czwartek, 1 sierpnia 2013

12. Wyrzucili cię z domu czy wyprowadzanie psa to kara w wariatkowie?



Z dnia na dzień czułam się coraz gorzej. Brak papierosów sprawiał, że momentami nie pasowałam nad swoim zachowaniem. Denerwował mnie każdy najdrobniejszy hałas, nie mogłam spać i na okrągło miałam zły humor. Od tygodnia byłam nie do zniesienia, a Andrzej obserwował moje zmagania z uśmiechem na ustach, co odbierałam jako drwinę i omijałam go szerokim łukiem.
Przez te siedem dni wymieniłam z nim może kilka zdań. Urażona duma nie pozwalała mi na nic innego jak rzucane jednowyrazowe odpowiedzi na pełne troski pytania. Byłam zatem w niezłym szoku, gdy zaproponował mi spacer z Nygusem. Po wielokrotnych namowach zgodziłam się na półgodzinny pobyt poza domem. "I tak już zmieniam mnóstwo w życiu, czemu nie zrobić kolejnej głupoty podobnej do reszty?", myślałam.
Miało być to moje pierwsze wyjście z domu bez przymusu od "tamtego" wieczoru, trochę obawiałam się  ponownego spotkania z rzeczywistością.
Ubrałam się stosownie do pogody (a słońce nie dawało nawet chwili wytchnienia), spięłam włosy w wysoką kitkę i wyszłam przed chłopakiem, który prowadził psa na smyczy.
Gdy tylko zeszłam z bloku, poczułam się okropnie. Słońce raziło mocniej i panował większy uliczny hałas, niż to sobie wyobrażałam. Rozejrzałam się na boki, to samo osiedle, ci sami ludzie na ławkach z piwem, a mimo to coś się zmieniło. Rzecz w tym, że nie wiedziałam o co chodzi.
Poza kępką trawy pod trzepakiem nie zobaczyłam zieleni, ale mimo to przez dłuższą chwilę chciałam znaleźć jeszcze podobny fragment.
- Chodź! - Andrzej dotknął mojego ramienia, ale zsunęłam jego rękę. Nie zrazi się ani troch. - Zapewne zapomniałaś już jak wygląda stara, piękna Bydgoszcz? Nie dziwię się, za to ja zdążyłem już trochę ją poznać. Pamiętasz gdzie jest jezioro?
Pokręciłam głową, choć mnie więcej pamiętałam gdzie trzeba iść.
- Więc zobaczysz. - wyszczerzył się i dumny z siebie ruszył przed siebie.
W głębi duszy głęboko jęknęłam, ale bez słowa poszłam za nim. Mniej więcej w połowie drogi Nygus zbiegł na moją stronę, a biedny Wrona trącił mnie ramieniem i zaczął przesadnie przepraszać.
- Niedługo przyjedzie Konar na weekend. - zakomunikował. - Kto by pomyślał, że minęły już dwa tygodnie? Nie wiem jak ty, ale ja w ogóle tego nie odczułem.
Trochę się zdziwiłam, ale musiałam przyznać mu rację, czas płynął mi szybciej niż zwykle. W pokoju nie było najgorzej, zawsze myśli zajmowały mi całkowicie głowę, ale aktualnie nocą nie wiedziałam nawet kiedy zachodziło słońce.
- Matko, jaki upał! Mam pustynię w gardle. - zaśmiał się, gdy stanęliśmy pod jednym ze sklepów. "Nic dziwnego, skoro tyle gadasz", pomyślałam. - Napijesz się czegoś? Na pewno. Wskoczę szybko po coś i nim się obejrzysz wrócę.
Przytaknęłam, zabrałam od niego smycz, a on wbiegł szybko po chodach w głąb sklepu.
Nie pozostało mi nic innego jak czekać. Stałam więc na chodniku, wpatrując się w czarne trampki i myślałam, czy Enrju pozwoliłby mi się upić, gdy tuż przede mną pojawiły się jaskrawoczerwone, damskie sandały na wysokiej szpilce.
- Wyrzucili cię z domu czy wyprowadzanie psa to kara w wariatkowie? - piskliwy głos Ani rozdrażnił moje  bębenki uszne. Zmroziłam ją spojrzeniem.
