wtorek, 25 czerwca 2013

10. W końcu nic nie jest pewne, a ludziom nie można ufać.




W ciągu dnia przez głowę przepływają przeróżne myśli. Niestety, nie jestem w stanie ich kontrolować. Dotyczą one wielu spraw: od porannego zachmurzenia, przez powód głośnych miauczeń kotów za oknem, po dręczące wspomnienia. Codziennie jednak pojawia się jedno pragnienie, które nie daje mi spokoju. Bo przecież kto by nie chciał własnej śmierci?
Właśnie ono, samobójstwo krzątało się po mojej głowie, z dnia na dzień z większym hałasem. Śmierć była idealnym rozwiązaniem wszystkich problemów, marzyłam o nim. Jak na złość, nie miałam warunków by to zrobić, a każda chwila wydawała się być niewłaściwą. Idiotka...
Podczas jednego z poranków, uświadomiłam sobie też, że kompletnie spieprzyłam wszystko. Straciłam nawet niezaczętą pracę w artystycznym, na Łuczniczce już dawno przestali się o mnie dopytywać. Urwał się też mój kontakt z Olkiem; nie wiedziałam co się z nim działo, nawet nie wiem czy starał się jakoś ze mną porozumieć, bo telefon wyłączyłam dobre sześć tygodni temu.
Każdy miał mnie dosyć, szczególnie ja sama. Więc nie pozostało mi nic innego...
- Hej, nie śpisz już? - Wrona jak codziennie, punktualnie 7:08, pukał w drzwi i lekko je uchylał. Kiedy upewnił się, że patrzę w jego stronę, zdobył się na wejście. Od czasu przybycia tu, zawsze zdążył ledwo wyjść z łóżka, narzucić coś na siebie i już czuwał nade mną.
No właśnie, pod jego opieką nie mogłam nawet symulować bólu zęba po wypiciu choćby kapki alkoholu. Bardzo często, mimo widocznego zmęczenia, siedział w moim pokoju w milczeniu. Nie odzywałam się, a on potrafił to poszanować i mimo zrujnowanego wieczoru, uśmiechnąć się najszczerzej jak pozwalała mu na to dana sytuacja.
- Z resztą to było głupie pytanie. - zaśmiał się pod nosem. - Co chcesz na śniadanie?
- Nic.
- Hmm, chyba nie umiem tego przyrządzać. - to chyba miało być zabawne. Cóż, chociaż znajduje w sobie siłę na żarty. - To zrobię kanapki, ok?
To w nim lubiłam, nie zmuszał mnie do niczego. Konarski już dawno usadziłby mnie jeszcze śpiącą w kuchni i kazał jeść.
- Nie mam ochoty.
- Nel, nie zrozum mnie źle, ale nie chcę, żebyś była jeszcze słabsza niż teraz. Przecież ponad połowę doby poświęcasz spaniu, niedługo zapadniesz w sen zimowy, tylko że latem.
Westchnęłam ciężko i oznajmiłam, że za kilka minut przyjdę. Chłopak udał się do kuchni, gdzie po chwili rozbrzmiało radio i pracować zaczął ekspres do kawy. Pospiesznie zarzuciłam na siebie o kilka rozmiarów za duży sweter i poszłam do niego. Bezgłośnie usiadłam na jednym z krzeseł i patrzyłam jak nieświadomy Andrzej podśpiewuje pod nosem jedną z piosenek Aerosmith. Dopiero kiedy się odwrócił, pospiesznie nalał do kubków kawy i podał cały posiłek.
Po chwili siedzieliśmy naprzeciw siebie. Wpatrując się w różnorodne motywy na kanapkach, słuchałam głosu mężczyzny prowadzącego poranny program informacyjny. Kiedy, przeszedłszy do pogody powiedział o nadchodzących deszczach, odezwał się mój towarzysz:
- Jedźmy gdzieś.- uniosłam wzrok na niego, żeby upewnić się w przekonaniu, że to tylko głupi żart. Niestety, po jego minie rozpoznałam, że tym razem moje przypuszczenia były nietrafne. Zignorowałam te słowa, wracając do wodzenia łyżeczką w kubku. - Nie udawaj, że nie słyszałaś. No, proszę!
- Po co? - uniosłam znacząco brwi. - Przecież to nie ma znaczenia czy będziesz wylegiwał się w czasie deszczu w Bydgoszczy, Berlinie, czy nawet Madrycie.
- Wyrwalibyśmy się stąd, mogłoby być miło. - próbował mnie przekonać. - Nel, nie bądź taka...
- Jaka, głupia, wredna? A może samolubna? Taak, to dobre słowa. Z kimś o takich wadach nie warto nigdzie iść, jechać, a nawet lecieć. Wiesz, odechciało mi się jedzenia jeszcze bardziej. Dziękuję.
Bez żadnego innego słowa wstałam i wróciłam do siebie.
Pomimo tego, że chłopak dobijał się do mnie, nie zwracałam na niego uwagi. Wiedziałam, że łatwo mogłam ulec i dać się wyciągnąć nie wiadomo gdzie.
Z resztą nie wiem dlaczego on to robi, Ze mną nie da się spędzić czasu inaczej niż na słuchaniu własnego oddechu...
- Nel, powiedz coś, martwię się!
Zastanawiałam się dlaczego po prostu nie wejdzie jak zrobiłby to ktoś normalny. No tak, to przecież Wrona. Westchnęłam i niechętnie otworzyłam drzwi.
- Widzisz, żyję. - mruknęłam wymijając go. Tak jak myślałam, kawa nie wystygła, więc wzięłam porządnego łyka, którego gorzki smak pieścił moje kubki smakowe. Odwróciłam się i postawiłam krok wprzód, przez co wpadłam na siatkarza, tym samym wylewając na jego podkoszulek czarną ciecz.
- Musisz mieć naprawdę wielkiego pecha do ubrań. - zaśmiał się nerwowo czym wytrącił mnie z równowagi.
Nie tylko do nich, pomyślałam i westchnęłam.
- Jedynym miejscem do którego mogę jechać jest Gdańsk. - powiedziałam na jednym tchu, tym samym wprawiając go w osłupienie.
- N-no dobrze, niech będzie. Możemy jeszcze...
- Tylko Gdańsk, nigdzie indziej.
Nadal zdziwiony przytaknął i udałam się do siebie gdzie przebrałam się w krótkie spodenki i szarą bluzkę z rękawem za łokieć. Chwyciłam w biegu też małą przygotowaną torebkę.
Mniej więcej kwadrans później siedzieliśmy już w aucie. Andrzej szybko odpalił samochód i odjechaliśmy spod bloku. Głośna muzyka z radia i śpiewanie chłopaka pozwoliły mi na milczenie. W międzyczasie zobaczyłam się w bocznym lustrze. Kiedy bywałam w łazience w domu unikałam własnego odbicia, ale teraz mocniej niż zawsze przykłuło moją uwagę.
Jeśli chodzi o wygląd, byłam zupełnie inna niż jakiś czas temu. Skóra nigdy nie miała tak jasnego, a nawet szarawego odcieniu. Postrzępione włosy straciły blask i mocny odcień. Oczy nie wyrażały nic, wydawały mi się jeszcze bardziej wyblakłe. Ogólny obraz dołował mnie jeszcze bardziej.
Po mniej więcej dwóch godzinach byliśmy na miejscu, a kwadrans później na plaży. Ciemne od chmur niebo zlewało się z morzem. Byłam tu pierwszy raz od trzech lat. To dziwnie być gościem w miejscu, które kiedyś uważało się za w pewnym sensie własne.
Stałam na brzegu, wpatrując się w krążące nad wodą mewy gdy doszedł do mnie Andrzej.
- Podoba ci się? - zapytał patrząc na moje reakcje. Przytaknęłam i z mimiki jego twarzy wyczytałam, że jest zadowolony. Cóż, przynajmniej mu jest tu dobrze. Mi nie pomogły nawet wspomnienia wielu ważnych w życiu chwil, nadal czułam się pusta.
Zdecydowanie wystarczyłoby mi, gdybym została w tym miejscu przez cały dzień. Niestety, Andrzej nie był mną i dał mi tylko kilka minut na trwanie w ciszy, bo po nich zaciągnął mnie do jednej z małych restauracji. Wiedziałam, że bez tego nie da mi spokoju, więc zgodziłam się.
Nie chciałam jeść ani pić, ale Wrona nie rozumiał tego. Kiedy poszedł do lady zamówić zabójcze ilości jedzenia, spojrzałam za okno i, spostrzegłszy płynący kuter, uświadomiłam sobie, że jest idealny moment do spełnienia mojego planu.
Kiedy tylko chłopak wrócił, pacnęłam się w głowę i szybko wyszłam z lokalu pod pretekstem wizyty u mamy. Miał też się o mnie nie martwić, wrócę jak tylko pożegnam się z nią, bo koniecznie musi wyjechać. Połknął haczyk i nawet nie chciał mnie odprowadzić, świetnie!
Wyszłam szybkim krokiem, który po chwili zmienił się w desperacki bieg. Byle znaleźć się dostatecznie daleko, by wszystko się udało...



