wtorek, 20 sierpnia 2013

13. Sądzę, że nadszedł czas na zmiany.



Dawniej bardzo lubiłam jeździć do babci na coroczne zjazdy rodziny. Zawsze któraś z ciotek chwaliła mnie za wszystko co zrobiłam, dziadek przyprowadzał do domu nowo narodzone koty, które męczyłam głaskaniem. Czułam się inaczej niż w domu; ktoś mnie kochał, tak jak powinna to czynić matka czy ojciec.
Co roku była tam też rodzina Konarskich, lecz poza Dawidem, nie zwracałam na nich w ogóle uwagi. To z nim biegałam po podwórku z wiadrem zimnej wody, która szybko lądowała na jego ubraniach, śmiałam się z psikusów robionych mojemu starszemu bratu. To z nim też próbowałam przekonywać babcię, by jeszcze na chwilę wyjęła blachę z ciastem, po czym z pełnymi garściami wybiegaliśmy na zewnątrz pod kuchenne okno i jedliśmy ukradzione słodkości.
"Daj im palec, a wezmą całą rękę!" skarżyła się komuś, ale wiedzieliśmy, że robiła to celowo. Zawsze kończyła to teatralnym westchnięciem, a gdy szliśmy do niej po jakimś czasie, przytulała nas do siebie mocno. Nie gniewała się, co chętnie wykorzystywaliśmy.
To samo mogłam zarzucić Wronie, gdy codziennie kończyliśmy dzień na spacerze po Bydgoszczy. Wystarczyło jedno wyjście, by rozbudzić w nim spacerowicza.
Początkowo stawiałam opór, wolałam siedzieć w domu i być męczoną przez Nygusa, niż łazić po ulicach i łapać te wszystkie krzywe spojrzenia. Skarżyłam się na to Andrzejowi, ale on kazał mi je ignorować, co cały czas robiłam. I wychodziło mi to coraz lepiej, prawie jak za dawnych czasów.

Tego dnia wyjątkowo Wrona musiał wybrać się na Łuczniczkę i uparł się, że koniecznie muszę iść z nim. Wiedziałam, że w takim przypadku musimy gdzieś zostawić Nygusa, ale on pomyślał o tym wcześniej, dzwoniąc do Walińskiego z prośbą o przetrzymanie psa.
Tak więc kiedy już psa nie było w domu, a ja czekałam na ławce przed blokiem na Andrzeja zauważyłam kilka znajomych sylwetek.
Jedną z nich był Kamil, ten sam, który kilka miesięcy temu błagał mnie o wyjście na drinka do pobliskiego klubu. Dostrzegłam, że otacza go trzech, podobnych do niego posturą chłopaków. Wytężyłam słuch i doszła mnie ich rozmowa.
- Myślałem, że ta Iza jest taka cnotka, a wystarczyły dwa drinki i od razu mnie pociągła do męskiego kibla. Zajebiście, że tam poszliśmy. Dzisiaj też musi być, bo przecież trzeba poruchać, nie?
Zarechotał, a reszta mu zawtórowała. Nie miałam ochoty więcej ich słuchać, więc spróbowałam skupić się na czymś innym, jak choćby kot spacerujący między samochodami, ale mimo uporczywego wpatrywania się w delikatne ruchy zwierzęcia, nie mogłam od siebie odepchnąć fali myśli.
Za każdym razem gdy usłyszałam cokolwiek o "zaliczaniu, ruchaniu" i typ podobnym przechodziły mnie ciarki. Miałam wrażenie, że on jest blisko, wróci i zrobi mi większą krzywdę. A co jeśli jest w tej grupce? Oni wszyscy mnie znali, nie tylko z widzenia. Często próbowali mnie zagadać gdy wychodziłam przed blok, a ja zawsze ich spławiałam.
Ale co jeśli któryś z nich tego dokonał? Nie, to nie może być prawdą. Przecież oni nie robią nic poza nakazami Kamila. Próbowałam do siebie jakoś przemówić, ale nic nie pomagało.
Zaczęłam się trząść, lecz nie miałam nad tym panowania. Podciągnęłam kolana pod brodę i zamknęłam oczy. Z chwili na chwilę w wyobraźni pojawiało się coraz więcej czarnych scenariuszy. Może to ten najniższy, a może najbardziej napakowany? Przestań, idiotko, to nie oni!
Obejrzałam się na boki i z ulgą odetchnęłam, gdy na horyzoncie ukazał się Andrzej. Wstałam i ruszyłam ku niemu.
- Przepraszam, że to tak długo trwało, ale wiesz jaki jest Marcin, buzia mu się nigdy nie zamyka.
- Chodźmy stąd - rzekłam stanowczo. - Teraz, nie chcę tu być.
- No dobra, skoro tego chcesz - kiwnął głową na drogę, którą mieliśmy się udać.
Bez zastanowienia podążyłam za nim, ale szybko wyrównaliśmy krok. Kiedy przechodziliśmy koło wcześniej obserwowanej przeze mnie grupki poczułam na sobie ich oczy, więc rzuciłam krótkie spojrzenie. Prawie wszyscy mieli na ustach drwiące uśmiechy.W głębi poczułam jak ogarnia mnie przerażenie, lecz odwróciłam obojętnie głowę.
Jak to mieliśmy w zwyczaju, do celu doszliśmy bez dłuższych rozmów. Nie miałam ochoty zwierzać się mu ze swoich podejrzeń, zwłaszcza, że nie wiedział o tym nic.
Dopiero gdy weszliśmy na Łuczniczkę, Andrzej zwrócił się do mnie:
- Muszę iść do biura. Pójdź na halę, zaraz do ciebie przyjdę, ok?
Kiwnęłam głową i rozeszliśmy się. Miejsce to było mi oczywiście znane, ale już dawno tu nie byłam, przez co czułam się nieswojo.
Weszłam na pustą halę i rozejrzałam się. Pierwszy raz byłam tu całkowicie sama, dlatego wcześniej miałam wrażenie, że hala jest mniejsza; teraz zadziwiała mnie swoimi parametrami.
Stanęłam na środku (w międzyczasie robiąc echo stukaniem butów) i spojrzałam w górę na sklepienie, które zrobiło na mnie mocne wrażenie.
