poniedziałek, 14 października 2013

15. Nie ciepię gdy ktoś mnie okłamuje, wiesz?


- Nygus, do cholery jasnej, puść moją nogę! - wrzasnęłam na całe gardło i szarpnęłam nogą, nad którą znęcał się pies. Miałam już go dość; nie odstępował mnie na krok, co chwilę gryząc i drapiąc. - Andrzej, proszę cię, zabierz go!
Po krótkim czasie usłyszałam trzask drzwi od dawidowego pokoju.
- Nie dasz mi ani chwili odpocząć. - chłopak ziewnął głośno. Podszedł, pogłaskał psa, tym samym wabiąc go do siebie. Usiadł na fotelu naprzeciw mnie i zajął się czworonogiem.
- Przepraszam, ale nie chcę być dla niego zabawką. A poza tym jest za wcześnie na spanie.
- Wcale nie zamierzałem spać. No, może tylko chwilkę... - mruknął i przyjrzał mi się uważnie. - Zmieniłaś coś z włosami, prawda?
Spuściłam wzrok. Miał rację, wzmocniłam ich barwę, ale miałam nadzieję, że to nie będzie aż tak bardzo rzucało się w oczy.
- Tak. - rzuciłam krótko.
- Ładnie wyglądasz. - ocenił. Spojrzałam na niego zszokowana.
- Dzięki. - wydobyłam z siebie, w tym samym czasie starając się, by na twarz nie wpłynął mi rumieniec. Czyli zauważył różnicę... Obserwuje mnie...
- Więc. - zaczął, robiąc moment przerwy. - Te plany na dzisiaj... Są aktualne?
Zmarszczyłam brwi.
- Jakie plany?
- Mieliśmy wyjść dziś z Marcinem. - w tym momencie przypomniało mi się, jak chciałam pokazać Kipkowi, że nie jestem słaba. Nie miałam jednak pojęcia, że to przyjdzie tak szybko.
- Mamy wychodzić z domu w taką pogodę? - jęknęłam patrząc przez okno. Od rana nie zobaczyłam ani jednego promyka słońca, więc ten wieczór nie za bardzo mi się uśmiechał.
- Obiecaliśmy mu, więc trzeba się z tego mimo wszystko wywiązać. - odpowiedział spokojnie. - Przecież miałaś mu coś udowodnić.
- W sumie masz rację. - spojrzałam na zegar ścienny, który wskazywał dwudziestą z minutami. - W takim razie o której wychodzimy>
- Za pół godziny. - odpowiedział i poszedł z powrotem do "swojego" pokoju, a ja poszłam w jego śladu (tylko, że wybrałam moje własne kąty).
Spojrzałam w lustro; jak zwykle, wyglądałam koszmarnie. Szybko rozczesałam włosy, nałożyłam makijaż i przebrałam się w coś bardziej wyjściowego i cieplejszego, czym nie był stary sweter i dżinsowe spodenki.
Nie wyglądałam szczególnie dobrze, ale stwierdziłam, że nie warto się więcej stroić.
Bez pośpiechu udałam się do kuchni, gdzie nalałam szklankę soku jabłkowego. Kiedy trzymałam szklankę przy ustach, do pomieszczenia wszedł Wrona.
- Gotowa? -zapytał mierząc mnie od stóp do głów. Skinęłam głową, odstawiłam naczynie i ruszyliśmy w drogę, a ten w międzyczasie powiedział: - Marcin mówił, że nie jest pewny, czy dotrze.
Stanęłam w miejscu i wlepiłam wzrok w jego plecy.
- Czyli na marne wyszliśmy na ten ziąb?
- Nie. - mruknął z uśmiechem. - Przynajmniej trochę się rozerwiemy.
Wzięłam głęboki wdech, byle tylko nie wybuchnąć i wypuściłam głośno powietrze.
- Nie ciepię gdy ktoś mnie okłamuje, wiesz?
- To wcale nie jest kłamstwo. - tłumaczył się. - Nie jest powiedziane, że on nie przyjdzie.
- Jasne. - mruknęłam i ruszyłam. W dalszej drodze nie odezwałam się do niego ani słowem.


