czwartek, 28 lutego 2013

3. Ładne dziewczyny nie powinny palić

   Monotonny głos wykładowcy to nic przyjemnego. Zwłaszcza kiedy słyszy się go od pięciu godzin z krótką przerwą na kawę i fajkę. Powieki stawały się coraz cięższe, a głos człowieka na początku sali z minuty na minutę cichł. Czując jak spadam z podpierającego głowę łokcia, ocknęłam się i rozejrzałam na boki. Siedząca koło mnie tleniona blondynka spoglądała na mnie znad cienkich prostokątnych okularów. Momentami zastanawiałam się czy nie nosi ich tylko po to, by dodać sobie powagi.
   - Jaką masz odpowiedź do piątego? - zaskrzeczała unosząc w górę bordową teczkę.
 Spojrzałam na nią z ukosa. O czym ona do cholery mówi?! Westchnęła głęboko i skinęła na leżącą z brzegu kartkę. Chwyciłam ją i niechętnie zmrużyłam oczy, by doczytać się maleńkiej czcionki. Zaczęłam żałować, że w ogóle poszłam na studia, zwłaszcza na ASP. Godziny praktyczne mijały bardzo szybko, ale teoria była po prostu katorgą.
   - Motyw "Bitwy pod Grunwaldem" Stanisława Wyspiańskiego. - przeczytałam z kartki i przerzuciłam wzrok na obraz w książce. - Kilka dłuższych krzywych machnięć ołówkiem na kacu i tarcza krzyżacka.
   - Och, nie bądź niedorzeczna. - przewróciła oczami wzdychając po raz wtóry. - Od zawsze tak olewasz naukę?
   - Od jakiś dwudziestu dwóch lat. - mówiłam powoli zapoznając się z wyznaczonymi do zrobienia zadaniami. Spojrzałam na wielki zegar nad głową łysiejącego faceta. Za kilka minut już nie będę musiała patrzeć na tą lafiryndę. Słysząc "Dziękuję za uwagę, do jutra" podniosłam się z krzesła i uradowana spakowałam do torby swoje książki.
   - Radziłabym Ci zmienić podejście do tego co się tu dzieje, bo zawsze mogą cię wyrzucić. - dziewczyna dalej nie ustępowała. Byłam bliska wyjęcia podręcznika i trzepnięcia w ten przemądrzały łeb.
   - Spokojna twoja rozczochrana - uśmiechnęłam się krzywo do blondyny i zeszłam po schodach w stronę wyjścia. Unikając wzroków reszty grupy, wyszłam z sali.
  Szłam korytarz bez pośpiechu. Z resztą gdzie mogłoby mi się spieszyć? Idiotyczne pytanie.
   - Hej, poczekaj! - ktoś chyba chciał, żeby cała uczelnia go usłyszała. Ignorując to, nawet się nie zatrzymałam. Głos jednak nie cichł, a bieg stawał się głośnieszy. Po chwili stał przy mnie zadyszany czarnowłosy chłopak.
   - Zostawiłaś to. - powiedział podając mi telefon. Lekko zdziwiona wzięłam od niego przedmiot i włożyłam do kieszeni.
   - Y... Dzięki - bąknęłam cicho chcąc się go jak najszybciej pozbyć. Na marne, nadal dotrzymywał mi kroku szczerząc się jak głupi do sera.
   - Norbert - przedstawił się wyciągając ku mnie dłoń. Uścisnęłam ją i schroniłam ręce w kieszeniach ramoneski.
   - Gdzie idziesz? - zapytał kiedy wyszliśmy na zewnątrz.
   - Przed siebie.
   - A mogę iść z tobą? - zapytał z nadzieją. - Oczywiście jeśli coś nie pasuje...
   - Jak chcesz - wzruszyłam ramionami, lekko wybita z tropu. Szliśmy chwilę w milczeniu. Zimne powietrze szczypało w policzki i rozdmuchiwało włosy.
   - Tak więc... O ile się nie mylę, Anastazjo - zaczął - od jakiegoś czasu obserwuję cię i stwierdziłem, że możesz być miłą osobą.
   Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. A więc takie pozory sprawiam? Pozwoliłam mu kontynuować.
   - Także postanowiłem spróbować z tobą pogadać. To co cię sprowadza, prócz studiów, do Byd...
  Powietrze przekłuł dźwięk mojego telefonu. "Dawid". Byłam mu wdzięczna za wyczucie akurat tej chwili.
   - Nel, pomóż. - niski głos mojego kuzyna zabrzmiał w słuchawce. - Przyjedź na Łuczniczkę z moimi butami. Zapomniałem ich zabrać, są w domu.
  Bez słowa rozłączyłam się i spojrzałam na zdezorientowanego Norberta.
   - Muszę spadać... na Łuczniczkę.
   - Interesujesz się siatkówką? - zapytał podekscytowany. - Ja bardzo. A bydgoscy zawodnicy-to jest to.
   - Nie za bardzo, ale jeden z biurowych to mój... wujek.
   - Rozumiem - pokiwał głową energicznie. Jeszcze brakuje mi tego, żeby jakiś koleś z uczelni błagał mnie o zapoznanie z Konarem.
   - To... cześć - rzuciłam i zaczęłam iść na skróty. W jakieś dwadzieścia minut później, z zabranymi już butami Dawida, wsiadałam do autobusu jadącego w stronę Łuczniczki.
  Następne kilkanaście minut wystarczyło mi na dotarcie na miejsce. Weszłam przez rozsuwane drzwi i przez jasny korytarz na halę. Gdy tylko ciemne oczy Dejwa mnie zobaczyły, od razu wprawił w ruch nogi i po chwili był przy mnie.
  - Wisisz mi Daniel'sa i fajki. - powiedziałam dając mu torbę z butami.
  - Sam bym po nie pojechał, gdyby nie ominęło mnie ćwiczenie zagrywki. Na szczęście trener załatwił mi zastępcze, ale to nie to co własne halówki. - mówił głaszcząc czarno-czerwone buty po mocno obudowanym przodzie.
  - Jasne. kiedy kończysz?
  - Za pół godziny - odpowiedział wsuwając na wielkie stopy obuwie i pobiegł w stronę drużyny. - Odwiozę cię do domu, tylko poczekaj.
Kiwnęłam głową i usiadłam na plastikowym krzesełku. Zahaczyłam nogą o niebieską serpentynę. Podobno na ostatnim meczu juniorzy rozgromili rywali. Sezon ledwo się zaczął i Delecta nie miała jeszcze ani jednego meczu. Dopiero jutro, w czwartek, ma być pierwszy występ seniorów. Zaczynałam trzeci rok studiów tutaj, a nie dałam się wkręcić w żaden z "bardzo ważnych" spotkań.
 Wodziłam wzrokiem za chodzącą z rąk do rąk piłką, jednak szybko mnie to znużyło. Może inaczej byłoby, gdybym znalazła się na boisku między nimi i grała, ale nigdy nie przemawiał do mnie żaden sport.
  Wstałam i wyszłam na zewnątrz. Chwyciłam za kieszeń szukając smukłej paczuszki. Lekko pogięty papieros znalazł się między palcem wskazującym a środkowym. Zapaliłam końcówkę i już po chwili pieściłam płuca nikotyną.
 Rozejrzałam się po okolicy. Ludzie przechodzili nerwowo przez jezdnię i chodnikami. Co jakiś czas słychać było klaksony czy warkot samochodów, a ja stawiałam wolno kroki na cementowym podeście krocząc po ciemnym chodniku.
   - Ładne dziewczyny nie powinny palić - usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam błyszczące piwne oczy dobrze komponujące się z szerokim uśmiechem. Gdzieś już widziałam ten wyszczerz... - a zwłaszcza chodzić same po okolicy.
Rozejrzałam się teatralnie i zwróciłam do chłopaka.
  - Widzisz tu gdzieś takie? - rzuciłam, a on zrobił kilka kroków na przód. Teraz poznałam w nim mojego piątkowego gościa: Andrzeja.
  - Taki żarcik - ukazał szereg białych zębów. - Czekasz na Dawida?
