
- W porządku. Może chcesz wstąpić na herbatę? Mieszkam niedaleko, więc...
- Nie, będę już wracać do domu.
Natrętność Wojtka robiła się nie do zniesienia.
- Ale zostawienie cię tu samej będzie nie na miejscu. Może... - zaczął, ale telefon w kieszeni jego kurtki zaczął wibrować. Wyjął go, odczytał nową wiadomość i spojrzał ponownie na mnie. - Naprawdę cię przepraszam, ale muszę iść. Moja córka jest chora, a żona chce wyjść.
- Wojtek, nie tłumacz mi się, serio dam sobie radę.
- Andrzej, odprowadzisz ją?
Zmrużyłam oczy. Nie rozumiem...
Druga, będąca już od jakiegoś czasu z dala on nas, zbliżyła się. Dopiero teraz rozpoznałam w niej Wronę. Światło padające z latarni oświeciło jego twarz; powagę po chwili zastąpił podejrzany uśmieszek.
- Pewnie. - odpowiedział, a ja zaklęłam w myślach
- W takim razie do zobaczenia. - na pożegnalne dodał Jurkiewicz i ruszył szybkim krokiem w inną stronę.
Nie chcąc robić żadnych teatrzyków, wstałam z ławki i podążyłam tuż za Andrzejem.
W czasie drogi wyrównaliśmy krok, ale mimo tego dzieliła nas spora odległość. Nikt z nas nie zamierzał jej zmniejszać.
Szliśmy już około kwadransa. Milczenie okropnie mi ciążyło, ale nie miałam odwagi go przerywać. Zrobił to za mnie Andrzej.
- Dawid wie gdzie jesteś?
- Nie. - odparłam. - Nie obchodzi go co się ze mną teraz dzieje.
- Na pewno się martwi, wiem jaki jest.
Oczywiście, pomyślałam wbijając wzrok z drogę przed nami, ty przecież wiesz wszystko. Chłopak głośno westchnął.
- Więc co było przyczyną twojej, jak mniemam, ucieczki?
- Skąd wiesz, że tak zrobiłam?
- Znam cię; zawsze gdy coś cię przerazi, starasz się od tego uciec.
- Konarski żeni się z Anią. - powiedziałam, a na jego twarzy wymalowało się lekkie zdziwienie.
- No wiesz... Skoro są ze sobą szczęśliwi, to nic w tym dziwnego, a ty musisz się po prostu z tym pogodzić.
- Mam się godzić z wszystkim? Chyba nie na tym to wszystko polega.
- A z czym jeszcze się tak godzisz?
- Przykładowo z twoim zniknięciem. - wypaliłam bez zastanowienia.
Dopiero gdy odpowiedziała mi cisza pożałowałam swoich słów. Andrzej nabrał głośno powietrza w płuca.
- Miałem ku temu powody. - mruknął.
- Jakie?
- To nieistotne. Ważne, że musiałem to zrobić, dobra?
Oczywiście taka odpowiedź mnie nie usatysfakcjonowała. Stwierdziłam jednak, że nie uda mi się nic z niego wyciągnąć, więc szłam marząc, by jak najszybciej znaleźć się w domu.
W końcu gdy ujrzałam na horyzoncie dom, przyspieszyłam jeszcze bardziej kroku.
Stanęłam przed wejściem do bloku z ręką zatrzymaną na klamce. Chciałam spróbować jeszcze raz z nim porozmawiać.
- Powiedz mi tylko co wpłynęło na to, że nie utrzymujemy kontaktu? Obiecuję, że dam ci spokój.
Chłopak zamilkł na chwilę, a ja myślałam, że odwróci się i po prostu odejdzie. W końcu jednak odparł zniecierpliwionym tonem:
- Zakochałem się, poznałem wielką miłość życia, pasuje taka odpowiedź?
Cisza, która w tym momencie zapanowała w eterze zdawała mi się nie kończyć. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w twarz; słyszałam tylko głośne westchnięcia.
- Tak, pasuje. - powiedziałam czując jak zaczynam się trząść. - Nie będę już cię męczyła. Dobranoc.
Weszłam do środka, w rekordowym tempie pokonałam schody i stanęłam przed mieszkaniem.
Nie chciałam jeszcze tam wchodzić, ale nie miałam wyboru.
Ostrożnie uchyliłam drzwi, wślizgnęłam się do środka, a potem jeszcze szybciej do swojego pokoju.
Momentalnie znalazłam się na łóżku. Przez jakiś czas zbierałam swoje drobno rozbite wnętrze, po czym pod poduszką znalazłam papierosy. Drżącymi dłońmi odpaliłam go, wzięłam bucha i opatuliłam kolana ramionami.
Próbowałam to wszystko powoli do siebie przyjąć, ale nie potrafiłam.
Cała sytuacja, delikatnie mówiąc mnie przerastała.