- To raczej ty powinnaś wiedzieć jakie są tam kary.
- Ja?! Czy ja robiłam z siebie ofiarę z nieznanych przyczyn i izolowałam się od żywych? A może chciałam podciąć sobie żyły w domu kuzyna? Wydaje mi się, że nie ale znam taką osobę.
Prychnęłam pogardliwie; już miałam po uszy tej rozmowy.
- Za cholerę nie rozumiem dlaczego Dawid jeszcze z tobą jest. Cóż, najwidoczniej jesteś dobra w gębie, dosłownie. Mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi?
Trzy, cztery, pięć sekund bez odpowiedzi. Blondynka już otwierała usta by odpowiedzieć na moje podejrzenia, ale szybkim ruchem głowy zasłoniła twarz tlenionymi włosami i spojrzała na Wronę schodzącego do nas z dwoma puszkami upchanymi w kieszeniach.
- Och, więc to tak! - zachichotała idiotycznie. - Czytałam , że Adam zaczął udzielać się charytatywnie, ale nie podejrzewałam, że od razu zacznie od najgorszych przypadków. Gratuluję odwagi,
nie każdy  chce mieć z nią styczność. - zwróciła się do zdezorientowanego chłopaka.
- Ma na imię Andrzej - wysyczałam. - a ty powinnaś już dawno stąd spierdalać.
- Niby dlaczergo? Anastazjo, on też powinien znać tą prawdę, o ile go nie ostrzegano.
- Mam dość - rzuciłam i wyminąwszy ją, ruszyłam w boczną uliczkę za budynkiem w stronę jeziora.  Wrona, trzymając już Nygusa, poszedł za mną. Anka krzyczała coś za mną, lecz poza tym, że pokazałam jej przez ramię środkowego palca, zignorowałam ją.
- Co się właściwie stało? - zapytał, gdy byliśmy już dostatecznie daleko, by nic nie usłyszała. Nie odpowiedziałam. - Nel?
- Ania, dziewczyna Konarskiego znienawidziła mnie za to, że miałam depresję, a on się o mnie martwił. Przy nim udaje, że się mną przejmuje, ale gdy tylko zostajemy same, zrównuje mnie z ziemią. Gdybym tylko mogła pieprznąć ją w ten...
- I ty przejmujesz się zdaniem tej blondi? W życiu bym tego nie zrobił. - stanął przede mną, złapał mnie za ramiona i próbował spojrzeć w oczy, ale wymijałam się od tego jak najlepiej mogłam. Smycz zatrzymała mu się na zgięciu przedramienia. - Wrzuć na luz, nie warto zwracać uwagi na takich ludzi.
Poddałam się i zajrzałam w niebieskie tęczówki, choć nie pomogło mi to uspokoić nerwów. Zmrużyłam oczy i zagryzłam wargi.
- Nie daj sobie zepsuć humoru, proszę cię. - uśmiechnął się spokojnie, ale było w nim coś innego. Wypuściłam z siebie głośno powietrze.
- Spróbuję.
- Dziękuję.
Poszliśmy dalej. Wrona aż do plaży wygwizdywał piosenki, nygus sapał, a wszystko było tak dziwnie obce.
Dopiero gdy weszliśmy na jasnożółty piasek, uniosłam głowę.
Tłumy ludzi gnieździły się przy wodzie. Na samą myśl o tym,że miałabym się przeciskać między nimi, robiło mi się niedobrze. Dlaczego akurat dziś?!
- Chyba nici z odpoczynku. - zaśmiał się Andrzej. - Chodź, poszukamy gdzieś niedaleko cienia.
Tak też zrobiliśmy i w małym parku, nieco dalej, usiedliśmy na kamiennym murze. Chłopak zawiązał smycz na słupie telefonicznym, usiadł obok mnie i podał mi puszkę z colą.
-  Byłem tu niedawno w podobnej porze, ale nie widziałem jeszcze takiego tłumu.
- Ja też. - odezwałam się, ku jego zdziwieniu. - Wolę siedzieć tutaj niż między nimi.
