niedziela, 30 marca 2014
28. Może powrót do rzeczywistości nie będzie taki trudny?
Istnienie człowieka można porównać do jego spaceru po cienkiej linie nad przepaścią. To, czy krok jest zdecydowany, czy niepewny, zależy od jego stanu psychicznego. Albo brniesz dzielnie w przód, albo stoisz, starając się nie upaść.
Nieszczęścia, które cię spotykają są po prostu próba zniszczenia twojego długo budowanego świata. Wiele razy musiałeś się wyginać na owej linie niczym akrobata, byle tylko nie zniknąć w przepaści własnego umysłu, prawda?
Człowiek to bardzo słaba istota. Tak łatwo doprowadzić go do ruiny.
Potrzebowałam pomocy. Mój stan psychiczny był tragiczny, nie potrafiłam funkcjonować w społeczeństwie. Znów zaczęłam izolować się od ludzi, zostawali koło mnie tylko dwaj siatkarze. Lecz ile mogłam być na ich utrzymaniu, ich sumieniu?
Musiałam to zmienić. Lata mi nie ubywały, w odróżnieniu do zdrowego rozsądku.
Miałam nadzieję, że oni, specjaliści, pomogą mi go odzyskać...
Od czasu, gdy przybyłam do szpitala, prawie co noc byłam budzona, oblana zimnym potem i z krzykiem na ustach. Co ciekawe, nie pamiętałam zupełnie nic z owych snów. Prawdopodobnie wciąż odwiedzał mnie w nich Kamil.
Na początku otrzymywałam dobrą opiekę - pielęgniarki pomagały mi otrząść się z koszmaru, pocieszały, że to niedługo minie i wyjdę stąd zdrowa. Z czasem jednak zaczęły traktować mnie coraz gorzej; codzienne wizyty na mojej sali nie spodobały się im oraz mojej współlokatorce.
Tej nocy znów nad swoim łóżkiem zastałam dwie zirytowane kobiety, a jedna z nich trzymała mnie za ramiona, opanowując mocne wstrząsy.
- No tak, kto inny mógł w tym skrzydle wydzierać gardło? - odezwała się pierwsza, wyjmując z kieszeni kitla tabletki na uspokojenie i te, które brałam w ciągu dnia (miały one zastąpić ich sympatyczność).
Druga w tym czasie spisywała coś w małym notesie. Dostałam do ręki tabletkę i kubek z wodą do popicia.
- Przepraszam. - mruknęłam cicho.
- Ktoś tu jeszcze długo z nami zostanie. - powiedziała druga, gdy wychodziły na korytarz.
Opadłam bezsilnie na poduszkę i westchnęłam głęboko.
- To już piąta noc z rzędu. - usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam głowę i spojrzałam na rozcierającą oko Natalię.
- Przykro mi, że przeze mnie będziesz niewyspana. - powiedziałam, czując wyrzuty sumienia.
- Nic nie szkodzi. - uśmiechnęła się spokojnie. - Przynajmniej teraz mogę robić co chcę, a te pieprznięte babska nie będą miały do mnie pretensji.
Natka jak co noc, zaczęła mruczeć pod nosem jakąś obcojęzyczną piosenkę. Jej spokojny rytm przypominał mi jedną z oper, które kiedyś puszczała moja mama. Często tańczyłyśmy do niej, udając damy przy tandetnym zestawie do herbaty.
- O czym śpiewasz? - zadałam nieco nurtujące mnie pytanie.
- To tylko rozmowa z jednym z szatanów, oni nie lubią zwykłych słów. Ale spokojnie, nie masz się czym martwić. - powiedziała spokojnie, włosy na moich ramionach stanęły dęba.
Odwróciłam się do niej plecami i próbowałam odwrócić uwagę od wysokich dźwięków wydobywających się z jej gardła.
Jakim cudem trafiłam między tych wszystkich ludzi? Czy jestem taka jak oni?
Tego samego dnia, około południa, zostałam zawołana przez pielęgniarkę i skierowana do osobnego pokoju.
Czekając już w nim na to, co miało się wydarzyć (nie powiedziano mi, o co chodzi), zauważyłam w jednym z rogów małą kamerę, skierowaną na moją twarz.
Cóż, kontrola więc musiała być dosłownie wszędzie.