Mocny podmuch rozwiewał moje włosy we wszystkie możliwe strony tym samym zasłaniając mi w wielu chwilach widok na ciemne chmury. Żałowałam, że nie są one na tyle długie, by ukryć mnie całą.
Byłam na siebie z minuty na minutę coraz bardziej wściekła, znienawidziłam siebie jeszcze bardziej. Zawsze znajdowałam w sobie dość odwagi, by zadawać się z ludźmi (według prawa) niebezpiecznymi, by rozmawiać z ćpunami w ciemnych zaułkach Gdańska czy nieznanych miast, a teraz nie umiałam się zabić. Jakim prawem, kurwa mać?!
Od jakiegoś czasu było to moim marzeniem; zakończyć marny żywot tu, w Gdańsku gdzie się podobno urodziłam. W końcu nic nie jest pewne, a ludziom nie można ufać. Tak więc cały przyjazd tutaj, udawanie szczęścia, wszystko to bez sensu.
Obserwowałam jak wiatr robił z wodą co tylko chciał. Na moment cichła, by po chwili wzbijać się w górę. Tak właśnie wspomnienia czyniły ze mną. Byłam niczym ta woda, zależna od siły podmuchu.
Po chwili ktoś cicho podszedł i przysiadł koło mnie na piasku. Mógłby to być nawet poszukiwany morderca, to bez znaczenia, przynajmniej pomógłby mi nieświadomie spełnić pragnienie. Niestety Wrona, który okazał się tą osobą, nie zabiłby nawet muchy.
Chłopak milczał. Przez kilka minut nie odezwał się nawet słowem, co bardzo mi odpowiadało. Przerwał jednak ten jakże miły moment.
- Wiesz, w taki dzień normalnie siedziałbym cały czas w domu i nudził się przy kolejnych bezsensownych grach. Nie żałuję, że tu jestem, nigdy nie widziałem pustej plaży. - mówił, po czym głośno westchnął. - Nie wyszłaś poza nią, prawda?
Pokręciłam głową.
- Jeśli nie miałaś ochoty spędzać ze mną czasu, mogłaś po prostu powiedzieć. Wiem, że jestem uciążliwy, ale miałem nadzieję, że chociaż trochę dam radę zająć ci jakoś sensownie czas.
- To nie chodzi o to Andrzej. - przerwałam mu. - Nie rozumiesz nic, zresztą to dobrze...
- W takim razie wytłumacz mi.
- Nie widzę sensu.
- Za to ja jak najbardziej. - upierał się. - Pozwól mi siebie zrozumieć.
Zawahałam się. Nikt o mnie nic nie wie, a on nie powinien zrobić mi krzywdy. Chyba...
Ach, pieprzyć to. Wstałam i gestem kazałam mu zrobić to samo. Przeszliśmy w ciszy przez plażę, kawałek miasta aż trafiliśmy na mały wyniszczony cmentarz. Był zdziwiony, czułam to. Stanęłam nad jednym z grobów. "Maria Filip", tak to tutaj.
- Od piątego roku życia mieszkałam tu, w Gdańsku. Moje życie, choć nieidealne, było pełne wartościowych ludzi i kochałam je. Szkołę zaczęłam wzorowo, cała podstawówka minęła mi w dobrych warunkach do nauki, prócz jednego. Rodzice zaczęli się kłócić, często bić, kolory życia blaknąć, ale mimo tego nie poddawałam się i wierzyłam, że będzie lepiej. Nic bardziej mylnego. Ojciec nie wracał na noc do domu, kiedy w tym czasie matka wylewała litry łez. Wiesz jak okropnie się wtedy czułam? Z dnia na dzień było coraz gorzej, przestawałam się uczyć, uciekałam z domu. Bolało mnie jak wszystko się psuje. Oni już zapomnieli o swoich dzieciach, nawet nie widzieli gdzie jesteśmy. Aż wszystko się skończyło.
Mając może 15 lat siedziałam na klatce schodowej z grupą palaczy, kiedy podszedł do mnie brat. Pociągnął mnie bez słowa za ramię do domu. Tam powiedział mi o wypadku rodziców. Podobno samochód, którym jechali zderzył się z tirem, tym samym zabijając ich oboje. Nie chciałam tego przyjąć do wiadomości, myślałam, że żartuje. Dopiero kiedy zobaczyłam ich martwe ciała uwierzyłam, jednak było to trochę inaczej. Gołym okiem dało się zauważyć ślady broni u matki. Jak się później okazało, ojciec wywiózł ją za miasto, gdzie po raz kolejny się pokłócili, przeszli do rękoczynów, tylko on miał przy sobie nóż kuchenny. Kilka uderzeń w klatkę piersiową wystarczyło do zabicia żony. Zabrał ją do auta, usadowił jak gdyby nigdy nic, wlał w siebie mnóstwo wódku i wjechał w pierwszy lepszy samochód.