- Czyli jednak lubisz moje towarzystwo? - spytał z chytrym uśmieszkiem.
 - Mogło być gorsze. - upiłam łyk napoju. - Poza tym nie miałam wyboru, wręcz błagałeś o to wyjście.
- Nieprawda! Tylko spokojnie zapytałem.
- Osiem razy? - spojrzałam na niego z ukosa.
- W porządku, następnym razem nie pójdziemy nigdzie, skoro tak bardzo ci się nie podoba.
- Nie powiedziałam, że mi się nie podoba. - czując, że jego oczy patrzą na mnie ze zdziwieniem i radością, spojrzałam na ziemię. - Nawet możemy... kiedyś znowu tu przyjść.
- Skoro tego chcesz, to pewnie!
I znów milczenie. Przez piski dzieci i chlupotanie wody nie było ani chwili ciszy, a mimo to odczuwałam jej dyskomfort. Zaczęłam rozglądać się dookoła; słońce zmieniało barwy na bardziej pomarańczowe, a ludzi ubywało. Na szczęście prawie nikt koło nas nie przechoddził.
- Czemu przyjechałeś do Bydgoszczy?
- Jak to czemu?
- No dlaczego nie wygrałeś innego miasta? Bydgoszcz nie słynie z siatkówki.
Chłopak zamyślił się, po czym odpowiedział:
- Chciałem zmian. Miałeś dosyć życia w Warszawie, a że mam swoje lata i kończyła mi się umowa w klubie, więc wykorzystałem to. Nie spodziewałem się żadnych propozycji z Rzeszowa, Bełchatowa ani z zagranicy, a Bydgoszcz zawsze kojarzyła mi się dobrze.
- A żałujesz, że tu jesteś?
- Nie mam powodu, przez który miałbym żałować.
- Musisz przesiadywać ze mną, wystarczy. - mruknęłam i spojrzałam na niego.
- Uwierz, że uznaję to raczej jako przyjemność - uśmiechnął się.
- Co jest przyjemnego w pilnowaniu, bym się nie zabiła?
- To, że mogę cię poznawać, z każdym dniem coraz mocniej.
Spojrzałam na niego zszokowana, a on tylko patrzył mi w oczy tak, że zrobiło mi się cieplej. Ciche "dzięki" zamknęło mi usta na dobrą godzinę. W tym czasie słuchaliśmy muzyki, która leciała z głośników. Wrona próbował dorównywać głosem piosenkarzom radiowych hitów, ale nie szło mu to za dobrze. Zagryzłam dolną wargę, żeby nie roześmiać się w głos.
- Nie śmiej się! - zrobił urażoną minę. - W podstawówce śpiewałem na prawie każdym przedstawieniu. Lepiej pokaż co ty umiesz.
- Jestem kompletnym beztalenciem, gorszym od ciebie.
- Dlatego masz się tym popisać. - powiedział stając na proste nogi. - Nie każ mi siebie zmuszać siłą.
- Nigdy w życiu! - wykrzyknęłam i zeskoczyłam z murka. Cholera, już po mnie! Zaczęłam powoli iść w tył, by uchronić się od możliwego ataku.
- Porozmawiajmy o tym na spokojnie. - zaczęłam prosić, ale przerwałam gdy zderzyłam się z kimś plecami.
Obróciłam się z zamiarem przeproszenia tej osoby, ale odechciało mi się, gdy zobaczyłam przed sobą szczerzącego się Walińskiego.
- Kogo ja widzę! -zdziwił się. - Jak ja dawno was nie widziałem. Rozumiem, że jesteście razem na spacerze?
- Zgadza się. - odezwał się Wrona. - Ty też?
- Taaak. - mówił mierząc mnie od stóp do głów. - Już ci lepiej, Nel?
-Mhm, - mruknęłam od niechcenia. Nie widziała mi się jakoś ta rozmowa.
- Cieszę się. Wiesz, martwiłem się - próbował mnie przekonać, ale ja tylko wywróciłam oczami. - Hej, jest już mało ludzi, chodźcie na pomost.
Andrzej spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Pójdę po Nygusa. - rzuciłam i ruszyłam ku psu. Z trudem odwiązałam go i wróciłam do nich, zastanawiając się po co w ogóle zgodziłam się na wyjście.