W momencie, gdy spuściłam wzrok z urządzenia, drzwi, którymi weszłam, ponownie się otworzyły i wszedł nimi Bronkiewicz, mój terapeuta, a tuż za nim Dawid. Na jego widok uśmiechnęłam się lekko, co nie zdarzało mi się zbyt często. Odpowiedział mi tym samym, po czym zbliżył się do mnie i delikatnie mnie przytulił. Oparłam czoło o jego ramię, czując się nieziemsko dobrze w tego towarzystwie.
- Jak dobrze cię znów widzieć. - powiedział cicho.
Pod wpływem wypowiedzianych przez niego słów, przylgnęłam do niego mocniej.
Chwilę radości przerwał mi głośnym chrząknięciem stojący z boku lekarz.
- Rozumiem, że dawno się nie widzieliście. Oczywiście cieszę się razem z wami - mówił, unosząc brwi w górę. - ale nie spotkaliśmy się tu bez celu.
- No tak, przepraszam. - zakłopotał się Konarski, wypuszczając mnie z objęć. Spoglądałam na obu mężczyzn z zdezorientowaniem w oczach.
Lekarz wskazał nam dwa krzesła, a sam usiadł za potężnym biurkiem naprzeciw nich. Zajęliśmy miejsca i wpatrywaliśmy się w niego czekając co powie.
- Nasza, to znaczy sytuacja z Anastazją od początku wydawała mi się wręcz banalna. Nieraz przecież pomagałem młodym ludziom wyjść z depresji, jednak ten przypadek jest inny. Przeliczyłem się w swoich umiejętnościach.
Na czole Dawida pojawiło się zmarszczenie.
- Może pan dokładniej?
- Oczywiście. - odezwał się lekarz. - Okres leczenia powinien już się zakończyć, w końcu od samego początku dawaliśmy jej silne leki... Ale nie wszystko idzie zgodnie z planem.
Patrzyłam na niego zmrużonymi oczyma. O jakim planie ten człowiek opowiada?!
Dawid kiwnął głową, przyjmując to do wiadomości.
- Zastanawiamy się nad innym sposobem na zwalczenie tego zaburzenia i...
Chwila ciszy jeszcze bardziej mnie zestresowała.
- I chcecie go zastosować na niej. - dokończył Konar, po czym zamyślił się na moment. Zupełnie jakby mnie tu nie było...
- Potrzebujemy tylko waszej zgody. - tłumaczył. - Zabieg będzie trochę trwał, ale efekt jest niemal stuprocentowy.
Znów milczenie.
- Chciałbym dla niej jak najlepiej. - odwrócił się do mnie ze skwaszoną miną. - Jeśli ona się zgodzi, ja również.
W tym momencie spojrzał na mnie też lekarz.
- Anastazjo - powiedział z łagodnym uśmiechem. - Dobrze wiesz, że chcemy, abyś wyzdrowiała jak najszybciej. Ten zabieg nie będzie bolał, a da to, czego chcemy.
- Na czym będzie polegał? - zapytałam słabym głosem.
- Och, to nic skomplikowanego. Po prostu przestaniesz myśleć o przykrych wydarzeniach, które cię tu sprowadziły.
Patrzyłam na niego z niepewnością. Jeszcze wczoraj odwiedził moją salę i wychodził z niej uśmiechnięty, dając mi nadzieję, że wszystko jest w porządku...
Spojrzałam na wyczekującego mojej odpowiedzi Dawida. Chciałam .już do nich wrócić, tak dawno nie widziałam Ani. I Andrzeja...
- Kiedy możemy zacząć? - spojrzałam na mężczyznę, który rozpromienił się jeszcze mocniej.
- Wiedziałem, że podejmiesz dobrą decyzję. Zaczniemy od jutra.
Odpowiedziałam przytaknięciem głową, a mężczyzna kiwnął do Dawida, który po chwili wstał i razem skierowali się ku wyjściu.
- Mogłabym jeszcze porozmawiać z kuzynem? - odezwałam się.
- Oczywiście. - odpowiedział tamten, a Konarski stanął w miejscu. Kiedy drzwi za Bronkiewiczem się zatrzasnęły, kuzyn odwrócił się do mnie.