- Wyglądasz jak turystka zza granicy - zaśmiał się Wrona idąc w moją stronę. - Wszystko jest takie cudne i "my tego w naszym kraju nie mamy", co?
- Zabawne, kurwa. - mruknęłam, w tym samym czasie przyglądając się twarzy, na której widniał tak dobrze mi znany uśmiech. Reszcie mogłabym się mocniej przyjrzeć gdy siatkarz był już bliżej, ale on nie zamierzał stać w tym miejscu.
- Chodź, usiądźmy.- gestem zaprosił mnie do zajęcia jednego z miejsc na dolnych trybunach Niechętnie podreptałam na wskazane miejsce, a on nie chciał być gorszy i po chwili siedział koło mnie. Patrzyliśmy przed siebie przez dłuższą chwilę.
- Więc po co tu jesteśmy? - zaczęłam, a on spojrzał na mój profil.
- Bo chciałem pokazać ci... mój drugi dom, w którym teraz czuję się jakoś obco i rzadko w nim bywam.
- W pierwszym też.
- Racja - przyznał. - Ale tymczasowo mieszkam z tobą, więc wasz dom uznaję za swój.
- Niech będzie. - zaśmiałam się i spojrzałam na niego. Nasze spojrzenia spotkały się na zdecydowanie za długą chwilę. Niebieskie tęczówki spoglądały w moje, wywołując ciepły dreszcz, który przeszedł przez moje ciało. Odwróciłam głowę w stronę moich butów; nie wiedziałam co zrobić z tym uczuciem, także starałam się go unikać.
Nastała krępująca cisza, po której Wrona mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i stanął naprzeciw mnie.
- Nie będziemy całego dnia tak siedzieć, co nie?
- Dobra, ale gdzie idziemy? - zapytałam, na co wzruszył ramionami.
- Tam, gdzie nas nogi poniosą.
- Bez żadnych planów? - spojrzałam na niego podejrzliwie w czasie gdy wstawałam. - Nie poznaję cię.
- Sądzę, że nadszedł czas na zmiany.
Zmrużyłam lekko oczy; wiedziałam, że to co powiedział nie było czymś ot tak mrukniętym, miało głębszy sens.
- Spokojnie, nie będę teraz jeszcze gorszy - szturchnął mnie lekko w ramię, a spotkawszy się z wystraszonym wyraz twarzy, dodał: - Boisz się?
Pierwszą moją myślą była ciemna postać sprzed kilku miesięcy i Kamil ze swoimi kumplami.
- Nie - skłamałam.
- To dobrze, bo obawiałem się, że to ja jestem w twoich oczach zagrożeniem.
- Ty?! - prychnęłam chcąc wymazać z jego pamięci mój strach. - Spędzasz przy mnie prawie całą dobę niczym prywatny ochroniarz, Nie wyszłabym teraz na zewnątrz z kimś, kogo się boję.
- Niby tak, ale wolę się upewnić. - uniósł brwi i pociągnął dalej: - Nikt nie jest przecież święty.
Moja mina nieco zbledła. A co jeśli... Nie!
- Oczywiście żartuję - dodał szybko.
- Jasne. - mruknęłam gdy wychodziliśmy z budynku. Nie miałam najmniejszej ochoty nigdzie wychodzić, ale może powinnam posłuchać się Andrzeja, może czas na zmiany?


Siedząc w salonie po kilkugodzinnym włóczeniu się do mieście doszłam do dwóch wniosków. Po pierwsze, Wrona jest całkiem pomocny, przy tym dość zabawny, a po drugie muszę naprawdę się zmienić.
Co do pierwszego, stwierdziłam to po tym, gdy uświadomiłam sobie, że od rozpoczęcia wspólnego spędzania czasu, jego żarty okazały się na tyle dobre, bym zaczęła się z nich śmiać (co prawda rzadko, ale ważne, że działały na mnie).
Drugi fakt postanowiłam wprowadzić w życie po zauważeniu pierwszego. Patrząc z perspektywy czasu, Andrzej poświęcił mi naprawdę wiele. Przecież nieraz widziałam, że jego cierpliwość się kończyła, a on i tak starał się poprawić mój humor lub nie zasnął, póki ja tego nie zrobiłam. Zawsze zajmował się Nygusem kiedy nie miałam na to ochoty z różnych powodów (a zdarzało się to często). Kiedy miałam największą ochotę na zakazane papierosy, obwiniałam go za wszystko, a nawet czasami zdarzało mi się uderzyć go z prostej dłoni w ramię czy klatkę piersiową, a mimo to zawsze gdy dzwonił Dejw mówił, że wszystko jest ok  moje zachowanie się polepsza. Pokonanie wielu lęków (jak wyjście z domu, spotkanie z ludźmi czy chorobliwa obawa o przyszłość), a ja wciąż nie umiałam okazać mu trochę wdzięczności, choćby zwykłą zmianą zachowania.
Chcąc zaczęć to wszystko już od zaraz, wstałam i zaparzyłam dla nas dwojga herbatę, po czym postawiłam dwa kubki z napojem na stole
- Dzisiaj zamieniasz procenty na herbatę? - zaśmiał się - Tym razem to ja cię nie poznaję.
- Jak widzisz, czasem potrzeba mi spokoju.
- Nie uwierzę w to.
- To zabrzmiało jak wyzwanie.
- W takim razie tak to potraktujmy. - poruszył zabawnie brwiami. - Ale potraktujmy to jako zakład.
Nie odezwałam się już ani słowem, tylko kiwnęłam głową zgadzając się. Uśmiech, który na moment zaistniał na mojej twarzy miał go zapewnić, że jestem pewna wygranej, ale jego mina też nie wyrażała wątpliwości w swoje założenie. Wyłączył telewizor, muzykę, nawet zamknął okno, żeby nic nie zakłócało ciszy.
Mijał czas, a wcześniej upragniona cisza zamieniła się w męczarnie. Wypiłam już herbatę i wysłuchiwałam choćby drobnego odgłosy, ale na marne.
Spojrzałam na Andrzej. Mając zamknięte oczy, przylegał do oparcia kanapy górną częścią pleców. Bił od niego ten stoicki, którego mógłby mu prawie każdy pozazdrościć. Jemu jednak był on bardzo potrzebny, na przykład do wyprowadzania mnie z równowagi. Pokręciłam z niesmakiem głową.