Jako kilkunastoletnia dziewczyna nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Zostałam sierotą, nic dziwnego. Będąc pod opieką brata do ukończenia szesnastego roku życia zdążyłam popaść w nałogi, bezgranicznie się zakochać, stracić przyjaciół. W dniu urodzin wręczył mi kartkę z adresem pod który miałam się udać, pod dom Konarskich, moich chrzestnych. Piękny urodzinowy prezent, prawda? Najlepsze wakacje w życiu poszły w niepamięć. Tak więc zamieszkałam u nich, a oni także najchętniej wysłaliby mnie z powrotem. Do teraz jestem niechciana. Dlatego chciałam to zrobić.
- Ale co chciałaś zrobić?
- Powiedz mi co według ciebie mogły znaczyć odwiedziny matki skoro jest ona... no, wiesz gdzie.
- Serio chciałaś to zrobić, tutaj?!
Gdybym miała więcej siły woli, byłabym już po drugiej stronie.
- Nie wierzę, że dałej się tak nabrać! - krzyknął zapominając o nastroju panującym na cmentarzu. - Jak w ogóle mogłabyś mi to zrobić?! Po tych wszystkich godzinach i dobach, które zmarnowaliśmy na pilnowaniu żebyś nie zrobiła nic głupiego... A teraz, kiedy miałem do ciebie zaufanie, tak po prostu mnie wykorzystałaś... Kurwa, czy ja jestem aż taki zły?
Spuściłam głowę. Było mi wstyd za siebie, za moje samolubne zachowanie.
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj mnie, bo to bez sensu. A zresztą rób co chcesz, byle bym nie miał przez to kłopotów.
Po tych słowach chłopak obrzucił mnie karcącym spojrzeniem i odszedł w nieznane.
Odwróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni i spojrzałam na grób matki. Położenia ojca nie znałam. Bezwładnie opadłam na kolana przed nagrobek.
Witaj, mamo. Dawno nie odwiedzałam cię, ale uwierz mi, w moim życiu nie wydarzyło się nic, czy mogłabym ci się pochwalić. Wręcz przeciwnie, chętnie wyżaliłaby ci się, w naszym salonie przy gorącej czekoladzie, którą tak idealnie przyrządzałaś. Pamiętam cię bardzo dokładnie, jakbyśmy jeszcze wczoraj się widziały. Trudno było mi zapomnieć, choć przez cały czas starałam się to zrobić. Widzisz do czego mnie to doprowadziło. Zachciało mi się samobójstw, jak niedojrzałej małolacie, która nie akceptuje świata. Gdybyś żyła, na pewno dostałabym po głowie za żyletkę, tabletki i wódkę w torbie. Może chociaż to pomogłoby mi się opamiętać... Nie wiesz nawet jak bardzo brakuje cię od kilku lat w moim życiu. Ty zapewne za mną nie tęsknisz? Nic dziwnego, nikt nie tęskni. Mimo tego chciałabym od czasu do czasu powiedzieć ci kilka zdań z tego, co się ze mną dzieje, dobrze? Mam nadzieję, że ci tym za bardzo nie uprzykrzę tam życia, bo tutaj, spójrz, nawet pogoda ma mnie dość.
Jak na zawołanie, z nieba lunął deszcz. Położyłam dłonie na udach i z zamkniętymi oczyma starłam się opanować drżenie ciała. Oddychałam miarowo, kiedy poczułam coś ciepłego na plecach. Dotknęłam, jak się okazało, ciepłej męskiej bluzy i spojrzałam w górę.
- Nie będziesz marzła przez moje fochy. - beznamiętnie powiedział Wrona. - Okryj się szczelniej i chodź.
Wykonałam to, co mi kazał i po chwili dreptałam za nim do samochodu. Szybko też znaleźliśmy się poza miastem, a cisza ciążyła mi bardziej niż zwykle.
- Andrzej, ja... - zaczęłam, ale spotykając się z jego wzrokiem odjęło mi mowę. Trudno mi określić co wyrażał: zawód, smutek a może nawet złość?
- Tak?
- Niedobrze mi, zjedziesz gdzieś na pobocze?
Mruknął zgadzając się i wjechaliśmy w leśną dróżkę, po której chwilę później powoli szłam myśląc co powiedzieć. Przystanęłam i wpatrzyłam się w głęboką zieleń.
- Wcale nie było ci niedobrze. - odezwał się. - Mam rację?
Niechętnie przytaknęłam i odwróciłam się do niego. Stał oparty o samochód z rękoma zaplecionymi na klatce piersiowej.
- Może ci się to wydawać niedorzeczne, ale mam wyrzuty sumienia, które tak cholernie palą od środka. Na myśl o tym, ile dla mnie poświęcacie, ile ty poświęciłeś czasu, chęci, nerwów... Boże, nie jestem godna takiego opiekuna! Tak, to głupie, ale...
Nie zdołałam nic dopowiedzieć, bo zostałam zgnieciona w mocnym uścisku. Przymknęłam oczy i dłonie położyłam na jego plecach. Musiało wyglądać to komicznie, ale nie przejmowałam się tym w tej chwili.
- Po prostu nie rób mi tego więcej. - wymamrotał w moje włosy.
- Obiecuję. - szepnęłam.
Trwaliśmy w tej pozie dobre kilka minut i żadne z nas nie chciało się rozdzielać. Tęskniłam za przyjacielem, którego właśnie odzyskałam....