- Liczyłem na to, że będziemy mogli jeszcze pogadać. - uśmiechnął się. - Jak się czujesz?
- Przecież wiesz, oni informują cię o prawie wszystkim.
- Tak, ale chcę poznać twoją opinię.
- Wciąż nie potrafię znaleźć w sobie sił do normalnego życia. Chciałabym już stąd wyjść, ale z drugiej strony byłabym dla was jedynie balastem.
- Naprawdę tak myślisz? Uwierz mi, naprawdę wszyscy za tobą tęsknimy. Ostatnio Ania pomagała mi przy obiedzie, bo przejąłem teraz gotowanie i...
- Jak się trzyma? - przerwałam, chcąc otrzymać jak najszybszą odpowiedź.
- Póki co dobrze. - odpowiedział. - Jeszcze trochę i nasza rodzina się powiększy. Mała na pewno będzie chciała od razu poznać ciotkę.
- Zrobię co w mojej mocy. - uniosłam jeden kącik ust w górę. - Nie powinieneś być teraz gdzieś na zgrupowaniu? Ostatnio o tym wspominałeś.
- Powinienem - powiedział radośnie. - ale czego nie robi się dla najbliższych?
- Lepiej wracaj trenować. Musisz się dobrze prezentować w przyszłym sezonie, inaczej nie pójdę na żaden twój mecz.
- Przecież nigdy nie byłaś na nim.
- Może chcę to zmienić? - Dawid uniósł brwi w górę. - Łuczniczka przywita mnie otwartymi ramionami!
- Trzymam za słowo. - zaśmiał się, by po chwili spoważnieć. - Muszę już iść. Niedługo znowu cię odwiedzę, okej?
- Jasne. - mruknęłam, a on skierował się ku wyjściu. To ostatnia okazja... - Dawid.
- Tak?
- Czy Andrzej... wspomina czasem o mnie?
- Cóż, dawno ze sobą nie rozmawialiśmy...
- Dlaczego? - zdziwiłam się.
- Nie wiem, po twoim przybyciu tutaj, jakoś rzadziej się spotykaliśmy, a na zgrupowaniu też nie jest zbyt wylewny.
- Rozumiem. Nie zatrzymuję cię już. - zaczęłam nerwowo pocierać nadgarstek lewej ręki, póki nie poczułam bólu.
- Trzymaj się. - uśmiechnął się na pożegnalne i zniknął za drzwiami.
Usiadłam na jednym z krzeseł, czekając na przybycie pielęgniarki.
Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Wrona od zawsze wydawał mi się towarzyski, a na pewno przyjaźnie nastawiony do Konarskiego. Co wpłynęło na jego zmianę? Chciałabym się tego dowiedzieć...
Niestety, jak widać, nie planował naszego spotkania.
W moich myślach bardzo często pojawiał się tuż po tych samobójczych. Był moim powodem do życia.
Najwidoczniej ja jego nie byłam.
... nawet nie wiesz, jak wielki wpływ na Ciebie może mieć jeden człowiek, jedna sytuacja...
- Teraz otwórz oczy. - usłyszałam głos. Wykonałam jego rozkaz i ujrzałam przed sobą płyty sufitu. - Cudownie. Znów się spisałaś.
No pewnie, czyli jak zwykle zawaliłam...
Spojrzałam na mojego terapeutę, który zapisywał coś w swoim notesie. Nosił go ze sobą codziennie, zapisując po kilka wyrazów. Dzisiaj jednak zdecydował się na nieco dłuższą wypowiedź.
- Wszystko idzie zgodnie z moim planem. - powiedział, sama nie wiem czy do mnie, czy do siebie.
Rozejrzałam się po gabinecie. Mój dzień składał się z wielu wizyt w tym miejscu. Znałam już rozmieszczenie wszystkich tablic, wiszących na ścianie, jego charakterystyczne tiki, powiedzenia....
Nie narzekałam jednak na to; po jakimś czasie przyzwyczaiłam się do tego.
- Twoje leczenie dobiega już końca. - oświadczył, kiedy już odłożył długopis i spojrzał na mnie.
- To znaczy? - zdziwiłam się.
- To znaczy, że niedługo stąd wyjdziesz. - uśmiechnął się.
- No tak. - mruknęłam.
- Jutro będziemy mieli ostatnią sesję, a po niej możesz opuścić ośrodek.