Kiedy już doszłam na pomost, panowie dyskutowali namiętnie na jakiś temat. Zapatrzyłam się na płynące w oddali łabędzie. Dryfowały lekko po tafli jeziora, spodobał mi się ten widok.
Nagle Nygus zaczął głośno szczekać. Nie widząc co zrobić, zaczęłam głaskać go po łbie, a smych owinęłam mocniej wokół nadgarstka.
Rozmowy ucichły.
- Co się dzieje? - zapytał Andrzej
- Nie wiem, ujada jak głupi.
- Daj, potrzymam go. - ruszył ku mnie ,ale pies wskoczył do wody, ciągnąc mnie za sobą. Spotkanie rozgrzanego ciała z zimną wodą nie było przyjemne.
Zaczęłam spadać w dół, w coraz zimniejsze warstwy. Po dłuższej chwili zderzyłam się z dnem, w międzyczasie gubiąc smycz. Przez otwarte oczy obserwowałam pływające po powierzchni psie łapy. Nie trwało to jednak długo, bo z pluskiem pod wodą zjawił się Wrona. Podpłynął do mnie, chwycił za rękę i pociągnął w górę. Kiedy już mogliśmy swobodnie oddychać, on złapał mnie w talii i próbował zabrać na pomost.
- Daj spokój, umiem pływać. - wydyszałam.
Choć czułam okropne zmęczenie, popłynęłam o własnych siłach pod pomost, podciągnęłam się i położyłam na deskach.
- Jakim cudem...?! - zaczął Marcin kucając przy mnie.
- Takim, że ten pies nie jest normalny.
- Jak właścicielka. - zaśmiał się.
Pokazałam mu "fakasa", a obok mnie pojawił się Wrona. Tak jak ja nie mogłam długo unormować oddechu, tak po nim nie było widać ani trochę zmęczenia.
- Dziękuję. - zwróciłam się do niego, a on tylko ręką wyszukał ciemny materiał i podał mi.
- Nie ma za co, ale lepiej to ubierz. - okazał się, że dał mi swoją koszulkę. Dopiero teraz zorientowałam się, że jest bez koszulki i trochę mnie tym speszył. Mimo tego nie miałam zamiaru marznąć.
Zdjęłam z siebie mokrą bluzkę w fioletowe róże, a nałożyłam czarną koszulkę z Batmanem. I tak ubrania przylegały do mojego ciała tak, że najlepiej byłoby szybko się ich pozbyć; ale na pewno nie przy nich.
- Może lepiej zabierzmy tego pływaka? - Marcin brodą wskazał na wychodzącego na brzeg Nygusa. Szybkim krokiem podeszłam do ociekającego z wody psa.
- Ty mały draniu, patrz, co mi zrobiłeś! Powinnam odwieźć cię do schroniska, zamknąć w najgorszej klatce i palić do utraty świadomości! Nie patrz tak na mnie, nie wybaczę ci tego!
Słyszałam jak ci dwaj powstrzymują się od wybuchnięcia śmiechem. Zignorowałam ich i podałam im smycz z Nygusem.
- Lepiej, żebym nie miała z nim dzisiaj styczności. - wysyczałam i zaczęłam wyrzynać wodę z włosów.- Anastazja?
Obróciłam się na dźwięk nieznanego głosu. Czarne włosy niskiego chłopaka opadające na wysokie czoło i mocna opalenizna coś mi mówiły, ale wciąż za mało. Nie wiedziałam jest jest ten chłopak, więc patrzyłam na niego wyczekująco.
- To ja, Norbert. W tym roku chodziliśmy razem na historię sztuki. - przedstawił się. Teraz kojarzyłam go, ale nie miałam z nim za dobrych wspomnień. Pamiętałam jak próbował dowiedzieć się ode mnie czemu jestem w Bydgoszczy i moje kłamstwo na temat wujka w biurze Łuczniczki. Nie przyznawałam się do pokrewieństwa z Dawidem. - Rany, ale się zmieniłaś. Ledwo cię poznałem! Trochę się zdziwiliśmy gdy nie przychodziłaś na egzaminy, ale odetchnąłem z ulgą na wieść, że mimo to przechodzisz.