Chwila, pomyślałam, to nie jest normalne, żeby była taka cisza, nawet w takie sytuacji. Czegoś mi tu brakuje...
Nygus!
- Odebrałeś psa od Walińskiego? - zapytałam nerwowo, ale od razu pożałowałam tego z całych sił. Chłopak otworzył powoli oczy i uśmiechnął się szeroko.
- Wiedziałem, że nie wytrzymasz.
- Przecież byłam spokojna!
- Nie wmówisz mi, że twój ton był obojętny i nie zdenerwowałaś się - powiedział, a ja głęboko westchnęłam.
- Dobra. Jakie jest twoje polecenie? - wolałam mieć to już za sobą, bo Wrona mógł zażyczyć sobie wszystkiego. Chłopak zamyślił się na chwilę.
- Pamiętasz co ci powiedziałem dzisiaj o Łuczniczce?
- Że to twój drugi dom.
- Właśnie. Chciałbym, żebyś pokazała mi takie miejsce sprzed tych kilku gorszych tygodni, które traktowałaś jak ja Łuczniczkę. Chcę zobaczyć jak wyglądało twoje życie przed tym, ok?
- To chodźmy. - ruszyłam ku drzwiom, po drodze łapiąc szmacianą torbę.
- O tej godzinie? - zdziwił się. - Jest wpół jedenastej.
- Idealnie - rzuciłam przez ramię, dostrzegając, że kanapa jest już pusta. Ubrałam buty i wyszłam na klatkę schodową, a Andrzej po chwili pojawił się koło mnie. Zeszliśmy na zewnątrz, a później zaczęliśmy iść po oświetlonych chodnikach. W pewnym momencie skręciłam w jedną z uliczek, a on poszedł za mną.
Poczułam w powietrzu wilgoć z ścian i ujrzałam mężczyznę leżącego na końcu uliczki pod murem.
- Nel, gdzie my idziemy? - mruknął nad moim uchem Wrona gdy zbliżaliśmy się do faceta. Spojrzałam na jego zdezorientowaną minę, a na usta wpełzł mi zawadiacki uśmiech.
Szliśmy dalej, aż nie ujrzałam metalowych, zardzewiałych drzwi. Próbowałam je sama otworzyć, ale siatkarz mnie wyręczył.
Wślizgnęłam się do środka i od razu poraził mnie czerwony snop światła. Kiedy już moje oczy przyzwyczaiły się do migających reflektorów, rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Bar z dwoma mężczyznami ubranymi w dawniej białe koszule i otaczające ich grono pijących było tu zawsze, tym razem także. W dalszych częściach znajdował się przepełniony po brzegi parkiet ludzi tańczących do klubowej muzyki i ozdoby na ścianach takie jak stare afrykańskie maski. Od mojej ostatniej wizyty klub nie zmienił się nic a nic.
- Chodź. - powiedziałam do Andrzeja i podążyliśmy do jednego z wolnych stolików otoczonych sofą. Kiedy już usiedliśmy, chłopak pochylił się nieco ku mnie.
- Możesz mi powiedzieć, czemu tu jesteśmy?
- Tutaj spędzałam dość dużo czasu, wszyscy są jak rodzina. Czułam się tu miło widziana, poznałam tu Alka i dużo ludzi ze studiów. Dawid nie zna tego miejsca, nie puściłby mnie tutaj ze względu na opinię tego miejsca.
- Nic dziwnego - mruknął mierząc ponownie wzrokiem wyrażającym obrzydzenie cały klub.
- Uwierz mi. Kiedyś byłam w innym bydgoskim klubie i po pół godziny wyszłam. Ludzie tutaj są naprawdę lepsi.
- Sprawdzę to - rzucił wstając i skierował się ku barowi.
Zostałam sama, więc zaczęłam się ponownie rozglądać. Ujrzałam kilka znajomych twarzy, przywitałam się kiwnięciem głowy, a dwie brunetki z zaplecza zbliżyły się do stolika przy którym siedziałam.
- Kogo to widzę? - zapytała wyższa z nich, Hanna, na tyle głośno, żebym mogła to usłyszeć.
- Skądś kojarzę tą twarz - powiedziała ta druga, ujmując mnie za brodę, po czym delikatnie chwyciła w dwa palce kilka moich czerwonych kosmyków. - I ten odcień! Hmm, czyżby to była ona?
- Daj spokój, Amelio - uśmiechnęłam się, a objęła moją szyję ramionami. Można było z łatwością poczuć od niej alkohol.
- Nel, dawno cię tu nie było, co się stało? - zapytała smutno, stając koło swojej towarzyszki.
- Drobne problemy, nie ma o czym mówić - zaśmiałam się w myślach na myśl o "drobności" moich problemów.
- To dobrze, martwiliśmy się, że to coś poważnego. - odezwała się pierwsza. - Jesteś tu sama?
- Nie, jest ze mną... przyjaciel - odpowiedziałam obserwując jak Wrona wraca do stolika z dwoma piwami.
- Niekiepski! Ma kogoś?
- Y... Znaczy się...
- Nie? W takim razie zobaczmy jaki jest. - Amelia ukazała swój biały uśmiech, gdy Andrzej usiadł koło mnie. Przedstawiłam ich sobie czując, że niezbyt zależy mi na ich poznaniu.
Dziewczyny przysiadły się do nas, zadziwiająco blisko chłopaka, który przysunął się bliżej mnie.
W ciągu kwadransa brunetki zdążyły wypytać Andrzeja o prawie wszystko, a on prawie zawsze zbywał je krótkimi, nieprawdziwymi odpowiedziami. Miał ich tak samo dosyć jak ja.
- Chodźcie zatańczyć. - zaproponowała Amelia, patrząc wyczekująco na siatkarza.
- Ja tu zostaję. - mruknęłam biorąc łyka piwa z pokala.
- Chodź, Andrzej! - jedna z nich, nawet nie wiem która, pociągnęła go za ramię. Posłał mi pełne bólu spojrzenie i dać się zaciągnąć na parkiet.