------------------------------------------------------------

Ile ja to pisałam, nie wyobrażacie sobie nawet! Szkoda tylko, że ponad połowę rozdziału pisałam dwa razy. Moja głupota mnie czasem przeraża. :>
Następne mecze Ligii Światowej są nasze, ja to Wam mówię! :)
Chyba znów zakochałam się w górach *.* Czemu nie mieszkam gdzieś na południu Polski, ja się pytam?! :C
No, także ten, do następnego :>

P.S.: Blogi, które nominuję (jak ja tego nie znoszę :D)
http://nowe-szanse.blogspot.com/
http://time-forlove.blogspot.com/  (uhuhu, łamię zasady, jestem taka zła :>)
http://dziewczyna-z-tatuazem.blogspot.com/
http://carolina-book.blogspot.com/
http://niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/
http://zyje--chwila.blogspot.com/
http://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/
http://popsuty-aparat.blogspot.com

1. Jakie owoce jesz najchętniej?
2. Gdybyś mogła porozmawiać z jakąkolwiek zmarłą osobą, kim byłaby ona?
3. Uprawiasz jakiś sport?
4. Spotkałaś kiedyś swojego idola?
5. Co jest Twoją pasją?
6. Masz zwierzęta?
7. Co robisz w wolnych chwilach?
8. Jakie zwierze, według siebie, przypominasz?
9. Dlaczego zaczęłaś pisać?
10. Jaki kwiat jest Twoim ulubionym?
11. Gdybyś mogła, jakie wybrałabyś dla siebie imię?

środa, 5 czerwca 2013

9. To dziwne jak bardzo człowiek może się zmienić w tak krótkim czasie.



Od początku wiedziałam, że ujdzie mi to płazem. Na całe to cięcie się, wyniszczony organizm czy nawet zamknięcie w pokoju znalazłam jedno, dość wiarygodne wytłumaczenie: studia. Wystarczy odpowiednio dopasować ton głosu i mimikę twarzy, a lekarze uwierzą we wszystko.
Cóż za nieszczęście mnie spotkało, że byłam w trakcie kończenia obrazu, kiedy kubek z wodą spadł na ziemię, a odłamki szkła wbiły się w moje udo, mocno je przy tym raniąc. Do tego projekt, nad którym pracowałam aż trzy tygodnie, uległ takiemu zniszczeniu, że nie da się go odratować. Masz ci los...
Najwidoczniej cały personel miał gdzieś moje problemy ze sobą, bo po mniej więcej piętnastu minutach wyszłam z gabinetu poobwijana bandażami. Z ich spojrzeń jednak wywnioskowałam, że wiedzą o kłamstwach. Cóż, są ludzie w gorszych sytuacjach.
Wychodząc ze szpitala za dygoczącym ze złości Dawidem rozglądałam się dookoła. Widząc panującą wszędzie radość, miałam ochotę biec, byle szybciej znaleźć się w domu. To dziwne jak bardzo człowiek może się zmienić w tak krótkim czasie.
Po chwili siedzieliśmy w aucie w przyjemnej dla mnie ciszy, którą dopiero po kwadransie przerwał Konar.
- Masz dwadzieścia trzy lata a momentami zachowujesz się jak rozwydrzona małolata. Najpierw zamykasz się w pokoju, siedzisz tam prawie miesiąc, a potem muszę wyprowadzać cię z niego całą we krwi. Na dodatek złego jedyną osobą, z którą rozmawiasz to Kipek. Co się z tobą dzieje?!
Milczałam. Na myśl o tym, że miałabym opowiedzieć mu o gwałcie, nocnych koszmarach, czy choćby o tym jakie myśli kłębią się w mojej głowie, robiło mi się niedobrze.
- Za kilka dni wyjeżdżam do Spały, zaczyna się zgrupowanie. Wiem, że najchętniej zostałabyś w domu sama. Ba, nawet miałem taki zamiar, do dziś... Do ostatniej chwili będę przy tobie, potem ktoś przejmie moją funkcję.
Zagryzłam wewnętrzną stronę policzka. Po cholerę mi jakiś opiekun?! No tak, przecież każdemu tak bardzo zależy na moim bycie...
- Przepraszam. - bąknęłam cicho, a on głęboko westchnął.
- Po prostu nie rób mi tego więcej.