Tego wieczoru nuda chyba nie miała zamiaru mnie opuścić. Wodziłam wzrokiem po pomieszczeniu, lecz nie potrafiłam znaleźć żadnego godnego uwagi punktu. Kilkakrotnie czułam na sobie spojrzenia Andrzeja, który nie chciał zostawiać mnie samą, mimo kilkakrotnych prób wyciągnięcia z naszego boksu przez jego zapalone (a może napalone?) wielbicielki. Musiała przyznać, że z czasem zaczęło mnie to denerwować, ale nie chciałam tego pokazać.
Po raz kolejny unosząc wzrok, spotkałam się z nim spojrzeniem, a on lekko się uśmiechnął.
- Dobrze się bawisz? - zaśmiał się.
- Wręcz świetnie - zironizowałam i westchnęłam - Okropnie się nudzę.
Usłyszawszy to, chłopak wstał z miejsca, podszedł do mnie i wyciągnął dłoń.
- W takim razie chodź.
Przygryzłam dolną wargę; nie ufałam mu w stu procentach. To przecież jego kilka razy podejrzewałam o TO najgorsze, ale z drugiej strony spędziłam z nim tyle czasu, że nie sądzę, by był na tyle głupi, by zrobić mi coś przy ludziach. No i ten brak zajęcia...
- Zgoda. - powiedziałam i chwyciłam się jego dłoni. Była duża, a mimo tego ciepła, niczym niedawno oderwana od czegoś gorącego. Uniosłam się i po chwili szliśmy na parkiet.
Muzyka nie była taka jak zawsze; klubowe klimaty zastąpiły stare hity, a ludzie bawili się przy nich jeszcze lepiej, niż ostatnio.
Chłopak stanął naprzeciw mnie, przez co miałam widok na jego obojczyki; mój wzrost nieraz już mnie dobijał.
Poczułam jak jego dłoń otuliła bok mojej talii, a powietrze na chwilę zaległo mi w płucach; zupełnie nie wiedziałam jak zareagować. Uspokój się, Filip!, skarciłam w myślach samą siebie i moja dłoń spoczęła na jego ramieniu. Zaczęliśmy podrygiwać do rytmu, co z biegiem czasu wychodziło mi coraz lepiej.
W pewnym momencie chłopak chciał mnie obrócić, lecz nie zrozumiałam o co chodzi. Straciłam równowagę i wpadłam w niego plecami. Chciałam się szybko wyrwać, ale on objął mnie mocniej.
- Spokojnie, nic się nie stało. - wypowiedział mi do ucha, a jego głos tak przyjemnie je pieścił. Przymknęłam oczy, a on zaczął mną kołysać. Muzyka zwalniała, dzięki czemu nie wyglądaliśmy jak kompletni idioci.
Nagle cały lęk zniknął; chciałam, by ta chwila trwała wiecznie. Chwila, w której jego zarost stykał się z moimi włosami, dłonie splatały się delikatnie, a ja... Po prostu tonęłam. I podobało mi się to.
Teraz zrozumiałam, że w głębi poszłam z nim, bo tego pragnęłam a nie z nudy.
Nie miałam pojęcia ile to wszystko trwało, ale zdecydowanie za krótko. Przy zmianie piosenki, odwróciłam się i spojrzałam na niego.
- Chcesz usiąść? - zapytał.
- Tak, trochę mi słabo. - wydukałam zgodnie z prawdą. Pod jego spojrzeniem naprawdę gięły się pode mną kolana, a serce dziwnie szybko kołatało.
Spuściłam wzrok i ruszyłam do stolika. Zajęłam miejsce naprzeciw niego i próbowałam dyskretnie zerkać w jego stronę, lecz za każdym razem spotykaliśmy się i uśmiechaliśmy nieco zmieszani.
- Wiesz, nie chcę tu siedzieć tak bezczynnie. - odezwał się. - Zagrajmy w wyzwania. Dawniej to uwielbiałem.
- Serio? - wybuchnęłam śmiechem. - No dobra, zaczynaj.
- Ten kwiat przy barze ma za dużo liści. - uśmiechnął się podejrzliwie. - Pójdź do barmana, spytaj czy możesz zerwać dwa z nich.
Po raz kolejny nie mogłam powstrzymać śmiechu, ale zrobiłam jak mi kazał. Miny ludzi siedzących przy ladzie były komiczne, ale z satysfakcją wróciłam do Wronki i położyłam mu przed nosem zielone listki. Pokręcił głową i pozwolił, by gra trwała.
Nie wiem ile dokładnie poleceń sobie zadaliśmy, lecz po kilku rundach zdecydowałam się na coś odważniejszego.
- Widzisz fajki w kieszeni tego kolesia? - głową skinęłam na jednego z tutejszych stałych bywalców, o którym chodzą różne, nieciekawe plotki. Z jego kurtki wystawała paczka Marlboro. - Zabierz je.
- niczego gorszego nie mogłaś wymyślić. - skomentował, ale wstał, by wykonać zadanie. - A co jak już będę je miał?
- Uciekaj. - rzuciłam krótko. - Będę za zewnątrz.
W jego oczach można było bez problemu dostrzec zdezorientowanie, ale nie zrezygnował i ruszył ku facetowi, a ja wyszłam z budynku. Oparłam się o mur i wpatrywałam w krople deszczu na tle ulicznej lampy.