  - Tak - mruknęłam. - A ty nie trenujesz?
  - Przyszedłem szybciej i trener kazał mi też szybciej zejść. Rozumiesz, nie mogę się przemęczać na początku sezonu.
 Kiwnęłam głową przyjmując to do wiadomości. Kiedy zaciągałam się papierosem, Andrzej spojrzał na mnie z ukosa.
  - Od kiedy palisz?
  - Długo, nawet bardzo.
  - W twoim wieku długo? - zaśmiał się - To chyba już w podstawówce uciekałaś na przerwach na fajkę.
  - Wypraszam sobie, mam dwadzieścia dwa lata! - żachnęłam się. - Odezwał się staruch.
  - Serio? Przepraszam, nie wyglądasz na tyle. - usprawiedliwiał się - jak nie mam brody też wyglądam jak małolat, a mam 24.
  Spaliłam do końca szluga i zgasiłam go butem. Poczułam jak robi mi się zimno. Wzdrygnęłam się i opatuliłam mocniej kurtką.
   - Chyba idę do środka. - powiedziałam spoglądając w górę na jego twarz. Nie potrafiłam sobie wyobrazić tego olbrzyma bez zarostu.
   - Zimno ci? - zdziwił się. - Jest już początek lata.
   - Jeśli nie ma się około stu kilo na wadze, to niekiedy jest zimno.
   - Jasne. - uniósł zabawnie brwi. - Może ciepła herbata w kawiarni trochę pomoże?
   - Wolałabym coś zimnego z automatu przy hali.
   - No dobra, chodźmy. - ruszyliśmy się ku drzwiom, które rozsunęło się uderzając w nas falą ciepłego powietrza.
Idąc koło niego doszłam do wniosku, że brakuje mi tylko brody i czerwonej czapki, bo tyle brakowało mi do stania się jak krasnoludek. Nie podnosiłam jednak głowy. Wrona zaczął nucić pod nosem jakąś piosenkę, prawdopodobnie radiowy hit. Przeszliśmy koło widoku na halę, gdzie siatkarze nadal ćwiczyli. Facet z ciemnymi włosami i numerem siódmym na koszulce, przyglądał się nam uważnie. Ten sam, którego spotkałam w piątkowy wieczór w parku. Zignorowałam wędrujący za nami wzrok i z uniesioną głową kroczyłam dalej.
 Kiedy dotarliśmy do automatów, kupiliśmy napoje i usiedliśmy naprzeciw siebie na plastikowych krzesłach. Czy wszystko tutaj zrobione jest z plastiku?
   - Coś się stało między tobą a Kipkiem? - zapytał nagle Andrzej, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
   - Z kim?
   - Z Kipkiem.. No, Marcinem Walińskim, tym z siódemką. - wyjaśniał widząc mój marsowy wyraz twarzy.
   - Kiedyś przez przypadek kopnęłam kamyk, który uderzył go w piszczel, nic poza tym.
   - Już myślałem, że coś poważniejszego, bo patrzył na ciebie takim wzrokiem, jakbyś zjadła mu rybki ze  stawu. - zaśmiał się, a ja zawtórowałam mu prawie wypluwając cały gazowany napój z ust na podłogę.
  - Tak, wszystkim zawodnikom Delecty zjadam zwierzęta, więc uważaj na swojego psa - uśmiechnęłam się szeroko.
 W odpowiedzi uderzył mocno plecami o oparcie i roześmiał się w głos. Dopiłam do końca napój i zaczęłam wsłuchiwać się w dźwięczny śmiech chłopaka.
  Wyjęłam z kieszeni spodni telefon i zobaczyłam pięć nieodebranych połączeń, wszystkie od Konarskiego. Zdziwiła mnie też godzina; nie pamiętam kiedy tak szybko minęła mi godzina.
   - On mnie zajebie - mruczałam pod nosem ubierając niedbale kurtkę.
   - Poczekaj, odprowadzę cię - rzucił Wrona idąc w moje kroki. - Gdyby coś ci się stało, byłbym pierwszy do odstrzału.