Czekałam na pewnego rodzaju zmianę. Liczyłam na pojawienie się niezainteresowanej mną osoby, która da mi totalną swobodę do trwania w samotności. Miałam dość ciągłych wizyt Konara i pytań czy czegoś nie potrzebuję. Traktował mnie jak kilkuletnią siostrzyczkę. Z drugiej strony zdawałam sobie sprawę, że to moja wina; momentami moje zachowania były wręcz bezczelne. Mimo upomnień, potajemnie paliłam i nacinałam skórę w niewidocznych miejscach. To dawało niesamowitą ulgę w cierpieniu, pragnęłam tego.
Kiedy minęły cztery dni od mojej wizyty na pogotowiu, Dawid przyszedł do mnie z cierpieniem wypisanym na twarzy.
- Ciężko jest mi cię zostawiać... Niestety, muszę cię oddać - zaśmiał się biorąc ostatnie słowa w zrobiony przez siebie w powietrzu cudzysłów. - Chodź, zobaczysz kto to.
Pokręciłam głową i wróciłam do obserwowania zachodzącego słońca. Codziennie obserwowałam jego wschody i zachody. To śmieszne, ale przez powolne ruchy odnosiłam wrażenie, że jest ono zmęczone wszystkim, zupełnie jak ja.
Niecały kwadrans później w mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi. Spodziewałam się, że wszędzie rozbrzmi nosowy głos Anki, dlatego usłyszawszy męski śmiech, byłam w niemałym szoku. Gdy już się otrzęsłam z szoku, wyostrzyłam słuch.
- Tak jak już mówiłem, wrócę za dwa tygodnie na weekend. Mam nadzieję, że w tym czasie nie wpadnie jej do głowy żaden głupi pomysł... Jeszcze raz dziękuję, że zdecydowałeś się pomóc. Jestem twoim dłużnikiem. - na dźwięk klaksonu samochodu, mój kuzyn kaszlnął cicho. Rzucił tylko: - Muszę lecieć, trzymajcie się. - i już go nie było.
Przez chwilę trwałam w bezruchu, byle tylko nie zwrócić na siebie uwagi gościa. Z ulgą stwierdziłam, że osobnik nie ma zamiaru mnie poznawać, więc odważyłam się na chwilowe zatracenie w muzyce.

"Oh lord, give me a gun, I swear
I'll shoot him or her oh lord
Give me a gun I swear
I could even shot myself oh lord"