- Jak to, tak szybko?
- Anastazjo, jesteś tutaj już długo. Powinnaś wrócić do rodziny.
Przytaknęłam głową i wyszłam na hall. Idąc do swojej sali, uśmiechałam się do znanych mi twarzy.
Jedna z sióstr przypomniała mi o grze w remika, którą miałyśmy rozegrać wieczorem. Zawsze o mnie pamiętała. To miłe.
Kiedy tylko przekroczyłam próg pokoju, z pierwszego łóżka para ciemnych, wielkich oczu zwróciła się ku mnie.
Kinga mieszkała ze mną od około miesiąca; Natalia nie dała rady z głosami...
- Wszystko w porządku? - zapytałam, siadając po turecku na swoim materacu.
- Tak. - odpowiedziała słabiutkim głosem. - Próbowałam zasnąć, ale nie potrafię.
- Zaraz będzie obiad, a po nim możesz iść po jakąś książkę. Może to pomoże ci usnąć.
Na jej cienkie usta wkradł się lekki, rzadki dla niej, uśmiech. Naprawdę, powinna go częściej pokazywać światu.
- Byłaś dziś na rozmowie? - zapytałam, chcąc wciągnąć ją w rozmowę.
- Tak, moja terapeutka to cudowna kobieta. Powiedziała, że już prawie nie widać śladów na mojej szyi. - odgarnęła cienkie, mysie włosy tak, żebym mogła zauważyć różowe ślady po sznurze. Dziewczyna miała prawdziwe szczęście, że jej brat wrócił owego wcześniej z pracy. - A ty, byłaś?
- Byłam. - odpowiedziałam markotnie, patrząc na letni pejzaż, wiszący na ścianie naprzeciw mnie. - Jutro wychodzę.
- Naprawdę? - jej twarz wyrażała pełen szok. - To świetnie!
- Tak, świetnie...
- Nawet nie wiesz jak ci zazdroszczę! Chciałabym w końcu stąd wyjść, zacząć normalnie żyć, bez użalania się nad moją osobą. Ale chyba nie zapomnisz o mnie, prawda? Proszę, nie zapominaj...
- W żadnym wypadku! Jeśli dasz mi swój adres, możemy pisać do siebie listy.
- Z przyjemnością. - odpowiedziała, zapisując na kawałku kartki swoje dane. Kiedy otrzymałam go do rąk, schowałam do starego zeszytu, który dostałam jakiś czas temu.
Czy na zewnątrz naprawdę jest tak cudownie? Nie wiem.
Nie pamiętam już jak wygląda normalne życie...
Chwytając w dłonie małą walizkę, miałam w głowie mętlik. Otworzyłam ją na łóżku, wyrzuciłam całą zawartość, po czym włożyłam w nią wyniszczony zeszyt, książkę i chwilę temu otrzymany telefon.
Przebrałam się z oddziałowej piżamy w jasne jeansy, białą bokserkę i bordowy sweter, a na nogi włożyłam czarne tenisówki przed kostkę. Najwidoczniej tak ubrana musiałam tu przyjechać.
Zasunęłam zamek i uniosłam głowę w górę, napotykając wzrok Kingi.
- Chcą do mnie przyprowadzić inną. - oznajmiła smutnym głosem.
- Na pewno się z nią dogadasz. - próbowałam ją jakoś pocieszyć, ale nie wyszło tak, jakbym chciała.
- Mam nadzieję. - mruknęła i podeszła bliżej mnie. - Do twarzy ci w tym kolorze.
Uśmiechnęłam się do dziewczyny, a ta objęła mnie szczelnie w pasie. Zszokowana położyłam dłonie na jej plecach.
- Chciałabym, żebyś tu została. - wyszeptała między pociągnięciami nosem.
- Ja też. - powiedziałam, po czym powoli odkleiłam od siebie dziewczynę i chwyciłam ją za ramiona. - Kiedy tylko wrócisz, daj mi o tym znać.
Dziewczyna kiwnęła kilka razy głową i podała mi mój bagaż, po czym wyszłam na korytarz.
Każdy krok, który robiłam w stronę gabinetu wydawał mi się coraz cięższy. Coś cały czas ciągnęło mnie w stronę mojej sali...