   - Umiem dotrzeć na zewnątrz, spokojnie.
   - Nalegam - spojrzał mi w oczy, ale momentalnie spuściłam wzrok. Nienawidzę wpatrywać się komuś głęboko w "duszę".
 Westchnęłam i szybkim krokiem zaczęłam iść wzdłuż korytarza. Tuż obok mnie, nieco spokojniej szedł Andrzej.
   Szybko znalazłam czerwone sportowe BMW Dawida. Już z daleka było widać zniecierpliwienie w jego ruchach.
   - No nareszcie! - krzyknął radośnie, ale mina zmieniła mu się na widok Andrzeja. Teraz był za razem wesoły i zszokowany - O, Nel pierwszy raz na Łuczniczce, a już znalazła kolegę do spotkań.
 Przewróciłam oczami i spojrzałam na speszonego Wronę.
   - To... dzięki za towarzystwo - wydukałam.
   - Cała przyjemność po mojej stronie. Ach, twój telefon - uśmiechnął się podając mi urządzenie.
   - Cześć - uniosłam jeden kącik ust, po czym podążyłam w stronę auta.
   - Pa. - odszedł w stronę miasta.
 Wsiadłam do samochodu i od razu napotkałam rozbawioną minę Dawida.
  - I co się cieszysz? - warknęłam wiedząc co mój "ulubiony" kuzyn ma na myśli.
  - Nic nic - wprawił silnik w ruch.
 Jechaliśmy w milczeniu od jakichś dziesięciu minut, przerywanym jego parsknięciami.
  - Czy ty masz jakiś problem ze sobą?! - zapytałam, a raczej krzyknęłam.
  - Spokojnie, dziewczyno.
  - Jak mam być spokojna, jak cały czas śmiejesz się nie wiadomo z czego i to akurat po tym, jak zobaczyłeś mnie z kimś przeciwnej płci.
  - Po prostu wyglądałaś przy nim... zabawnie.
  Westchnęłam i zachowałam pełne wyzwisk zdanie dla siebie. Przejście na piechotę nie widziało mi się za bardzo, więc lepiej zachować milczenie chociaż do podjechania pod klatkę.
  Po kilkunastu minutach byliśmy pod blokiem. Wysiadłam z auta i poszłam na górę. Rozsiadłam się na sofie, oglądając przy okazji telewizję.
   - Jadę na noc do Ani. - krzyknął ze swojego pokoju Konar.
   - I dobrze! - odpowiedziałam chcąc go zdenerwować. Był wtedy tak idiotycznie zamotany w słowa, że od śmiechu bolał mnie brzuch. - Pośmiej się jej w łóżku, na pewno się ucieszy.
   - Oj, cicho już bądź - mruknął zarzucając na ramię torbę. - A tak poza tym, masz coś przyklejone do telefonu.
Wzięłam w ręce aparat i odkleiłam kartkę z ciągiem liczb i dopiskiem "Jak będziesz miała ochotę, dzwoń :P". Zmięłam kartkę i rzuciłam w pustą szklankę.
   - Czemu to zrobiłaś? - Dawid patrzył na mnie coraz bardziej unosząc jedną brew.
   - Z czystej przyjemności. - wyszczerzyłam się. - Nie chcę skończyć jak ty, zakochany po uszy, nie widzący świata poza Anką.
   - Co w tym złego? Myślisz, że teraz cierpię? Pamiętaj, wspomnienia należy zachować, lecz nie można nimi żyć. Nie możesz cały czas żyć przeszłością, bo skończysz bez niczego.
   - Nie ucz mnie życia! - krzyknęłam, czując jak rozchodzi się we mnie wściekłość. - Cierpienie prędzej czy później przyjdzie, i to tyczy się także ciebie. A ja już dość jego doświadczyłam i nie mam zamiaru tego powtarzać.
   - Nel, on sam odszedł. Przypomnij sobie jak bardzo byłaś w nim zatracona...
   - I co z tego?! Opuścił mnie kiedy go najbardziej potrzebowałam! - mówiłam łamiącym się głosem - Za każdym razem będzie tak samo, więc po co robić Andrzejowi tę pieprzoną nadzieję?!