A gdyby tak wziąć broń, przyłożyć do skroni i pociągnąć za spust... Czy wszystko nie byłoby lepsze i łatwiejsze? Skończyłoby się wszystko: problemy moje, Konara i odpowiedzialność osoby za ścianą... Moje serce nie zabiłoby już ani razu, nie marnowałabym już tlenu czy grała komuś na nerwach. Umarłabym, to takie proste.
Rozmyślania przerwało mi donośne pukanie w drzwi. Zdjęłam słuchawki z uszu i czekałam na dalsze wydarzenia ze wzrokiem utkwionym w jasnobrązowych panelach. Klamka poruszyła się nieznaczenie, a ktoś po cichu wszedł do pokoju. Nie miałam ochoty dowiadywać się kto to, miał się tu tylko od czasu do czasu pokazać z marnymi słowami pocieszenia.
- Przeszkadzam? - lekko zachrypnięty głos dotarł do moich uszu.Gdzieś już go słyszałam... Na końcu języka już miałam oschłe "tak", ale zdecydowałam się na spojrzenie mu w twarz. To było moim największym błędem.
Pierwszym co udało mi się zauważyć była wysoka sylwetka, co nie zapowiadało za dobrze. Roztargane jasne włosy męczone były przez szczupłe palce, przesuwające się też na kark. Nikły uśmiech próbował zaistnieć na dłuższą chwilę ukazując tym samym białe uzębienie chłopaka, jednak na marne. Z oczu także dało się wyczytać mieszane uczucia. Andrzej wydawał mi się teraz taki... inny.
- N-nie - wykrztusiłam z siebie po chwili.
- Miałem taką nadzieję. - podszedł bliżej. - Dawid prosił mnie, jak zapewne się domyślasz, żebym pod jego nieobecność był przy tobie.
Patrzyłam na niego bezuczuciowym wzrokiem.
- To może przejdziemy się na kawę? Znalazłem w jadłospisie nieziemsko dobre desery, powinny ci przypaść do gustu, a...
- Konarski nie mówił ci, że nie wychodzę stąd? - przerwałam mu. Na co miałby się produkować?
- Mówił, ale chociaż raz na jakiś czas mogłabyś rozprostować nogi.
- Proszę bardzo. - uniosłam się na nogi i z drwiącym uśmiechem spojrzałam mu w twarz. - Usatysfakcjonowany? Teraz pozwól mi pocieszyć się samotnością.
- Posłuchaj. - zbliżył się z smutkiem w oczach. - Wiem, że kiedyś mogłem cię zranić kilkoma słowami. Przepraszam, zrozumiałem, że to mogło zaboleć. Chciałem porozmawiać, ale Dawid wspominał mi o tym co się z tobą dzieje...
- To nic nie zmieni, Andrzej. - założyłam ręce na piersi.
- Rozumiem. Jakbyś jednak zechciała posiedzieć ze mną czy porozmawiać, jestem w salonie. - mrugnął okiem i wyszedł z pokoju.
Podkuliłam nogi pod brodę. Spotkanie z Wronką dało mi trochę do myślenia.
Tego dnia... faktycznie był na mnie zły, wręcz wściekł, a kiedy wróciłam, nie było go już u nas.
Nie, to nie może być prawda! To tylko idiotyczne pomysły z chorej głowy! Nic jednak nie wykluczało go z podejrzeń.
Ale czy Wrona posunąłby się do takiego czynu? Może czasami okazywał za duże zainteresowanie moją osobą, ale żeby dobierać się do mnie w taki sposób... Nel, myśl racjonalnie!
Nie masz żadnych dowodów! W sumie na początku podejrzewałam każdego, nawet Dawida. Dopiero po kilku godzinach doszło do mnie, że był tu z kolegami.
Następne pół godziny spędziłam na bitwie z własnymi myślami. O nie, nie pozwolę świadomie być pod nadzorem gwałciciela! Udowodnię sobie, że się myliłam.
Zerwałam się z miękkiej pierzyny, poprawiłam bluzkę i wyszłam a korytarz. Stawiałam kroki bezgłośnie, chcąc podpatrzeć jak chłopak zachowuje się sam. Kiedy zajrzałam do salonu, nikogo nie zastałam. Dla pewności wychyliłam się, żeby zobaczyć czy nie ma go na balkonie.
- Kogo szukasz? - szepnął mi do ucha. Momentalnie z drżącym sercem odwróciłam się do niego twarzą, a plecy przykleiłam do ściany. Miły dla oka uśmiech zaistniał na jego wesołej twarzy. - Spokojnie, nie miałem zamiaru cię wystraszyć, a tym bardziej nie skrzywdzić.
Dzisiaj, podły kłamco - krzyczało we mnie. Otrząsnęłam się jednak z wzbierającej się złości, to ma być test.
- Zapraszam, właśnie zaczyna się mecz. Przyłączysz się?