----------------------------------------------
Mocno przesadziłam? :D
To wszystko wydaje mi się trochę bez sensu. Powinnam to skończyć w dwóch postać i nie przeciągać dłużej, bo coś czuję, że zrobi się z tego tasiemiec...
No ale nie mogę. ;>
Może to mało ważne, ale nie mogę cały czas przywyknąć do wąsatej Resovii... XD

To nie przedłużam, do następnego!
Misu ;)

sobota, 2 listopada 2013

16. Czułam jakby jakaś niewidzialna siła zaciągała mnie tam, gdzie był on.




Nigdy nie sądziłam, że po jednym dosyć nietypowym wieczorze ktoś stanie się głównym punktem moich codziennych rozważań czy obserwacji. A tym bardziej nie widziałam w tej roli Andrzeja.
Od Tego dnia, a raczej jednego momentu z niego, chciałam jak najwięcej czasu spędzać z Wronką. Czułam jakby jakaś niewidzialna siła zaciągała mnie tam, gdzie był on.
W pewnym czasie próbowałam nawet z nim gotować, ale po kilku oparzeniach i urazach Andrzej zabronił mi podchodzić do kuchenki i rozpieszczał moje kubki smakowe swoimi potrawami . Wybrałam się też kilka razy do schroniska (z trudem rezygnując z oddania gryzącego wszystko Nygusa), ale gdy zaczął się sezon przygotowawczy dla siatkarzy, przesiadywałam prawie cały czas w domu.
Nie chciałam spotykać innych siatkarzy. Gdybym tam poszła, na pewno ktoś wpadłby na pomysł zapytania, dlaczego tak długo mnie tu nie było, tym samym wywołując bolesne wspomnienia związane z przeszłością.
Więc spędzałam ten czas w naszych czterech ścianach.
Pewnego razu Andrzej przyłączył się do mnie, gdy oglądałam film w telewizji. To chyba nigdy nie uległo zmianie. Zachowywał się tak samo jak zazwyczaj: starał się nie zwracać na mnie szczególnej uwagi, lecz po jakimś czasie ulegał i znów szukał kontaktu, a gdy jego dłoń znalazła moją czy usiadł trochę bliżej, nie byłam tym za bardzo zaskoczona.
Kiedy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, chłopak znalazł pilota i przełączył na kanał sportowy, gdzie leciała akurat powtórka siatkówki. Domyśliłam się (po skrótach), że drużyny były reprezentacjami, ale nie było wśród nich Polski.
Przypatrzyłam się grających; już na pierwszy rzut oka było widać, ile serca wkładają w każde odbicie piłki czy jej obronę. Prócz serca wymagało to wszystko od nich siły, przez co niektórzy mieli lekką zadyszkę. Zaśmiałam się pod nosem. Przed oczami stanął mi obraz siebie na boisku, klnącą pod nosem i wypluwającą resztkę płuc.
Zaciekawiło mnie, czy którykolwiek z nich, siatkarzy, może sobie pozwolić na co dawniej ja, choćby na jedną fajkę... A zwłaszcza czy Wrona może.
- Dlaczego to zrobiłeś? - wyrzuciłam z siebie.
- Ale o co chodzi? - zapytał marszcząc brwi.
- Kazałeś mi nauczyć siebie palić. Przecież jesteś sportowcem, nie powinieneś...
- Masz rację, nie powinienem, ale trzymając już w dłoni tą paczkę, zdecydowałem, że chcę sprawdzić co cię tak w nich kręci. - uśmiechnął się zawadiacko. - Czyżbyś miała wyrzuty sumienia, że prawie przeciągnęłaś mnie na złą stronę?
- Przecież sam tego chciałeś... - zaczęłam się bronić, lecz gdy jego twarz znalazła się bardzo blisko mojej, zamilkłam.
Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami, nie wiedząc, czego się spodziewać. Jego mina spoważniała, czym zupełnie wytrącił mnie z równowagi. Dopiero gdy jego usta złączyły się z moimi, uspokoiłam się.
Przez całe moje ciało przeszły przyjemne dreszcze, tak samo jak w momencie, gdy opuszki jego palców zaczęły pieścić moje włosy.
Gdy oddzieliliśmy się od siebie, on zakręcił sobie kosmyk moich włosów na palcu i zaczął się nim bawić.
- Wiesz co? - odezwał się po chwili. - Już zasmakowałem fajek, alkoholu, dużej adrenaliny i śmiało mogę przyznać, że są silniejsze uzależnienia.