Miałam niezły obaw obserwując, jak chłopak stoi w miejscu, a Amelia czai się wokół niego niczym wąż. Próbowała zwrócić jego uwagę przeróżnymi zejściami, obrotami, ale on pozostawał nieugięty i rozglądał się po ścianach. Nawet nie powstrzymywałam się od śmiechu, bo hałas zdecydowanie mnie zagłuszał. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, on wywrócił oczami i przesyłał mi nieme błagania o wyzwolenie z jej szponów.
Dopiero kiedy jej dłonie powędrowały na jego barki, a później zaczęły zjeżdżać w dół, postanowiłam wkroczyć do akcji. Podeszłam obok nich i przejechałam palcem wskazującym wzdłuż jednej strony szczęki Andrzeja, przez co obrócił się ku mnie. Ułożyłam ręce na jego karku, a on położył swoje na moich biodrach. Żeby wzmocnić efekt, podeszłam niego bliżej i zaplotłam dłonie. Bujaliśmy się do muzyki, co chwilę dając jej drobnymi gestami do zrozumienia, że powinna odejść i zostawić nas we dwoje. Zerknęłam w bok. Niestety, nie skutkowało, a dziewczyna wciąż się przy nas kręciła, bacznie wytrzeszczając ślipia.
Spojrzałam mu głęboko w oczy, ale mój organizm zareagował inaczej niż miałam w planach. Wzięłam dużo powietrza w płuca i zacisnęłam usta. Miałam okropną ochotę jeszcze bardziej zbliżyć się do niego, ale nie wykonywałam żadnych ruchów, jedynie muskałam lekko kciukiem lewej ręki jego skórę. Spuściłam spojrzenie, by opanować władające mną emocje.
Kolejne dyskretne spojrzenie, takie samo zachowanie dziewczyny. Ponownie wyszukałam niebieskich tęczówek Wrony i wpatrzyłam się w nie mocno, czując nagłe motyle w brzuchu. Złożyłam mocniej palce, naciskając tym samym na jego kark. Chyba zrozumiał o co mi chodzi, bo zatrzymał się na chwilę i schylił ku mnie. Uniosłam nieco brodę i pozwoliłam przybliżyć się mu jeszcze bardziej. W momencie, gdy praktycznie wystarczył jeden ruch w przód, by nasze usta się złączyły, obróciłam głowę w lewo, tym samym sprawiając, że poczułam wilgotny ślad na szyi. W tym samym czasie brunetka rozdziawiła usta i oczy. Udało się, po chwili znikła w tłumie.
- Poszła sobie - krzyknęłam mu do ucha, a on oderwał się ode mnie.
- Przepraszam, to było...
- Nie szkodzi. - uniosłam jeden kącik ust do góry. - Wyjdźmy na zewnątrz, duszno mi.
Zabrałam z sofy swoją torbę i ruszyliśmy ku wyjściu. Kiedy już uderzyło mnie chłodne powietrze, odetchnęłam głęboko. Część mnie chciała powtórzyć to co działo się w klubie z Andrzejem, a część chciała od niego uciec. Nie zrobiłam nic, po prostu szłam obok niego.
- Więc - zaczął. - Tak wyglądało całe twoje wcześniejsze życie?
- Zacznijmy od tego, że we "wcześniejszym życiu" mogłam nie wracać na noc, pić do utraty świadomości i wypalić dziennie kilka paczek fajek. A teraz nawet nie próbuję wyciągnąć jednego papierosa, bo wiem, że i tak twój wzrok przemówi sam za siebie i odłożę ją szybciej niż wyjęłam.
- Być może - zaśmiał się. - Wracajmy do domu, mam jak na razie dość takich miejsc, w jakim byliśmy.
- Musisz przyznać, że było ci przyjemnie, gdy Amelia się do ciebie kleiła, co? - zapytałam drwiącym tonem
- Przyjemnie było jak przyszłaś ty. - wypalił, a po tym od razu zaklął cicho pod nosem.
- Dlaczego? - zapytałam czując jak ciepła fala przechodzi przez moje ciało.
- No wiesz... - zrobił pauzę jakby szukał w tym momencie odpowiedzi. - W końcu ta dziewczyna się odczepiła.
- Jasne. - mruknęłam, nie wiem dla czego, bez jakichkolwiek emocji.
Szliśmy chwilę bez rozmów, lecz im bliżej byliśmy bloku, tym większe miałam wrażenie, że nie powiedzieliśmy sobie jeszcze wszystkiego.
Mijając miejsce, w którym wcześniej stała grupka chłopaków tak dziwnie mnie mierzących, przeszły mnie dreszcze, jednak łatwo je ukryłam.
Kiedy weszliśmy już pod mieszkanie, a Andrzej otworzył drzwi, nie weszłam do środka normalnie.
Chłopak złapał mnie delikatnie za palce u prawej dłoni i obrócił lekko, a w tym samym czasie powiedział:
- Tak, nie zdawało mi się, przyjemny był akurat taniec z tobą, a nie wypędzenie tej dziewczyny.
Zrobiłam krok do przodu i uśmiechnęłam szeroko, będąc bardzo blisko niego.
Nagle trzask czegoś spadającego na podłogę skutecznie odsunął mnie od Wrony, który od razu zobaczył co się dzieje.
Chwilę milczał, po czym wydobył z siebie ciche:
- Cześć, Dawid.

-----------------------------------
Moje oczy i mózg odmawiają posłuszeństwa po około czterdziestu godzinach bez snu.
Karolino moja droga, dedykuję ci ten rozdział! :D Może bez Walińskiego, ale mam nadzieję, że mimo tego ci się spodoba ♥

Zabawne, dzisiaj rano odpowiadałam na komentarz justberrry o psach i pomyślałam sobie jak to dziwnie nie mieć psa... Od wieczora mieszka u nas siedmiotygodniowy owczarek niemiecki :D
Cóż, będę kończyła ten bezsensowy dopis.

Ach, jeszcze ask i tumblr :)

Do następnego! :>

czwartek, 1 sierpnia 2013

12. Wyrzucili cię z domu czy wyprowadzanie psa to kara w wariatkowie?



Z dnia na dzień czułam się coraz gorzej. Brak papierosów sprawiał, że momentami nie pasowałam nad swoim zachowaniem. Denerwował mnie każdy najdrobniejszy hałas, nie mogłam spać i na okrągło miałam zły humor. Od tygodnia byłam nie do zniesienia, a Andrzej obserwował moje zmagania z uśmiechem na ustach, co odbierałam jako drwinę i omijałam go szerokim łukiem.