- To miłe. - bąkłam błagając, by to wszystko już się skończyło.
- Widziałem jak wpadasz do wody. Wyglądało to co najmniej zabawnie. - zarechotał, ale gdy nie zawtórowałam mu, kontynuował: - Za to A-Andrzej zachował się jak bohater. Zawszy wydawał mi się w porządku. A właśnie, znasz ich osobiście?
- No pewnie, że zna! - poczułam na ramieniu rękę Walińskiego i dyskretnie się jej pozbyłam. - Mało tego, dużo czasu spędzamy razem. A ty jesteś...?
- Norbert, kolega ze studiów. - spojrzała zauroczony na siatkarza. - I wasz wierny kibic, oczywiście. Matko, już nie mogę się doiczekać nowego sezonu!
- My też.- odpowiedział. Zapewne, tak jak inni, chciałbyś autograf?
Brunetowi nie ptrzeba było powtarzać tego dwa razy. Wyjął ze skórzanej listonoszki notes i długopis, po czym podał je Marcinowi,  na którego twarzy malowało się wyraźne rozbawienie. Przeciągnął kilka razy długogopisem po papierze i oddał.
- Możemy już iść? - zapytałam cicho Wrony. Kiwnął twierdząco głową, klepnął Kipka w bark i odwrócił się w kierunku domu. Drogę jednak zaszedł nam ponownie Norbert. Andrzej westchnął, nabazgrł coś na szybkiego i szybko zwrócił przedmioty.
- Dziękuję. Tobie też, Staza. - wzdrygnęłam się na dźwięk wymyślonego zdrobnienia. - Nie pomyślałem o tym, że wujek-biurowiec może jakoś pomóc poznać cię z zawodnikami. Bo to dzięki niemu, tak?
-Jaki wu... Ach, no tak! - palnął się w czoło siatkarz. - Zgadza się, to niesamowity człowiek. Można z nim gadać jak z rówieśnikiem, a papierkowa robota idzie mu tak szybko, jakby wcale jej nie robił.  Do tego... Musimy już iść. - ostatnie zdanie wypowiedział przez ściśnięte zęby, bo mój trampek miażdżył właśnie jego piętę.
- Do zobaczenia! - krzyknął, ale nawet się nie odwróciłam; zresztą to zdecydowanie nie było do mnie.
Wracałam do domu ze spuszczoną głową. Nie chciałam nawet widzieć jego drwiny na twarzy, a co dopiero gadać o całej tej sytuacji.
Nie czułam wstydu, raczej rozdrażnienie i zmęczenie.
Kiedy dotarliśmy do mieszkania, a Andrzej rozwiązywał psa, zagaił:
- Na jaki film masz dzisiaj ochotę?
- Żaden. - mruknęłam.
- Nie rób mi tego. - spojrzał na mnie z uśmiechem. - Przecież codziennie coś oglądamy.
- Ale teraz mam dość. Wszystkiego. Dobranoc. - rzuciłam wchodząc do pokoju, a on ku mojemu zdziwieniu, poszedł za mną. Zaczęłam szukać ubrań na przebranie, a gdy obróciłam się za spodniami, on stał na wprost mnie. Lekko zirytowana popatrzyłam mu w twarz, co chętnie wykorzystał do kontaktu wzrokowego. Jedynym co mnie zdziwiło był fakt, że mrużył oczy.
- Znowu?
- Co "znowu"?
- Znowu chcesz się tu zamykać jak największy na świecie tchórz? - zamurowało mnie. Nie spodziewałam się takich słów z jego ust. - Myślałem, że chcesz się zmienić, ale chyba się myliłem. Daj mi chociaż odpowiedź, co chcesz ze sobą zrobić, bo już sam nie wiem czy warto się starać ci pomagać. Chcesz znów zamykać się i wegetować miesiącami?
- Nie mów tak!
- Bo co?
W gardle ugrzęzła mi wielka gula. Przełknęłam ją z trudem.
- Myślisz, że ja chciałam tego? Że chciałam uciekać od ludzi, bać się każdego?
- Tak myślę.
- Mylisz się. Wiem, że to było złe i nie mam zamiaru tego powtarzać.