Być może gdybym nie założyła sobie od początku, że zostanę chociaż na godzinę z nim, odeszłabym w tej chwili. A może to jego obecność była przeze mnie inaczej odbierana niż kogoś innego. Jego uśmiech z chwili na chwilę stawał się coraz szerszy.
- Niech będzie.
Usiadłam po turecku na kanapie z nadzieją, że on zdecyduje się na fotel. Nic bardziej mylnego, dzielił nas mniej więcej metr, niekomfortowa sytuacja.
Siedzieliśmy zagapieni w biegających po murawie piłkarzy. Nie widziałam w tym nic ekscytującego, jak w żadnym sporcie. Kątem oka śledziłam jego każdy ruch, każde mrugnięcie i ruszające się pod wpływem gumy do żucia szczęki.
W pewnym momencie chłopak jakby ocknął się z jakiegoś transu i, po rzuceniu cichego "No tak!", sięgnął do torby podręcznej przy stoliku.
- Mam coś dla ciebie.
Ogarnął mnie większy niż zwykle lęk. Chciałam uciec, ale zresztą... i tak chciałam umrzeć, on tylko by mi to ułatwił.
Po chwili przed oczyma pojawiło się szaroniebieskie pudełko w drobne kwiatki. Spojrzałam na niego zszokowana.
- Nie patrz na mnie jak na idiotę, bo tak też się poczułem.
- Nie wiem co powiedzieć... - mruknęłam i położyłam pudełko na stół.
- Nawet nie zobaczysz co to?
- Może później, teraz oglądam.
Wróciłam do zajęcia, a on wzruszył ramionami i nieco zasmucony rozsiadł się wygodnie.
Cóż, poza kilkoma przysunięciami ręki do mnie czy długimi wpatrywaniami nie zauważyłam nic niepokojącego. Kiedy minęła pierwsza połowa (domyśliłam się tego po przerwie reklamowej), a ja powoli zaczynałam robić się senna. Rozcierając oczy i z pudełkiem w ręku skierowałam się do pokoju.
- Nie potrzebujesz czegoś? - zapytał.
Sensu życia.
- Nie, idę spać. - mruknęłam.
Szybkim krokiem poszłam do siebie. Tam jednak nie poczułam się lepiej, nie mogłam zasnąć. W sumie problem ten nękał mnie bardzo długo, ale to był inny rodzaj bezsenności niż zwykle.
Leżałam bezczynnie, słuchając szczekających za oknem psów.
Zdałam sobie sprawę jak mało znaczę. Sama siebie nienawidzę, a co muszą czuć do mnie inni? Niechęć? Wstręt? Jak najbardziej. W czasie gdy inni bawili się na imprezach, chodzili na najlepsze koncerty, osiągali coś w życiu, ja wegetowałam w czterech ścianach niczym porcelanowa figurka.
Tak łatwo mogłabym się jeszcze bardziej załamać, że nikt się mnie nie tykał. Byłam tylko do tego, żeby być.
Kroki po drugiej stronie drzwi wybudziły mnie z zadumy.
- Kilka tygodni temu bardzo ci smakowała - Endrju rzucił mi długą gorzką czekoladę, jedną z lepszych jakie jadłam.
Jakiś czas temu od razu otworzyłabym ją rozkoszując się smakiem, ale teraz... jedzenie było dla mnie czymś zbędnym. Były takie dni, że wyrzucałam za okno to co przyniósł mi Dawid, byle tylko się odczepił.
Wzięłam prostokątne opakowanie i zaczęłam obracać w rękach.
- Chyba ci w czymś przeszkodziłem. - zaśmiał się. - Już wychodzę. Kolorowych snów.
Nie zatrzymywałam go, w końcu ma własne życie, nawet w tym domu.
Mniej więcej po pół godzinie zdecydowałam się otworzyć prezent.
Pudełeczko nie było wielkie, mogłabym spokojnie zamknąć je w dłoniach. Zdjęłam wieczko i na kremowej poduszeczce ujrzałam naszyjnik. Wyjęłam go w celu lepszego przyjrzenia się. Na dość długim błyszczącym łańcuszku, wisiała mała buteleczka. Srebrne zdobienia okalały przeźroczystą szklaną obudowę, w której znajdowała się purpurowa ciecz.
Całość wyglądała naprawdę pięknie. Pierwszy raz od nie wiem jakiego czasu uśmiechnęłam się. Moje mięśnie twarzy chyba przeżyły szok, bo przez całą drogę do salonu, nie zmieniały ułożenia.
Kiedy już tam dotarłam, zastałam przysypiającego Wronę.
- Andrzej. - próbowałam jakoś zwrócić jego uwagę. Nieprzytomnym wzrokiem spojrzał na moją twarz. - Dziękuję.
Po raz kolejny tego dnia ukazał najszerszy uśmiech na jaki było go stać.
- To ja ci dziękuję, za ten uroczy uśmiech.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową i wróciłam do mojej "ciemnicy".
Teraz byłam tego pewna, taki człowiek nie byłby w stanie zrobić mi coś złego...