- Ach, to ty, Anastazjo. Miło cię znów widzieć! - Bronkiewicz wydawał się jeszcze szczęśliwszy niż zwykle. - Dziś jest twój dzień, prawda?
- Tak. - wydobyłam tylko jedno ze ściśniętego gardła.
- Chodźmy. - objął mnie ramieniem i ruszyliśmy ku recepcji, gdzie dostałam wypis. Spojrzałam zlęknionym wzrokiem na mężczyznę, a ten pogładził mnie po głowie. - Chyba powinnaś już iść, czekają na ciebie.
- Czy... czy w razie problemu, mogę się do pana zgłosić? - zapytałam z nadzieją. Ten człowiek stał się dla mnie jak ojciec.
- Ależ oczywiście! - odrzekł. - Będzie mi bardzo miło, jeśli czasami opowiesz, jak się masz.
- Dziękuję. - powiedziałam spokojnie.
- Przed ośrodkiem stanie samochód, powinnaś go rozpoznać. Powodzenia. - po raz kolejny wykrzywił swoje wargi i lekko pchnął mnie w przód.
Wzięłam głęboki oddech i skierowałam się ku drzwiom.
Uderzyło mnie ciepło wrześniowego słońca. Pod wpływem mocnego światła, zmrużyłam oczy i przyłożyłam dłoń ponad nie.
Wtedy bardzo blisko nadjechał samochód.
Wsiadłam do jego środka i zapięłam pas bezpieczeństwa. Mój kierowca rzucił mi krótkie "cześć" i odjechał spod szpitala.
Jechaliśmy już dłuższą chwilę w milczeniu, którą przerywały jedynie grane w radiu piosenki, gdy nagle zatrzymaliśmy się na jednym z zajazdów.
Wysiadłam z auta i zaczerpnęłam świeżego powietrza. Zrobiłam kilka kroków przed siebie, gdy nagle usłyszałam głos:
- Nie opowiesz mi nic?
- Dlaczego miałabym ci cokolwiek mówić? - spojrzałam na opierającego się nonszalancko o auto Wronę.
- No wiesz, dawno się nie widzieliśmy. - powiedział unosząc lekko brwi.
- Racja, od marca trochę czasu minęło. - burknęłam.
- Od marca? - jego szczęka o mało nie uderzyła o ziemię.
- Tak, od marca. W ogóle dziwię się Dawidowi, że kazał mi jechać z kimś, kogo widziałam kilka razy w życiu.
- Ty naprawdę... - zaczął, ale otrząsnął się z emocji i zamyślił na moment. - No dobrze, ale mimo wszystko Konar miał jakiś powód, żeby na to przystać, prawda?
Nie odpowiedziałam. Nie rozumiałam zachowania mojego kuzyna, ale tylko jemu z ludzi poza ośrodkiem ufałam, więc zrobiłam, co mi nakazał.
- Nieważne, porozmawiamy później, okej?
Przytaknęłam i z powrotem wsiadłam do wozu.
Po półgodzinnej jeździe, zaczęłam robić się senna. Oparłam łokieć o drzwiczki, a na nim głowę i zamknęłam oczy. Nie minęło dużo czasu, nim usłyszałam ciche pośpiewywanie chłopaka.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Czułam, jakbym kiedyś już słyszała jak śpiewa, choć nic takiego sobie nie przypominałam.
- Tak? - doszedł do mnie głos, który mnie wybudził. - Zaraz dojeżdżamy. Tak, będę, obiecuję. Jeśli złamię obietnicę, możesz mnie udusić własnymi rękoma. Odezwę się później.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na Andrzeja. Mimo skupienia na drodze, zdołał na chwilę na mnie spojrzeć, łagodnie się przy tym uśmiechając. Starałam się odwzajemnić wygięcie ust, ale wyszło mi marnie.
- Więc zaczynasz życie od nowa? - zagaił.
- Można tak powiedzieć. - odpowiedziałam krótko, bo nie zadowalał mnie ten fakt.
- Boisz się? - zmarszczył brwi.
Przygryzłam dolną wargę, patrząc na samochody mknące po asfalcie.
- Bardzo. - wydukałam.
- Spokojnie, wszystko znów będzie dobrze.
Chciałabym uwierzyć w te słowa...