Przez te siedem dni wymieniłam z nim może kilka zdań. Urażona duma nie pozwalała mi na nic innego jak rzucane jednowyrazowe odpowiedzi na pełne troski pytania. Byłam zatem w niezłym szoku, gdy zaproponował mi spacer z Nygusem. Po wielokrotnych namowach zgodziłam się na półgodzinny pobyt poza domem. "I tak już zmieniam mnóstwo w życiu, czemu nie zrobić kolejnej głupoty podobnej do reszty?", myślałam.
Miało być to moje pierwsze wyjście z domu bez przymusu od "tamtego" wieczoru, trochę obawiałam się  ponownego spotkania z rzeczywistością.
Ubrałam się stosownie do pogody (a słońce nie dawało nawet chwili wytchnienia), spięłam włosy w wysoką kitkę i wyszłam przed chłopakiem, który prowadził psa na smyczy.
Gdy tylko zeszłam z bloku, poczułam się okropnie. Słońce raziło mocniej i panował większy uliczny hałas, niż to sobie wyobrażałam. Rozejrzałam się na boki, to samo osiedle, ci sami ludzie na ławkach z piwem, a mimo to coś się zmieniło. Rzecz w tym, że nie wiedziałam o co chodzi.
Poza kępką trawy pod trzepakiem nie zobaczyłam zieleni, ale mimo to przez dłuższą chwilę chciałam znaleźć jeszcze podobny fragment.
- Chodź! - Andrzej dotknął mojego ramienia, ale zsunęłam jego rękę. Nie zrazi się ani troch. - Zapewne zapomniałaś już jak wygląda stara, piękna Bydgoszcz? Nie dziwię się, za to ja zdążyłem już trochę ją poznać. Pamiętasz gdzie jest jezioro?
Pokręciłam głową, choć mnie więcej pamiętałam gdzie trzeba iść.
- Więc zobaczysz. - wyszczerzył się i dumny z siebie ruszył przed siebie.
W głębi duszy głęboko jęknęłam, ale bez słowa poszłam za nim. Mniej więcej w połowie drogi Nygus zbiegł na moją stronę, a biedny Wrona trącił mnie ramieniem i zaczął przesadnie przepraszać.
- Niedługo przyjedzie Konar na weekend. - zakomunikował. - Kto by pomyślał, że minęły już dwa tygodnie? Nie wiem jak ty, ale ja w ogóle tego nie odczułem.
Trochę się zdziwiłam, ale musiałam przyznać mu rację, czas płynął mi szybciej niż zwykle. W pokoju nie było najgorzej, zawsze myśli zajmowały mi całkowicie głowę, ale aktualnie nocą nie wiedziałam nawet kiedy zachodziło słońce.
- Matko, jaki upał! Mam pustynię w gardle. - zaśmiał się, gdy stanęliśmy pod jednym ze sklepów. "Nic dziwnego, skoro tyle gadasz", pomyślałam. - Napijesz się czegoś? Na pewno. Wskoczę szybko po coś i nim się obejrzysz wrócę.
Przytaknęłam, zabrałam od niego smycz, a on wbiegł szybko po chodach w głąb sklepu.
Nie pozostało mi nic innego jak czekać. Stałam więc na chodniku, wpatrując się w czarne trampki i myślałam, czy Enrju pozwoliłby mi się upić, gdy tuż przede mną pojawiły się jaskrawoczerwone, damskie sandały na wysokiej szpilce.
- Wyrzucili cię z domu czy wyprowadzanie psa to kara w wariatkowie? - piskliwy głos Ani rozdrażnił moje  bębenki uszne. Zmroziłam ją spojrzeniem.
- To raczej ty powinnaś wiedzieć jakie są tam kary.
- Ja?! Czy ja robiłam z siebie ofiarę z nieznanych przyczyn i izolowałam się od żywych? A może chciałam podciąć sobie żyły w domu kuzyna? Wydaje mi się, że nie ale znam taką osobę.
Prychnęłam pogardliwie; już miałam po uszy tej rozmowy.
- Za cholerę nie rozumiem dlaczego Dawid jeszcze z tobą jest. Cóż, najwidoczniej jesteś dobra w gębie, dosłownie. Mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi?
Trzy, cztery, pięć sekund bez odpowiedzi. Blondynka już otwierała usta by odpowiedzieć na moje podejrzenia, ale szybkim ruchem głowy zasłoniła twarz tlenionymi włosami i spojrzała na Wronę schodzącego do nas z dwoma puszkami upchanymi w kieszeniach.
- Och, więc to tak! - zachichotała idiotycznie. - Czytałam , że Adam zaczął udzielać się charytatywnie, ale nie podejrzewałam, że od razu zacznie od najgorszych przypadków. Gratuluję odwagi,
nie każdy  chce mieć z nią styczność. - zwróciła się do zdezorientowanego chłopaka.
- Ma na imię Andrzej - wysyczałam. - a ty powinnaś już dawno stąd spierdalać.
- Niby dlaczergo? Anastazjo, on też powinien znać tą prawdę, o ile go nie ostrzegano.
- Mam dość - rzuciłam i wyminąwszy ją, ruszyłam w boczną uliczkę za budynkiem w stronę jeziora.  Wrona, trzymając już Nygusa, poszedł za mną. Anka krzyczała coś za mną, lecz poza tym, że pokazałam jej przez ramię środkowego palca, zignorowałam ją.
- Co się właściwie stało? - zapytał, gdy byliśmy już dostatecznie daleko, by nic nie usłyszała. Nie odpowiedziałam. - Nel?
- Ania, dziewczyna Konarskiego znienawidziła mnie za to, że miałam depresję, a on się o mnie martwił. Przy nim udaje, że się mną przejmuje, ale gdy tylko zostajemy same, zrównuje mnie z ziemią. Gdybym tylko mogła pieprznąć ją w ten...
- I ty przejmujesz się zdaniem tej blondi? W życiu bym tego nie zrobił. - stanął przede mną, złapał mnie za ramiona i próbował spojrzeć w oczy, ale wymijałam się od tego jak najlepiej mogłam. Smycz zatrzymała mu się na zgięciu przedramienia. - Wrzuć na luz, nie warto zwracać uwagi na takich ludzi.