- Udowodnij.
Ugryzłam się w język by nie powiedzieć czegoś złego, chwyciłam go za przegub i pociągnęłam do salonu. Tam włączyłam jego ulubiony film (w moim mniemaniu jeden z nudniejszych jakie poznałam) i usiadłam obok na kanapie.
- Siadaj. I to będzie najmilszy wieczór jaki, kurwa mógł się zdarzyć.
Wyjęłam z barku butelkę whisky, zrobiłam popcorn i usiadłam z rękami zaplecionymi na piersiach.
Andrzej patrzył na mnie zadowolony. Kiedy zerknęłam na niego, zaraził mnie uśmiechem.
- Nie rozbawiaj mnie gdy próbuję się obrażać.
Rozczochrał mi włosy na głowie.
- Ty nie umiesz się obrażać.
Miał rację, ale nie chciałam mu jej przyznawać. Pozostałam w takiej pozycji, a on schylił się do przodu.
Spoglądałam na jego profil. Niebieskie oczy z zafascynowaniem pochłaniały obraz z telewizora, dwoma palcami wskazującymi jeździł po ustach, co jakiś czas przeczesując włosy. Umięśnione ręce miał oparte na kolanach, a lewe kolano podrygiwało mu co jakiś czas. Mimo powagi, którą zachowywał biło od niego tyle pozytywnej energii, że zapewne nawet przez sen dało się ją odczuć.
W pewnym momencie odwrócił się przyłapując mnie na patrzeniu, ale szybko zaczęłam udawać zaciekawienie filmem. On już zdążył wyczuć, że nie uważam co się dzieje na ekranie.
- Mogę cię o coś zapytać?
Przytaknęłam.
- Czemu on, ten chłopak znad jeziora, mówił coś o jakimś wujku?
Westchnęłam. Wiedziałam, że o to chodzi.
- Kiedyś musiałam iść na Łuczniczkę do Dawida, ale nie chciałam Norbertowi mówić o tym, że to mój kuzyn. Po prostu jak pomyślałam o tym, że będzie mnie inaczej traktował ze względu na niego, robiło mi się niedobrze.
- Wstydziłaś się?
- Można tak powiedzieć.
- A mnie się wstydzisz?
Uniosłam brwi.
- Przecież byłam dzisiaj z tobą na spacerze wśród tylu ludzi.
- Ale to nie znaczy, że robiłaś to z własnej woli i że chciałaś się ze mną pokazywać.
Uniosłam prawy kącik ust.
- Nie, nie wstydzę się ciebie. To raczej ty powinieneś się wstydzić wychodzić z taką psychopatką jak ja.
- Zwariowałaś?
- Na to wygląda.
Chłopak uniósł się tak, że jego twarz była na wysokości mojej.
- Czasem miewasz gorsze chwile, boisz się innego kontaktu niż krótkich rozmów, potrafisz zamykać się na kilka dni bez odzewu w swoim pokoju, ale i tak to nie zmieni tego, że uwielbiam z tobą spędzać czas. I mam gdzieś czy ludzie będą patrzeć na mnie krzywo, bo idę z czarnym psem i jego czerwonowłosą właścicielką. Ważne, że mi to odpowiada.
Kiedy skończył mówić, zapanowała cisza. Po raz kolejny tego wieczoru nie mogłam się wysłowić, po raz kolejny mnie zamurowało.
- Jesteś świetnym przyjacielem, Wrona.
Gdyby powiedział coś w stylu, żebym się nie wygłupiała, szturchnął w ramię nie zdziwiłabym się. Ale on mnie przytulił. Kiedy jego dłonie spoczęły na mojej talii, nie wiedziałam co zrobić.
- Ty też,Filip.
Gdyby ktokolwiek w innej sytuacji zwrócił się po mnie po nazwisku, zabiłabym ze szczególnym okrucieństwem. Ale teraz nie zrobiłam nic innego jak oddanie uścisku.
Dopiero po kilku minutach znów siedziałam normalnie.
Ale Andrzej nie wydawał mi się tak obcy jak wcześniej. Tak jakby to przytulenie zmieniło we mnie coś, czego nie umiałam zidentyfikować...