Po kilku minutach drzwi powoli się otworzyły. Wrona zamknął je z grobową miną, a wolny krok zmienił się w bieg.
- Wiej! - krzyknął łapiąc mnie mocno za przegub. Moje nogi zaczęły szybko przebierać, żeby zdążyć za jego tempem biegu. Usłyszałam za nami kilka pojedynczych krzyków, które po chwili ucichły. Wbiegliśmy do jednej z mniejszych uliczek i, przyduszeni do mokrych ścian, ciężko dyszeliśmy.
Spojrzałam na niego, a ten tylko uniósł triumfalnie dłoń z paczką.
- Jak ty to...?
- Nieważne. Wiem tylko, że w najbliższym czasie nie powinniśmy się tam pokazywać.
Zaśmiałam się. Nie wierzyłam, że mu się to uda, a jednak... Najwyraźniej nie doceniałam go.
- Teraz moja kolej. - powiedział poważnie.
- W porządku, czekam. - uśmiechnęłam się, ale moja mina zrzedła, gdy ten odsunął wieczko i rzekł:
- Naucz mnie.
Aktualnie oczy miałam wielkości spodków. Po prostu mnie zamurowało.
- Jesteś pewien? - zmarszczyłam brwi.
- Tak. - odpowiedział stanowczo, po czym wręczył mi jednego szluga i zapalniczkę.
Włożyłam papierosa między wargi i zapaliłam go. Zaciągnęłam się. Znów czułam to pieszczące zimno w płucach. Uśmiechnęłam się i wręczyłam mu zapalniczkę.
- Powtórz po mnie. - poleciłam, a on szybko to zrobił szybko, zdecydowanie za szybko. Zachichotałam cicho, gdy on zaczął się dusić.
- Nie tak. - wyjęłam mu z ust papierosa, wzięłam bucha i, zbliżając się, wypuściłam dym na jego usta. Zaczął je łapczywie pochłaniać. Zrobiłam to po raz drugi, a odległość między nami się zmniejszyła.
Aż w pewnym momencie poczułam jego wargi na swoich. Ten krótki, delikatny pocałunek nieco mnie zszokował, lecz był przyjemniejszy nawet od wcześniejszej fajki.
Oderwałam się od niego, a jego opuszki palców prawie od razu znalazły się na moich policzkach. Oczy głęboko wpatrywały się w moje, jakby widziały w nich coś równającego się z skarbami świata.
- Tak bardzo cudowna... - wyszeptał i ponownie złączył nasze usta.
Położyłam dłonie na jego karku i zamknęłam oczy. W tym momencie nie miałam wobec niego żadnych podejrzeń. Motyle w moim brzuchu szalały, serce łomotało, a lęk nie potrafił się przez nie przebić. Woda z nieba skapywała z moich włosów, ale to się nie liczyło; był tylko on.
Jego dłonie zeszły na moją talię i zatrzymały się tam na moment.
Jak zwykle dawał mi poczucie bezpieczeństwa, a gdy zjechał nieco niżej na biodra, odskoczyłam automatycznie, a nie z obawy.
- Przepraszam. - wydusił z siebie.
- To nie twoja wina. - powiedziałam spokojnie. Spoglądaliśmy na siebie chwilę, po czym on zdjął swoją bluzę i zarzucił mi na plecy.
- Chodź, wracamy. - objął mnie ramieniem i ruszyliśmy do domu.
Opierałam głowę o jego klatkę piersiową przez całą drogę, która wydawała mi się dziwnie krótka, a gdy już weszliśmy do mieszkania, stanęliśmy pod moim pokojem. Wspięłam się na palce i przyciągnęłam go do siebie, nie protestował.
- Nie, tak nie można. - przerwał nagle. - Miałem się tobą opiekować, pilnować, żebyś nie zrobiła sobie krzywdy, a nie...
- Przecież nie dzieje mi się krzywda.
- Tak, no ale... Przepraszam, ale muszę już iść. Jutro porozmawiamy, ok?
- Pewnie. - mruknęłam. Jego dłoń uniosła mój podbródek, bym mogła na niego spojrzeć. Uśmiechał się uroczo, więc nie potrafiłam nie odwzajemnić wygięcia ust.
- Dobranoc. - Cmoknął mnie lekko w policzek i odszedł.
Spoglądałam na jego plecy jeszcze przez moment, po którym odwróciłam się na pięcie i weszłam do pokoju.
Położyłam się na łóżku i wsłuchałam w deszcz za oknem.
Cóż, myślałam, nie zawsze złe znaki zapowiadają coś złego. A w głębi siebie od zawsze lubiłam deszcz...


----------------------------------------------------------
Trochę krótkie, ale nie widzę sensu rozpisywać tego bardziej.
W ogóle tak romantycznie, że ojapierdziele, ble.
Buniu, jest 01:47, czyli skończyłam w nocy, jak obiecałam! :D

No to co, mamy już tą kochaną PlusLigę. Czekałam, czekałam aż się doczekałam. :)
I jeszcze jedno: ♥ Wybiera się ktoś, prócz mnie, na SuperPuchar w Poznaniu w środę? ♥
(nie żebym się chwaliła czy coś :>)

Dajcie mi czas na rozkręcenie się z pisaniem, trochę wyszłam z wprawy, ok? :)
Ach, no i możliwe, że w następnym rozdziale będę miała dla niektórych niespodziankę. ;>

Pozdrawiam, Misu.