Poddałam się i zajrzałam w niebieskie tęczówki, choć nie pomogło mi to uspokoić nerwów. Zmrużyłam oczy i zagryzłam wargi.
- Nie daj sobie zepsuć humoru, proszę cię. - uśmiechnął się spokojnie, ale było w nim coś innego. Wypuściłam z siebie głośno powietrze.
- Spróbuję.
- Dziękuję.
Poszliśmy dalej. Wrona aż do plaży wygwizdywał piosenki, nygus sapał, a wszystko było tak dziwnie obce.
Dopiero gdy weszliśmy na jasnożółty piasek, uniosłam głowę.
Tłumy ludzi gnieździły się przy wodzie. Na samą myśl o tym,że miałabym się przeciskać między nimi, robiło mi się niedobrze. Dlaczego akurat dziś?!
- Chyba nici z odpoczynku. - zaśmiał się Andrzej. - Chodź, poszukamy gdzieś niedaleko cienia.
Tak też zrobiliśmy i w małym parku, nieco dalej, usiedliśmy na kamiennym murze. Chłopak zawiązał smycz na słupie telefonicznym, usiadł obok mnie i podał mi puszkę z colą.
-  Byłem tu niedawno w podobnej porze, ale nie widziałem jeszcze takiego tłumu.
- Ja też. - odezwałam się, ku jego zdziwieniu. - Wolę siedzieć tutaj niż między nimi.
- Czyli jednak lubisz moje towarzystwo? - spytał z chytrym uśmieszkiem.
 - Mogło być gorsze. - upiłam łyk napoju. - Poza tym nie miałam wyboru, wręcz błagałeś o to wyjście.
- Nieprawda! Tylko spokojnie zapytałem.
- Osiem razy? - spojrzałam na niego z ukosa.
- W porządku, następnym razem nie pójdziemy nigdzie, skoro tak bardzo ci się nie podoba.
- Nie powiedziałam, że mi się nie podoba. - czując, że jego oczy patrzą na mnie ze zdziwieniem i radością, spojrzałam na ziemię. - Nawet możemy... kiedyś znowu tu przyjść.
- Skoro tego chcesz, to pewnie!
I znów milczenie. Przez piski dzieci i chlupotanie wody nie było ani chwili ciszy, a mimo to odczuwałam jej dyskomfort. Zaczęłam rozglądać się dookoła; słońce zmieniało barwy na bardziej pomarańczowe, a ludzi ubywało. Na szczęście prawie nikt koło nas nie przechoddził.
- Czemu przyjechałeś do Bydgoszczy?
- Jak to czemu?
- No dlaczego nie wygrałeś innego miasta? Bydgoszcz nie słynie z siatkówki.
Chłopak zamyślił się, po czym odpowiedział:
- Chciałem zmian. Miałeś dosyć życia w Warszawie, a że mam swoje lata i kończyła mi się umowa w klubie, więc wykorzystałem to. Nie spodziewałem się żadnych propozycji z Rzeszowa, Bełchatowa ani z zagranicy, a Bydgoszcz zawsze kojarzyła mi się dobrze.
- A żałujesz, że tu jesteś?
- Nie mam powodu, przez który miałbym żałować.
- Musisz przesiadywać ze mną, wystarczy. - mruknęłam i spojrzałam na niego.
- Uwierz, że uznaję to raczej jako przyjemność - uśmiechnął się.
- Co jest przyjemnego w pilnowaniu, bym się nie zabiła?
- To, że mogę cię poznawać, z każdym dniem coraz mocniej.
Spojrzałam na niego zszokowana, a on tylko patrzył mi w oczy tak, że zrobiło mi się cieplej. Ciche "dzięki" zamknęło mi usta na dobrą godzinę. W tym czasie słuchaliśmy muzyki, która leciała z głośników. Wrona próbował dorównywać głosem piosenkarzom radiowych hitów, ale nie szło mu to za dobrze. Zagryzłam dolną wargę, żeby nie roześmiać się w głos.
- Nie śmiej się! - zrobił urażoną minę. - W podstawówce śpiewałem na prawie każdym przedstawieniu. Lepiej pokaż co ty umiesz.
- Jestem kompletnym beztalenciem, gorszym od ciebie.
- Dlatego masz się tym popisać. - powiedział stając na proste nogi. - Nie każ mi siebie zmuszać siłą.
- Nigdy w życiu! - wykrzyknęłam i zeskoczyłam z murka. Cholera, już po mnie! Zaczęłam powoli iść w tył, by uchronić się od możliwego ataku.
- Porozmawiajmy o tym na spokojnie. - zaczęłam prosić, ale przerwałam gdy zderzyłam się z kimś plecami.
Obróciłam się z zamiarem przeproszenia tej osoby, ale odechciało mi się, gdy zobaczyłam przed sobą szczerzącego się Walińskiego.
- Kogo ja widzę! -zdziwił się. - Jak ja dawno was nie widziałem. Rozumiem, że jesteście razem na spacerze?
- Zgadza się. - odezwał się Wrona. - Ty też?
- Taaak. - mówił mierząc mnie od stóp do głów. - Już ci lepiej, Nel?
-Mhm, - mruknęłam od niechcenia. Nie widziała mi się jakoś ta rozmowa.
- Cieszę się. Wiesz, martwiłem się - próbował mnie przekonać, ale ja tylko wywróciłam oczami. - Hej, jest już mało ludzi, chodźcie na pomost.
Andrzej spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Pójdę po Nygusa. - rzuciłam i ruszyłam ku psu. Z trudem odwiązałam go i wróciłam do nich, zastanawiając się po co w ogóle zgodziłam się na wyjście.
Kiedy już doszłam na pomost, panowie dyskutowali namiętnie na jakiś temat. Zapatrzyłam się na płynące w oddali łabędzie. Dryfowały lekko po tafli jeziora, spodobał mi się ten widok.
Nagle Nygus zaczął głośno szczekać. Nie widząc co zrobić, zaczęłam głaskać go po łbie, a smych owinęłam mocniej wokół nadgarstka.
Rozmowy ucichły.
- Co się dzieje? - zapytał Andrzej
- Nie wiem, ujada jak głupi.
- Daj, potrzymam go. - ruszył ku mnie ,ale pies wskoczył do wody, ciągnąc mnie za sobą. Spotkanie rozgrzanego ciała z zimną wodą nie było przyjemne.