-------------------------------------------------------------------------
Ha, nie spodziewaliście się mnie tutaj tak wcześnie, co? :D
Zapewne tak, ale mam nadzieję, że ta "niespodzianka" należy do miłych :) ( od razu mówię, że może nie należeć do miłych przez nijaką treść!)

Jejku, nie wyobrażam sobie ME bez Igły... Chociaż Anastasi na pewno wiedział co robi, ciężko jest mi z tym :<
Miałam nominację w LA, ale ze względu takiego, że nie jestem teraz w domu, odpowiedzi znajdą się w następnym poście. :>

Dziękuję za obecność, za każdy komentarz, miłe słowo. To miłe, że ktoś czyta moje głupoty i potrafi powiedzieć chociaż jedno dobre słowo na jego temat. Wielkie dzięki, naprawdę! :*

14 komentarzy:

  1. Nygusie, kocham Cię!..
    Tak dzisiaj jakoś tajemniczo się zrobiło. Norbert mnie zdenerwował. Nie wiem dlaczego, tak po prostu...
    Świetny rozdział! I to nieprawda, że treść jest nijaka.
    Pozdrawiam ; >

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też go kocham :>
      Dziękuję i również pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Niespodzianka należy do grona bardzo miłych! :D
    Widzę, że obecność Andrzeja bardzo dobrze wpływa na Anastazję. W końcu dziewczyna ma w kimś oparcie, w końcu ma kogoś, kto nie odwraca się plecami od jej problemów i stara się wspomóc, może czasem coś naprawić. Będę wierzyć, że Nel nie przyjdą do głowy już żadne głupkowate pomysły i być może ułoży sobie życie nawet z Wronką. Widać, że ich do siebie ciągnie.
    A Ankę wraz z Robertem to bym zamiast Nastki wrzuciła do jeziora, o. Żadnej sympatii z mojej strony do tej dwójki.
    Kipek za to coraz lepszy. :D

    Zapraszam na pierwszą część na http://szczeniacka-hipotermia.blogspot.com/. Pozdrawiam, Caroline. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś nowego, niemoralnego, sprzecznego z etyką, do czytania na własną odpowiedzialność. Jeśli masz ochotę, zapraszam na część pierwszą - http://korelacja-zmyslowosci.blogspot.com/. Pozdrawiam, Caroline. :)

      Usuń
    2. Zapraszam na piętnastkę na http://ochroniarz-na-obcasach.blogspot.com/. Pozdrawiam, Caroline. :-)

      Usuń
    3. hipotermicznie - #3:
      http://szczeniacka-hipotermia.blogspot.com/
      Pozdrawiam, Caroline. :))

      Usuń
    4. hipotermicznie - #4
      http://szczeniacka-hipotermia.blogspot.com/
      Pozdrawiam, Caroline. ^^

      Usuń
  3. Usuń capthę bardzo ślicznie proszę :)

    A To Sucz! - jak ja takich małpiszonów jak Anka nie lubię. Szczególnie że mam Anka na drugie :/ Biedny Konar. Że nie wie że ma taką laskę Dziwny ten Norbert. Endrjuuuu! *_*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nygus to bardzo kochany pies *,* A i ma bardzo, bardzo fajne imię ♥
    Takiego przyjaciela jak Endrju mieć... Szkoda tylko, że Nel tego nie docenia. Chyba, że mi się tylko tak wydaje...
    Tak, Norbert jakiś dziki się wydaje i przez to padły mi nowe podejrzenia co do wiesz czego. Huehue.
    A pana W to ja kocham, ty wiesz ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajne, nie? Też mi się podoba :D
      Wiem do czego masz podejrzenia, ale i tak nic nie powiem :)
      Wiem, że go kochasz, specjalnie dla Ciebie jest tu umieszczony ;>

      Usuń
  5. Nie wiem, czy lubię to opowiadanie dlatego, że występuje w nim Andrzej, czy może dlatego, że Anastazja jest taka... nawet nie umiem tego opisać. ;) Mam nadzieję, że przekona się do Endrju, bo troszczy się o nią i raczej nie mógł zrobić jej krzywdy, nie? :D

    Wyobraziłam sobie siebie na spacerze z psem koło jeziora. U mnie sytuacja wyglądałaby o tyle dziwniej, że gdyby york wciągnął mnie do wody, chyba spaliłabym się ze wstydu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha racja, wyglądałoby to co najmniej dziwnie :P
      Zapewne dlatego ja, gdy miałam mojego owczarka niemieckiego starałam się omijać jeziora w czasie spacerów z nią. Nie wiadomo co może przyjść psu do głowy :D

      Usuń
    2. Moja znajoma ma labradora i nie raz przeciągnął ją w zimie po ośnieżonym chodniku, kiedyś wylądowała z nim w rzeczce :D

      Usuń