---------------------------------------------------------
Ech, znowu taka cukierkowa końcówka...
Karolino, proszę, dużo Wrony. :D
Spokojnie, to nie koniec depresji Nel, jeszcze jej trochę będzie. :>
Po raz kolejny zatapiam się w "Nanie"...
I znowu skończy się to moim amatorskim szkicowaniem. .-.


A teraz tak... Dostałam nominację do Liebster Awards. Nie mam pojęcia czemu, ale Buniu, bardzo dziękuję. ;*

1. Jaką masz ksywkę?
Dora i Misu.
2. Jakie jest twoje największe marzenie?
Nie wiem, chyba nie mam marzeń. :D
3. Skąd pojawił się pomysł na pisanie?
Ojej, ciężkie pytanie. Chyba po prostu chciałam spróbować czegoś innego (Róża w setball'u jest zupełnym przeciwieństwem Nel).
4. Jakie jest twoje hobby?
Siatkówka, piłka ręczna i czytanie.
5. Co chcesz w życiu osiągnąć?
Szczerze, nie mam pojęcia. Chciałabym zaakceptować samą siebie i być szczęśliwą, reszta jest na drugim planie. ;)
6. Gdybyś mogła coś w sobie zmienić, to co to by było?
Wszystko...
7. Jaka jest twoja ulubiona książka?
"Wyznania gejszy" Goldena.
8. Niecała. Staram się nie mówić o tym, dlatego część z niej o tym, mam nadzieję, nie wie.
9. Jaki jest kolor twoich oczu?
Piwne, niestety. :D
10. Ulubiony sport?
Siatkówka.
11. Ulubiony sportowiec?
K. Ignaczak.

Pozwólcie, że moje nominacje i pytania podam w następnym poście, teraz nie mam głowy do wymyślania pytań. :)
To by było na tyle. Następny post będzie dodany trochę później. Wybaczcie, jestem cienka.  .-.

Pozdrawiam i do następnego!