Może miał rację? Może powrót do rzeczywistości nie będzie taki trudny?
Cóż, nie miałam nic innego do zrobienia, jak przekonanie się o tym na własnej skórze.
Więc tu się zaczyna moja nowa historia, pomyślałam, gdy mijaliśmy tabliczkę informującą o wjechaniu do miejscowości.
Jasny napis "Bełchatów" wydawał mi się niesamowicie wrogi...
----------------------------------------------------
Więc tutaj się kończy Magia...
Końcówka nietypowa, a mimo tego wciąż beznadziejna. :)
Przepraszam, że dopiero teraz, ale obowiązki, szkoła i złe samopoczucie uniemożliwiły mi napisanie czegokolwiek.
Opowiadanie te nie wyróżniało się szczególnie ani treścią (chociaż starałam się być trochę oryginalna), ani popularnością, a mimo wszystko bardzo je lubiłam.
I teraz najważniejsze:
Jak podpowiada końcówka, nie rozstaję się całkowicie z bohaterami.
Abstrakcja życia - tu będziecie mogły ich niedługo ponownie spotkać. :)
Mam nadzieję, że będziecie dalej śledzili ich losy i nie obrazicie się na mnie za takie zakończenie. :D
Co tu dużo mówić?
Dziękuję wszystkim, którzy wytrzymali ze mną do końca!
W razie jakichkolwiek pytań: ASK, zapraszam! :)
Do zobaczenia!
Misu Doroshi. :)
PS. Mądra Misu poprawiała posty i znowu coś zjebała -_-
Naprawię to w najbliższych dniach.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jak to?! ;oo. ej, ale mam niedosyt przeogromny :((.
OdpowiedzUsuńKochana, mam nadzieję że wyjaśni się co dalej z Nelą i Andrzejem.
Jesteś niesamowita, pamiętaj! to opowiadania wyróżniało się i to bardzo :**
Gonia ;*
Wyjaśni się, wyjaśni. :)
UsuńNo nie wiem czy się wyróżniało, według mnie jest trochę oklepane. ;p
O nie. :c obawiałam się końca.. Kinga niesamowicie mnie urzekła..
OdpowiedzUsuńPłaczemy? :c tak, płaczemy.. :c bo mimo że będzie kontynuacja to jednak żal mi tych wszystkich przeżyć i rozważań po przeczytaniu kolejnego rozdziału.
Uwielbiam Cię!
Jesteś najlepsza, słyszysz? <3
dziękuję za tego bloga, najlepsze blogi ever tylko u Misu!
Ale chyba ten koniec nie był taki zły, co? ;>
UsuńOj nie płaczmy! Tam też, mam nadzieję, będą powody do rozważania. ^^
Ja Ciebie też!
To ja dziękuję, że go czytałaś.
Hahaha, rozbawiłaś mnie. ♥
aż szkoda pomyśleć że to już [tutaj] koniec ;( a tak się związałam z tym opowiadaniem.
OdpowiedzUsuńten rozdział mnie urzekł, ma w sobie to coś, bo aż się popłakałam !
ei czyli ona zapomniała o wszystkim co było pomiędzy nią a Andrzejem?! :(
Bardzo fajnie się czytało ten blog i już nie mogę się doczekać kontynuacji :D
PS. mam wrażenie jakbyś zaczerpnęła wenę trochę z tej historyjki co ci kiedyś pisałam xd
Oj, ja też się związałam... :(
UsuńTo przez muzykę! :D
No tak, zapomniała. :)
Dziękuję! :D
Przepraszam, ale nie przypominam sobie jej. Coś było, ale nie pamiętam.. ;o
mam pewien niedosyt po tym ostatnim rozdziale, ale cóż mam nadzieję, że na nowym blogu jakoś to odrobię :)
OdpowiedzUsuńbardzo podobała mi się ta historia i styl w jakim piszesz :)
muszę przyznać, że to opowiadanie było jedno z najlepszych które czytałam, podziwiam talentu do pisania i nie mogę się doczekać kontynuacji :)
Starałam się tutaj za dużo nie pisać, właśnie żeby zachęcić do czytania kontynuacji. :>
UsuńTo miłe, dziękuję! ^^
Postaram się na niej coś dodać, ale nie wyznaczam terminu, mam teraz dużo na głowie...
no szczerze to takiego zakończenia się nie spodziewałam...no i tutaj to tylko kontynuacja bo za dużo niedokończonych spraw zostaje:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
niedostępni-dla-siebie.blogspot.com
I o to chodziło! :D
UsuńBędzie, będzie ;)
Również pozdrawiam
Pewnie chcesz jakiegoś plusa tego rozdziału... A więc jedyny plus, jaki znajduję, to długość. Bo nic więcej nie jest na plus.