  Zamilknął. Stał bez ruchu wpatrując się w ciemnobrązowe panele.
   - Przemyśl to, proszę cię - powiedział, po czym wyszedł z mieszkania.
Chwyciłam się za głowę. Zajebiście po prostu! Znowu wszystko wraca, ta cała pustka w sercu. Podwinęłam nogi pod brodę i owinęłam je ramionami. Patrzyłam w jakiś nieznany punkt, szukając w nim czegokolwiek, co uciszy kołatające serce i rozszarpane myśli. Nie byłam w stanie teraz wstać i iść po fajki, nogi odmawiały posłuszeństwa.
 Sięgnęłam po szklankę i wysypałam na rękę kulkę. Powoli ją odwinęłam, po czym jeździłam palcem po koślawym piśmie.
  Chwyciłam za telefon i wystukałam dziewięciocyfrowy numer.


----------------------------------------------------
O ile to ktoś czyta, to przepraszam za te brednie, ale jakoś muszę przebrnąć do tych lepszych części opowiadania.
Tak, wiem, Nel jest nienormalna. Ale za to ją lubię :D
Coś mizernie to wszystko razem wygląda, ale trudno ;)
Hej, Sovia! ♥
Pozdrawiam, Misu ;D

sobota, 16 lutego 2013

2. Patrzycie się na mnie jakbym pogwałciła wam żony i dzieci w masce nosorożca.

  Głośna muzyka zagłuszała moje myśli, a migające lasery oślepiały oczy. Nie wiedziałam czemu właściwie jestem w tym klubie, ale żeby ominąć spotkania z kolegami Konara musiałam tu posiedzieć. Westchnęłam i wyszłam na zewnątrz. Duchota w środku była nie do zniesienia. Dołączając do tego widok panienek w sukienkach zasłaniających im ledwo tyłek i dekoltach po pępek, musiałam opuścić ten budynek. Zaczynało się ściemniać, a mnie już ciągnęło do domu. Szurając butami, ruszyłam w stronę parku. Nienawidzę tamtędy chodzić i patrzeć na te wszystkie mizdrzące się pary. Miłość powinna być sprawą intymną, a nie wpychaniem sobie języków do buzi w miejscach publicznych.
   Dreptałam po polnej ścieżce kopiąc leżące na drodze kamienie, aż dobiegł mnie dźwięk uderzenia jednej ze skałek.
   - Może zwróć trochę uwagi na to gdzie kopiesz? - zapytał wysoki mężczyzna rozmasowując piszczel. Uniosłam jedną brew do góry i uśmiechnęłam się kpiąco. Mimo powagi, którą starałam się zachować, na widok wielkiego faceta krzywiącego się do swojej nogi przez lekkie spotkanie z kamyczkiem, miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
   - Taki wielki, a tak ubolewa nad małym siniakiem - powiedziałam patrząc na niego z góry.
   Ominęłam go i szłam dalej. Byle jak najszybciej w domu, myślałam wkładając ręce do kieszeni spodni. Gdy byłam prawie przy bloku, na moim telefonie wygrywającej melodię Nokii, wyświetlił się napis "Dawid". Odrzuciłam rozmowę i przyspieszyłam kroku. Po kilku minutach otworzyłam drzwi, gdzie doszły mnie tylko odgłosy odbijanej piłki tenisowej, najprawdopodobniej dobiegające z telewizora. Zdjęłam buty i, nie robiąc przy tym hałasu, zmierzałam ku salonowi. Wychyliłam się zza ściany i zobaczyłam Konarskiego. Nie był sam - otaczało go stado facetów. Wpatrywali się w ekran jakby był zaczarowany. W pewnym momencie wszyscy zaczęli się cieszyć, a wzrok Dawida skierował się na mnie.
  - O, jesteś już. - powiedział uradowany. - Już myślałem, że dzisiaj nie wracasz.
  - Nadzieja matką głupich - pokazałam mu język opierając się o ścianę.