Zaczęłam spadać w dół, w coraz zimniejsze warstwy. Po dłuższej chwili zderzyłam się z dnem, w międzyczasie gubiąc smycz. Przez otwarte oczy obserwowałam pływające po powierzchni psie łapy. Nie trwało to jednak długo, bo z pluskiem pod wodą zjawił się Wrona. Podpłynął do mnie, chwycił za rękę i pociągnął w górę. Kiedy już mogliśmy swobodnie oddychać, on złapał mnie w talii i próbował zabrać na pomost.
- Daj spokój, umiem pływać. - wydyszałam.
Choć czułam okropne zmęczenie, popłynęłam o własnych siłach pod pomost, podciągnęłam się i położyłam na deskach.
- Jakim cudem...?! - zaczął Marcin kucając przy mnie.
- Takim, że ten pies nie jest normalny.
- Jak właścicielka. - zaśmiał się.
Pokazałam mu "fakasa", a obok mnie pojawił się Wrona. Tak jak ja nie mogłam długo unormować oddechu, tak po nim nie było widać ani trochę zmęczenia.
- Dziękuję. - zwróciłam się do niego, a on tylko ręką wyszukał ciemny materiał i podał mi.
- Nie ma za co, ale lepiej to ubierz. - okazał się, że dał mi swoją koszulkę. Dopiero teraz zorientowałam się, że jest bez koszulki i trochę mnie tym speszył. Mimo tego nie miałam zamiaru marznąć.
Zdjęłam z siebie mokrą bluzkę w fioletowe róże, a nałożyłam czarną koszulkę z Batmanem. I tak ubrania przylegały do mojego ciała tak, że najlepiej byłoby szybko się ich pozbyć; ale na pewno nie przy nich.
- Może lepiej zabierzmy tego pływaka? - Marcin brodą wskazał na wychodzącego na brzeg Nygusa. Szybkim krokiem podeszłam do ociekającego z wody psa.
- Ty mały draniu, patrz, co mi zrobiłeś! Powinnam odwieźć cię do schroniska, zamknąć w najgorszej klatce i palić do utraty świadomości! Nie patrz tak na mnie, nie wybaczę ci tego!
Słyszałam jak ci dwaj powstrzymują się od wybuchnięcia śmiechem. Zignorowałam ich i podałam im smycz z Nygusem.
- Lepiej, żebym nie miała z nim dzisiaj styczności. - wysyczałam i zaczęłam wyrzynać wodę z włosów.- Anastazja?
Obróciłam się na dźwięk nieznanego głosu. Czarne włosy niskiego chłopaka opadające na wysokie czoło i mocna opalenizna coś mi mówiły, ale wciąż za mało. Nie wiedziałam jest jest ten chłopak, więc patrzyłam na niego wyczekująco.
- To ja, Norbert. W tym roku chodziliśmy razem na historię sztuki. - przedstawił się. Teraz kojarzyłam go, ale nie miałam z nim za dobrych wspomnień. Pamiętałam jak próbował dowiedzieć się ode mnie czemu jestem w Bydgoszczy i moje kłamstwo na temat wujka w biurze Łuczniczki. Nie przyznawałam się do pokrewieństwa z Dawidem. - Rany, ale się zmieniłaś. Ledwo cię poznałem! Trochę się zdziwiliśmy gdy nie przychodziłaś na egzaminy, ale odetchnąłem z ulgą na wieść, że mimo to przechodzisz.
- To miłe. - bąkłam błagając, by to wszystko już się skończyło.
- Widziałem jak wpadasz do wody. Wyglądało to co najmniej zabawnie. - zarechotał, ale gdy nie zawtórowałam mu, kontynuował: - Za to A-Andrzej zachował się jak bohater. Zawszy wydawał mi się w porządku. A właśnie, znasz ich osobiście?
- No pewnie, że zna! - poczułam na ramieniu rękę Walińskiego i dyskretnie się jej pozbyłam. - Mało tego, dużo czasu spędzamy razem. A ty jesteś...?
- Norbert, kolega ze studiów. - spojrzała zauroczony na siatkarza. - I wasz wierny kibic, oczywiście. Matko, już nie mogę się doiczekać nowego sezonu!
- My też.- odpowiedział. Zapewne, tak jak inni, chciałbyś autograf?
Brunetowi nie ptrzeba było powtarzać tego dwa razy. Wyjął ze skórzanej listonoszki notes i długopis, po czym podał je Marcinowi,  na którego twarzy malowało się wyraźne rozbawienie. Przeciągnął kilka razy długogopisem po papierze i oddał.
- Możemy już iść? - zapytałam cicho Wrony. Kiwnął twierdząco głową, klepnął Kipka w bark i odwrócił się w kierunku domu. Drogę jednak zaszedł nam ponownie Norbert. Andrzej westchnął, nabazgrł coś na szybkiego i szybko zwrócił przedmioty.
- Dziękuję. Tobie też, Staza. - wzdrygnęłam się na dźwięk wymyślonego zdrobnienia. - Nie pomyślałem o tym, że wujek-biurowiec może jakoś pomóc poznać cię z zawodnikami. Bo to dzięki niemu, tak?
-Jaki wu... Ach, no tak! - palnął się w czoło siatkarz. - Zgadza się, to niesamowity człowiek. Można z nim gadać jak z rówieśnikiem, a papierkowa robota idzie mu tak szybko, jakby wcale jej nie robił.  Do tego... Musimy już iść. - ostatnie zdanie wypowiedział przez ściśnięte zęby, bo mój trampek miażdżył właśnie jego piętę.
- Do zobaczenia! - krzyknął, ale nawet się nie odwróciłam; zresztą to zdecydowanie nie było do mnie.
Wracałam do domu ze spuszczoną głową. Nie chciałam nawet widzieć jego drwiny na twarzy, a co dopiero gadać o całej tej sytuacji.
Nie czułam wstydu, raczej rozdrażnienie i zmęczenie.
Kiedy dotarliśmy do mieszkania, a Andrzej rozwiązywał psa, zagaił:
- Na jaki film masz dzisiaj ochotę?
- Żaden. - mruknęłam.
- Nie rób mi tego. - spojrzał na mnie z uśmiechem. - Przecież codziennie coś oglądamy.