OdpowiedzUsuńJak możesz kończyć magię, no jak?!?! *--* Czuję, jakbyś ją dopiero zaczęła. To okropne. I piszesz jeszcze, że w tym opowiadaniu nie było nic szczególnego, oryginalnego. Jak to nie?! To było piękne opowiadanie, które opowiadało o czymś, czego nigdzie więcej nie da się zobaczyć. To było TWOJE opowiadanie, którym się z nami podzieliłaś i które pisałaś od serca, a ja to czuję. To było piękne opowiadania i już za nim tęsknię. Dobra, dobra, kontynuacja - bardzo fajnie, wiadomo, ale to już nie to samo. No i rozumiem też, że chciałaś zachęcić to czytania kontynuacji, dlatego nie wyjaśniłaś tutaj wszystkiego, ale jak mogłaś tak to zakńczyć, no jak?! Nic z tego nie rozumiem. Tak mi przykro, że to już koniec. Tak mi szkoda Anastazji... Tak mi szkoda wszystkiego. I tak mi dziwnie nie leży zachowanie Wrony. O co mu biega? Jest jakiś, hmm...wyobcowany, obojętny, nieczuły? Nie wiem, pewnie jak zwykle wyolbrzymiam i szukam dziury w całym, ale coś mi tu nie gra. No i co z terapią Nel? Czy ona polegała na tym, że wymazywali jej pamięć? Haha, nie wiem, to brzmi jak z kosmosu, ale na to wygląda. Normalnie ten Bronkiewicz to jakiś doktor Frankenstein ;o :D
Za wiele tu nie wyjaśniłaś, ale ja lubię taki niedosyt (chociaż nie za długo, pamiętaj! :P).Ta nutka tajemnicy na końcu sprawia, że teraz będę cię ganiała, żebyś jak najszybciej pisała tą 2 część. Czekam z niecierpliwością!
P.S. Pamiętasz, jak mówiłaś, że gdy skończysz magię, zabierzemy się znowu za PE? ^^
Buziak :*
Przepraszam! :c
UsuńNo, właśnie dlatego wydawało mi się niezbyt oryginalne - nie było realne...
Fakt, było moje i włożyłam w nie naprawdę wiele, ale mimo to mogło być lepiej. ;p
Kto wie, może kontynuacja będzie lepsza? ;>
Właśnie w niej wyjaśnię to zachowanie Andrzeja, które Cię dziwi. :)
Kwestię jej pamięci też wyjaśnię. :D
Mówisz, że tworzył potwora? haha ;D
Okej, okej :D
Tak, pamiętam, nawet dzisiaj o tym myślałam! Musimy to obgadać! ^^
Ej, ej, ej! Ale, że jak?! To koniec?! Dlaczego, bo nie bardzo rozumiem... Przecież w poprzednim rozdziale nic nie wspominałaś... Czuję się oszukana. :'c
OdpowiedzUsuńMimo to, mam nadzieję, że kolejny Twój blog, którego już dodałam do obserwacji ;), będzie równie świetna! ;>
Oczywiście nie tego się spodziewałam. Sądziłam, że będzie happy end, lub unhappy end. A tu takie... No właśnie sporo niedokończonych spraw, więc mam ogromną nadzieję, że je wyjaśnisz. ;)
Przyzwyczaiłam się do Magii Rubinu i będzie mi jej brakować, tzn. tego koloru. ;)
Ja oprócz tego czekam na kontynuację "Feel like Alice", bo strasznie mi się spodobał wstęp. Mam nadzieję, że i tam szybko coś udostępnisz. ;)
Ja już lecę, bo na razie tutaj nie będę się rozpisywać. Zostawię trochę energii na Abstrakcję życia. ;)
Pozdrawiam,
OL. ;>
Jak to nie wspominałam, jak wspominałam! :D
UsuńPrzykro mi, że się zawiodłaś.