- Na przykład?
- Ty. - mruknął. Roześmiałam się w głos.
- Nie sądzę, żebym była czymś lepszym od choćby nikotyny.
- No widzisz, nawet ty czasami się mylisz.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem, co po chwili zostało przez niego sparodiowane. Oparłam głowę o jego pierś i zamknęłam oczy. Jego ramię szybko mnie otuliło, co jak najbardziej mi odpowiadało. Czułam, że jestem choć trochę ważna. Przynajmniej w chwili, gdy byłam blisko niego, poza tymi momentami znów byłam na Ziemi bez celu...
Może w ciężko to uwierzyć, ale momentami znów czułam się jak dziecko.
Znów byłam małą dziewczynką z długimi, ciemnymi warkoczami, buzią utytłaną czekoladą i szerokim uśmiechem na ustach. No, może nie dosłownie, ale za to moje podejście do niektórych spraw było właśnie takie jak u kilkuletniego dziecka.
Zauważyłam, że to w większości zasługa Wrony. Nikt inny nie chciał spędzać ze mną tyle czasu ani nie traktował zarazem jak kumpla i kogoś... wyjątkowego.
Doszłam też do wniosku, że spędzanie z nim czasu było jednym z lepszych wyborów w ciągu tych kilku miesięcy. Tak, zgadza się, miesięcy.
Nim się obejrzałam, liście na drzewach zaczęły zmieniać kolor, w powietrzu czuć było nadchodzącą jesień, a Dawid zapowiadał swój powrót do domu.
Z tego, co dowiedziałam się od wrony, sezon reprezentacyjny trwał dość długo. Kilka razy widywałam go na ekranie w barwach narodowych, ale to nie zmieniło faktu, że cholernie za nim tęskniłam.
Z drugiej strony, kiedy on wróci, Wrona będzie musiał się wyprowadzić. Nie potrafiłam wyobrazić sobie, że jesteśmy w innych miejscach i widujemy się rzadziej niż aktualnie. Niestety, takie były realia, a ja mogłam się tylko z nimi pogodzić.
Czas nieubłaganie płynął.
Tak więc w połowie, siedzieliśmy z Andrzejem w salonie, czekając na powrót Konara.
Niby tak jak zawsze: popołudnie spędzaliśmy wspólnie, ale milczenie, które zaistniało, nie zapowiadało niczego dobrego. Gdyby nie muzyka lecąca cicho z głośników, słychać byłoby tylko szczeki przez psa.
Nie mogłam znieść tego, że akurat w momencie, gdy najbardziej potrzebowałam rozmowy, on w ogóle się nie odzywał.
Denerwowałam się. Sama nie wiem czy bardziej przybyciem Dawida, czy tego, że niedługo będę musiała spotkać się z rzeczywistością.
Niedługo zaczynał się znowu rok akademicki, co oznaczało, że będę musiała wrócić do tego, co było dawniej. Znów będę cudowną, pozytywnie nastawioną studentką, pragnącą zdobywać wiedzę! Przecież jestem taka sama jak reszta ludzi z roku; przeciętna i nie wyróżniająca się z tłumu...
Nie chciałam jednak, by ktokolwiek zauważył, że czas, który spędziłam w domu zamiast na wykładach, roztrwoniłam na wegetacji.
Z tego powodu w moich rękach znalazł się szkicownik i węgiel w ołówku. Znalezienie ich było dość proste. Trudniejsze - znaleźć obiekt do przelania na papier. Nigdy nie byłam dobra w wymyślaniu, dlatego nie chciałam nawet próbować czegoś wymyślać.
Próbując, niby, przypomnieć sobie jak cieniować, zaczęłam jeździć nim po papierze. To bez sensu, pomyślałam i przewróciłam kartkę. Niespodziewanie Wrona spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Co robisz? - zapytał, próbując zajrzeć w mój szkicownik, ale przycisnęłam go mocniej do siebie.
- Obmyślam plan zawładnięcia ludzkością. - odparłam, co trochę go zdziwiło. - Próbuję jakoś sensownie wykorzystać czas.
- W takim razie nie przeszkadzam ci. - mruknął, po czym ponownie usiadł na fotelu przy balkonie (tak jakby celowo chciał znaleźć się daleko ode mnie...) i zaczytał się w książkę.
Spojrzałam na niego. Ustawiony był do mnie tak, że widziałam go od przodu.