- Ale teraz mam dość. Wszystkiego. Dobranoc. - rzuciłam wchodząc do pokoju, a on ku mojemu zdziwieniu, poszedł za mną. Zaczęłam szukać ubrań na przebranie, a gdy obróciłam się za spodniami, on stał na wprost mnie. Lekko zirytowana popatrzyłam mu w twarz, co chętnie wykorzystał do kontaktu wzrokowego. Jedynym co mnie zdziwiło był fakt, że mrużył oczy.
- Znowu?
- Co "znowu"?
- Znowu chcesz się tu zamykać jak największy na świecie tchórz? - zamurowało mnie. Nie spodziewałam się takich słów z jego ust. - Myślałem, że chcesz się zmienić, ale chyba się myliłem. Daj mi chociaż odpowiedź, co chcesz ze sobą zrobić, bo już sam nie wiem czy warto się starać ci pomagać. Chcesz znów zamykać się i wegetować miesiącami?
- Nie mów tak!
- Bo co?
W gardle ugrzęzła mi wielka gula. Przełknęłam ją z trudem.
- Myślisz, że ja chciałam tego? Że chciałam uciekać od ludzi, bać się każdego?
- Tak myślę.
- Mylisz się. Wiem, że to było złe i nie mam zamiaru tego powtarzać.
- Udowodnij.
Ugryzłam się w język by nie powiedzieć czegoś złego, chwyciłam go za przegub i pociągnęłam do salonu. Tam włączyłam jego ulubiony film (w moim mniemaniu jeden z nudniejszych jakie poznałam) i usiadłam obok na kanapie.
- Siadaj. I to będzie najmilszy wieczór jaki, kurwa mógł się zdarzyć.
Wyjęłam z barku butelkę whisky, zrobiłam popcorn i usiadłam z rękami zaplecionymi na piersiach.
Andrzej patrzył na mnie zadowolony. Kiedy zerknęłam na niego, zaraził mnie uśmiechem.
- Nie rozbawiaj mnie gdy próbuję się obrażać.
Rozczochrał mi włosy na głowie.
- Ty nie umiesz się obrażać.
Miał rację, ale nie chciałam mu jej przyznawać. Pozostałam w takiej pozycji, a on schylił się do przodu.
Spoglądałam na jego profil. Niebieskie oczy z zafascynowaniem pochłaniały obraz z telewizora, dwoma palcami wskazującymi jeździł po ustach, co jakiś czas przeczesując włosy. Umięśnione ręce miał oparte na kolanach, a lewe kolano podrygiwało mu co jakiś czas. Mimo powagi, którą zachowywał biło od niego tyle pozytywnej energii, że zapewne nawet przez sen dało się ją odczuć.
W pewnym momencie odwrócił się przyłapując mnie na patrzeniu, ale szybko zaczęłam udawać zaciekawienie filmem. On już zdążył wyczuć, że nie uważam co się dzieje na ekranie.
- Mogę cię o coś zapytać?
Przytaknęłam.
- Czemu on, ten chłopak znad jeziora, mówił coś o jakimś wujku?
Westchnęłam. Wiedziałam, że o to chodzi.
- Kiedyś musiałam iść na Łuczniczkę do Dawida, ale nie chciałam Norbertowi mówić o tym, że to mój kuzyn. Po prostu jak pomyślałam o tym, że będzie mnie inaczej traktował ze względu na niego, robiło mi się niedobrze.
- Wstydziłaś się?
- Można tak powiedzieć.
- A mnie się wstydzisz?
Uniosłam brwi.
- Przecież byłam dzisiaj z tobą na spacerze wśród tylu ludzi.
- Ale to nie znaczy, że robiłaś to z własnej woli i że chciałaś się ze mną pokazywać.
Uniosłam prawy kącik ust.
- Nie, nie wstydzę się ciebie. To raczej ty powinieneś się wstydzić wychodzić z taką psychopatką jak ja.
- Zwariowałaś?
- Na to wygląda.
Chłopak uniósł się tak, że jego twarz była na wysokości mojej.
- Czasem miewasz gorsze chwile, boisz się innego kontaktu niż krótkich rozmów, potrafisz zamykać się na kilka dni bez odzewu w swoim pokoju, ale i tak to nie zmieni tego, że uwielbiam z tobą spędzać czas. I mam gdzieś czy ludzie będą patrzeć na mnie krzywo, bo idę z czarnym psem i jego czerwonowłosą właścicielką. Ważne, że mi to odpowiada.
Kiedy skończył mówić, zapanowała cisza. Po raz kolejny tego wieczoru nie mogłam się wysłowić, po raz kolejny mnie zamurowało.
- Jesteś świetnym przyjacielem, Wrona.
Gdyby powiedział coś w stylu, żebym się nie wygłupiała, szturchnął w ramię nie zdziwiłabym się. Ale on mnie przytulił. Kiedy jego dłonie spoczęły na mojej talii, nie wiedziałam co zrobić.
- Ty też,Filip.
Gdyby ktokolwiek w innej sytuacji zwrócił się po mnie po nazwisku, zabiłabym ze szczególnym okrucieństwem. Ale teraz nie zrobiłam nic innego jak oddanie uścisku.
Dopiero po kilku minutach znów siedziałam normalnie.
Ale Andrzej nie wydawał mi się tak obcy jak wcześniej. Tak jakby to przytulenie zmieniło we mnie coś, czego nie umiałam zidentyfikować...


-------------------------------------------------------------------------
Ha, nie spodziewaliście się mnie tutaj tak wcześnie, co? :D
Zapewne tak, ale mam nadzieję, że ta "niespodzianka" należy do miłych :) ( od razu mówię, że może nie należeć do miłych przez nijaką treść!)

Jejku, nie wyobrażam sobie ME bez Igły... Chociaż Anastasi na pewno wiedział co robi, ciężko jest mi z tym :<
Miałam nominację w LA, ale ze względu takiego, że nie jestem teraz w domu, odpowiedzi znajdą się w następnym poście. :>

Dziękuję za obecność, za każdy komentarz, miłe słowo. To miłe, że ktoś czyta moje głupoty i potrafi powiedzieć chociaż jedno dobre słowo na jego temat. Wielkie dzięki, naprawdę! :*