  - A tak w ogóle, panowie, to moja kuzynka, Nel. - na dźwięk tych donośnych słów, wszystkie ślepia skierowały się na mnie, a gdyby wzrokiem można by było zabijać, Dawid już od kilku sekund leżałby z większością organów na wierzchu.
Dobrze wiedział, że tak bardzo nie lubię takich sytuacji. Miał tyle możliwości dokuczenia mi, jednak musiał wybrać tą najgorszą. Kilka rzuconych powitań starczyło mi do podniesionego ciśnienia.
  - Nie wstydź się nas - mrugnął facet z dość płaskim nosem i kręconymi włosami, kiedy od minuty stałam w bezruchu - nie gryziemy, przynajmniej na pierwszym spotkaniu. Masny Michał jestem.
  - Fajnie. - rzuciłam udając się do kuchni. Po nudnym dniu potrzebowałam tylko długiej kąpieli i snu. Nagle coś zwróciło moją uwagę; w zasięgu moje wzroku nie znajdowała się ani jedna butelka z alkoholem. Zajrzałam jeszcze do lodówki; prócz żarcia nie było nic innego. - Dawid!
  - Co jest, księżniczko? - zapytał znudzony, wchodząc do pomieszczenia.
  - Czy w tym domu znajduje się chociaż puszka jakiegokolwiek piwa? - zapytałam lekko poddenerwowana.
  - Ten no...- zaczął drapać się po karku - Marcin je wziął.
  - Zajebiście - mruknęłam i ominęłam go udając się do przedpokoju. Wśród około tuzina różnokolorowych kurtek, wszczęłam poszukiwania swojej skórzanej.
  - Po co wychodzisz po piwo skoro mamy wszystko w domu? - zapytał Dawid wchodząc do pokoju z gośćmi. Westchnęłam i podążyłam na kuzynem. Czyli jednak muszę z nimi posiedzieć, bo Konar będzie potem narzekał. Otworzyłam barek i wyciągnęłam z niego szklaną butelkę z jasnobrązową cieczą. Usiadłam na, wcześniej mi zwolnionym, fotelu i przyglądałam się zmaganiom umięśnionego tenisisty na ostro pomarańczowym korcie. Pociągnęłam łyka z butelki, czując w ustach łagodny smak Jack'a Daniel'sa. Poczułam na sobie czyjś wzrok, więc odwróciłam się do chłopaków. Nie myliłam się; kilka par oczu świdrowało mnie na wylot.
  - Coś nie tak? - zapytałam ze zdziwioną miną. - Patrzycie się na mnie jakbym pogwałciła wam żony i dzieci w masce nosorożca.
 Większość wybuchła śmiechem, a kilku z nich wróciła do oglądania tenisa. Nie wiem nawet z czego ta banda kretynów zaczęła się cieszyć.
  - Dawid, nie mówiłeś, że masz taką fajną kuzynkę - powiedział blondyn o niebieskich oczach, zapisany w telefonie Konara jako Owczarz (Nie żebym mu grzebała w telefonie, czy coś).
  - Nel? Ta paskuda fajna? W życiu! - zaśmiał się, a po chwili dostał kuksańca w ramię. Paskudną to on może mieć śliwę pod okiem.
  - Nel, Nel...- zadumał się starszy od reszty potargany blondyn, ale przerwał ten sen na jawie, zwracając się do mnie: - Masz tak na imię?
  - Nie, to tylko pseudonim. Na imię mam Anastazja. - mruknęłam siadając po turecku, pijąc trunek.
  - Nazwisko: Filip - mówił Dawid z szyderczym uśmiechem - Zaczęliśmy mówić na nią Nel, od czasu jak pierwszy raz obejrzała "W pustyni i w puszczy". Miała wtedy maksymalnie cztery lata, a przez kilka miesięcy próbowała nauczyć się jeździć na psie, jak na Kingu. Na jakiś czas to ucichło, ale zaczęło się jak nie była w stanie przeczytać książki, bo była oburzona tym, że zna zakończenie.