Cóż, zobaczymy jaki będzie :)
Strony nie usuwam, zawsze możesz wejść i popodziwiać ten kiepsko dobrany przeze mnie kolor. :D
Wiesz lub nie, ale chcę się za to zabrać! Nie wiem, kiedy cokolwiek się pojawi, ale niedługo spróbuję coś tam napisać. :>
Okej, okej!
Również pozdrawiam ^^
PRZEPRASZAM.
OdpowiedzUsuńCzuję się tak bardzo okropnie ;x Ile dni minęło od publikacji tego epilogu? Aż siedemnaście?! WSTYD ide sie zabic ;x
Przepraszam! Jezu.
Ale chcę ci podziekować! I przeprosić, ale to juz uczyniłam. I wiesz co? To opowiadanie było wspaniałe. Równie jak Setball, ale nie tak wzruszający. Ale równie piękny. I wiesz co ci powiem? Że cię kocham.
Tak
Bo to opowiadanie było tak świetne, stale czekałam aż coś opublikujesz, a potem czytałam to z wypiekami, czekałam na Walińskiego, miałam wielkie wątpliwości kto jest gwałcicielem, bawiłam się w Sherlocka Holmesa, to była taka układanka, starałam się wszystko dopasować, a i tak nie wychodziło. A ty nas zaskoczyłaś :)) Przy myśleniu nawet nie ogarnęłam, że to Olek może być tym bandziorem. Idealnie wprowadzałaś nam w pole i za to wielkie czapki z głów.
Zastanawia mnie trochę postawa Andrzeja. O co może mu chodzić? Jest tyle pytań, bez odpowiedzi, ale mam nadzieję, że za niedługo na nie odpowiesz, pisząc rozdziały na kontynuację Magii.
+ ja też życzę sobie troszeńkę rubinowego koloru na szatę graficzną na abstrakcji życia, bo już mi tego brakuje *--*
Ah. Kocham Cię, Misu
i zawsze będę
pamiętaj o tym :*
Przesadzasz, to nic takiego. :>
UsuńNo Walińskiego wiele razy upychałam w rozdziały, specjalnie dla Ciebie! :D
Starałam się z Olkiem ;)
Dodałam trochę rubinu, choć może go za bardzo nie widać. :)
Też Cię kocham! :3
Jestem. Z poślizgiem czasowym, ale na blogspot wróciłam dopiero niedawno, mam nadzieję, że mi wybaczysz.
OdpowiedzUsuńDużo się wydarzyło, zaległe rozdziały przeczytałam w jeden wieczór i szczerze mówiąc nie spodziewałam się w ogóle takiego obrotu sprawy. Nie wiem, cały czas tam gdzieś w podświadomości myślałam, że to Waliński jednak skrzywdził Nel, dopiero telefon od Kamila sprawił, że zaczęłam to postrzegać w inny sposób. Wtedy myślałam, że to jednak Kamil, a okazało się, że Olek! Nieźle wywiodłaś mnie w pole.
Postać Olka na samym końcu jest strasznie przerażająca. Na miejscu Nel od razu bym zwiała, ale skoro mu ufała to nie dziwi fakt, że została. Cieszę się, że mimo ran, które jej zadał udało jej się uciec i przeżyć.
Według mnie dobrze, że Nel trafiła do psychiatryka. Często jest tak, że pewne rzeczy nas przerastają, a nie rozwiązane problemy rzutują na naszą przyszłość. I cieszyłabym się pewnie jeszcze bardziej, gdyby nie to, że Nel zachowuje się, jakby przeszła pranie mózgu... i nie pamięta związku z Andrzejem.
Zaciekawiłaś mnie, masz to jak w banku, że będę się pojawiać na kontynuacji. ;)
Nie pamiętam już od kiedy czytałam Twojego bloga, pewnie od początku mojego pobytu na blogspocie. ;) Powiem ci, że nie był to czas stracony, uwielbiam to jak piszesz. Wszystkie rozdziały zawsze wydawały mi się kończyć zbyt szybko. ;)
Przy okazji zapraszam do siebie na weakness-or-strength.blogspot.com, są nowe posty. ;)
Lecę komentować na abstrakcji ;)