Nie czekając dłużej, zaczęłam szkicować. Każdy ruch starałam się zrobić jak najdokładniej.
Najciekawsza była powaga, która w tym momencie gościła na jego twarzy. Rzadko udawało mi się go takim zobaczyć, a dzisiejszy cały dzień nie miałam wyboru. Z jednej strony trochę mnie to dziwiło, ale nie potrafiłabym nawet tego zmienić.
Korzystałam z tej "okazji" przez prawie dwie godziny, dzięki czemu udało mi się wykonać kawałek tego, co chciałam zrobić.
Po tym czasie telefon chłopaka się rozdzwonił, przez co nie wrócił już na dawne miejsce, tylko zaczął krzątać się po domu. Lekko zawiedziona tym, że piszę odłożyć dokończenie tego na później, odłożyłam wszystko i poszłam nadać sobie szklankę soku.
Gdy wracałam już z kuchni (w której Endrju minął mnie bez słowa), w przedpokoju zauważyłam spakowane, gotowe do wyjścia torby.
Czyli Dawid będzie tu szybciej niż się spodziewałam
- Ile zostało czasu?
- Do czego?
- Powrotu Konarskiego.
- Za około kwadrans powinien tu być. - odparł chłodno.
- Co się dzieje? - zaniepokoiłam się.
- Nic, dlaczego?
- Jesteś dzisiaj inny niż zawsze.
- Wydaje ci się. - mruknął, a ją mimowolnie posmutniałam. Najwidoczniej zauważył to, bo podszedł, chwycił mnie lekko za ramiona i dodał: - Po prostu trochę dziwnie się czuję, jakbym o czymś zapomniał czy czegoś nie zrobił, wiesz jak to jest.
Kiwnęłam głową i poszłam znów do kuchni, gdzie zaparzyłam herbatę.
Zdążyłam usiąść na fotelu i chwilę odpocząć, nim usłyszałam jak drzwi wejściowe się otwierają.
Po chwili wylądowałam w silnym uścisku Dawida. Spodobało mi się to, gdy zauważyłam w oczach Wrony iskierke zazdrości.
Kiedy już byliśmy po powitaniu, zasiedliśmy wspólnie w salonie, a Konar zaczął mówić o ich ostatnim wyjeździe. Słuchałam ich bez większego zainteresowania i, nim się obejrzałam, staliśmy już przy wyjściu.
Ich rozmowa jeszcze się nie zakończyła, a ja chciałam krzyczeć, by On stąd nie wychodził, by został...
W momencie, gdy Dawid podziękował już Wronce, ten odwrócił się do mnie i spojrzał głęboko w oczy. Przez moment nawet myślałam, że schyli się, żeby chociaż pocałować mnie w czoło, jak to często robił. Jednak to, co zrobił zupełnie mnie zamurowało.
Wyciągnął ku mnie rękę. Nic więcej. Tak, jakbym była jego pieprzoną koleżanką. Jakbyśmy nie mieli z sobą innych relacji jak ledwo znający się ludzie...
- To cześć - powiedział z lekkim uśmiechem. Przez myśl przemknął mi nawet pomysł wymierzenia mu siarczystego  policzka, ale we właściwym momencie się opanowałam.
- ...Cześć. - odparła podając mu swoją dłoń, którą delikatnie uścisnął i puścił. Złapał za torby i otworzył drzwi. Będąc już jedną nogą na klatce schodowej, obrócił się.
- Do zobaczenia niebawem.- spojrzał na nas z uśmiechem, a gdy spotkał się z moim niepojmującym nic wyrazem twarzy, jego miną zrzędła.
I wyszedł. Tak po prostu, jakby był tu jeden dzień - nie dłużej, a ja nie mogłam się z tego wszystkiego otrząsnąć przez dłuższy czas...


--------------------------------------------
Potrafię zepsuć na tym blogu już wszystko!
Umieram w stertach prac domowych, powtórkach, sprawdzianach itp...
Ale w międzyczasie żyję wspomnieniami z SuperPucharu! :D A więc udało mi się zdobyć autograf Konarskiego, zobaczyłam Resovię na żywo i przeżyłam piękny mecz. <3
Teraz tylko czekam na kolejną okazję :)

A więc tak... Obiecałam w ostatnim poście niespodziankę, więc już o niej mówię.
Feel like Alice.
Tutaj już niedługo pojawi się pierwszy post. Tak, zaczynam nowe opowiadanie! :>

No, to tyle będzie. Ach, i proszę o nieukatrupienie mnie za tą akcję z Wroną... Obiecuję to później wyjaśnić! :D

Do następnego! Misu ;)