  - Obiecuję ci, że jak tylko umrę, będziesz pierwszym na liście, kogo będę odwiedzać w nocy. - wykrzywiłam usta w nieprzyjemnym uśmiechu. Delecta, jak zwykle, kiełczyła się z nie wiadomo czego. W domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, po czym ktoś wszedł jak gdyby był u siebie.
   - Żegnam panienki - rzuciłam wstając. W ręce miałam butelkę i zwędzone ze stołu chipsy. - Tylko nie balujcie za głośno; chciałabym zasnąć dzisiaj w nocy.
  Zza rogu wyszedł wysoki mężczyzna. Zdziwiłabym się gdyby był chociaż mojego wzrostu, chodź wśród tych wielkoludów wydawał się niski . Zmrużyłam oczy, by przyjrzeć się mu jeszcze bardziej. No tak, to ten sam chłopak, którego spotkałam w parku. Widząc mnie jego oczy nieco zmieniły wielkość, a na usta wkradł się chytry uśmieszek.
   - O, miło koleżankę spotkać. Przyszłaś pokopać innych ludzi? - zapytał lustrując mnie szarymi tęczówkami. Zdecydowałam się zignorować próbę nawiązania rozmowy
   - To wy się znacie? - Konar otworzył ze zdziwienia usta. Teraz wyglądał jeszcze bardziej nienormalnie niż zwykle.
  - Tak mieliśmy "miłe" spotkanie w parku. - mówił jakby z satysfakcją patrząc na zadziwione miny swoich kolegów.
 Słysząc buczenie i kilka krzyków zmroziłam ich spojrzeniem i udałam się do swojego pokoju.
  Idioci, myślałam. Z resztą Dawid nie jest lepszy. Nieraz już miał siniaki na ramieniu, bo uznawał moje wyjścia ze znajomymi jako randki z wymyślonymi przez siebie chłopakami.
  Rzuciłam się na łóżko ziewając przeciągle. Na zdobiącym szafkę nocną zegarze widniała godzina 22:43. Jest piątek wieczór, a ja siedzę w domu z kolegami mojego kuzyna, no nie wierzę. Chcąc umilić sobie wieczór, wyciągnęłam prawą rękę, szukając czegoś po omacku. Jest, mam. Z szczupłej paczki wyciągnęłam podłużny rulonik i metalową zapalniczkę. Końcówka wąskiego szluga zajaśniała pomarańczowym kolorem, a w moje płuca wkradł się mentolowy zapach. Zimno wędrowało powoli do płuc. Przymknęłam oczy rozkoszując się błogą ciszą. Kładąc głowę na wielkiej poduszce wypuściłam kolejną już smugę z ust. Nie długo mogłam cieszyć się tym stanem. Głośne techno wydobywało się zza zamkniętych drzwi.
  - Pojebańce - mruknęłam unosząc się i siadając na łóżku. Muzyka jednak robiła się coraz mocniejsza, więc  krzyknęłam: - Wyciszcie do cholery ten łomot!
 W odpowiedzi usłyszałam tylko kilka gardłowych śmiechów. Odetchnęłam głośno wiedząc, że i tak nie spełnią mojej prośby. Odgarnęłam za ucho niesforne kosmyki pchające się na twarz i sięgnęłam po leżącego w dolnej części łóżka laptopa.
Przeglądałam po kolei strony portali społecznościowych. Trafiłam na zdjęcie, na którego widok zakuło mnie w sercu. Te same twarze, co na zdjęciu na szafce, może nieco starsze. Co jednak zabolało? Na moje miejsce wstąpiła nowa osoba. Szczupła blondynka śmiała się do obiektywu obejmując Amora i Olę; dawniej moich najlepszych przyjaciół. Od roku nie wymieniliśmy nawet zdania, choćby sms-em. Teraz zrozumiałam; żyłam przeszłością. Myślałam, że pamiętają o mnie, w czasie gdy oni zastępowali mnie kim innym.
 Zamknęłam szybko laptopa próbując wymazać z głowy zaistniałą w zdjęciu scenerię. Słuchawki ponownie znalazły się na moich uszach, pieszcząc je głosem Pih'a. Zanurzałam się powoli w przyprawiającym mnie o ciarki brzmieniu, gdy ktoś przerwał mi próbę zapomnienia o otaczającym mnie świecie pukaniem do drzwi.
    - Cześć - przez skrzypiący kawał drzewa wsunął się brązowowłosy uśmiechnięty chłopak z mocno napinającą się na mięśniach koszulką i ręką masującą kark. - Powiesz mi gdzie jest kuchnia? Tak jakby się zgubiłem.
    - Drugie drzwi na lewo - odpowiedziałam zastanawiając się jak można się zgubić w siedemdziesięciu metrach kwadratowych.
    - Dzięki - rzucił kierując się do drzwi, ale zatrzymał się i odwracając łeb w moją stronę dodał: - Nie przeszkadzam?
   - Przeszkadzasz - odpowiedziałam wodząc wzrokiem po jego postaci. Takiej odpowiedzi najwyraźniej się nie spodziewał, bo lekko speszony nie wiedział co zrobić. - Ale możesz zostać. O co chodzi?
   - Ten no... - zakłopotał się, szukając pretekstu do przyjścia tutaj. - Trochę tam jest za głośno. Rozumiesz, przekrzykują się jeden przez drugiego i kłócą dla zasady.
   - Normalne. Często też dochodzi do tego rzucanie się czymkolwiek, jak z dziećmi. - zaśmiałam się i skinęłam głową na stojący naprzeciw łóżka fotel by usiadł. - Najwidoczniej jesteś tu nowy?
   - Tak, ledwo co wprowadziłem się do Bydgoszczy. Andrzej jestem, a ty?
   - Anastazja. Z resztą chyba słyszałeś. - z niechęcią spoglądam na rozbawioną minę Andrzeja. Podałam mu butelkę whisky proponując podzielenie się. - Nie śmiej się ze mnie, byłam mała!
   - Ok, przepraszam - mówił z miłym dla oka uśmiechem, po czym upił trochę alkoholu i oddał resztę. - Powiesz mi coś o sobie?
   - Raczej nie. Nie lubię opowiadać o swojej osobie.
   - Rozumiem - zrezygnowany szukał jakiegoś tematu do rozmowy, kiedy rozległ się dźwięk tłuczonego szkła.
   - Ekstra - powiedziałam wstając, na co on zareagował śmiechem. Uśmiechnęłam się nikle skupiając uwagę na małe oczy chłopaka. Przywróciłam się jednak do powagi. - Wybacz, ale muszę iść opieprzyć tę bandę kretynów.
   - Pójdę z tobą - wstał i przepuścił mnie w drzwiach i już po chwili znajdowaliśmy się w salonie, gdzie nikt już nie przejmował się tym, co leci w pudle. Mogłabym włączyć im teraz nawet i pornosa; nie zauważyliby zmiany, tak bardzo zainteresowani byli kartami. Tak, wiem, to idiotyzm, ale czego się spodziewać po grupie dużych dzieci?
   - Który to zrobił? - wydarłam się wskazując rozbity wazon i małą mokrą od wody poduszkę. Nikt się nie przyznał. - Czy każdy piątek musi kończyć się tak, że coś psujecie i robicie hałas? I znowu będę musiała się wysłuchiwać skarg od tych pieprzonych moherów, że spać nie mogą przez wrzaski i muzykę!
   - Wcale nie ty - mówił zza kart Konar. - Tym razem ja przyjmę to na klatę.
   - Jasne - rzuciłam. - Uspokoić się.
 I wróciłam do siebie, zostawiając biednego bruneta w towarzystwie tych goryli. Trudno, niech się przyzwyczaja do bydgoskich klimatów. Tym razem jednak nie zwracałam uwagi na nich - znalazłam w sieci "W pustyni i w puszczy" i po raz kolejny zaczęłam oglądanie tego filmu, chcąc skupić się na historii dwojga bohaterów uciekając od swojej. Ich była lepsza; z nadzieją wędrowali po pustyni, aż znaleźli ojców, osoby tak dla nich ważne. U mnie pustynia zmieniła się w tułaczkę po życiu, jednak bez nadziei na znalezienie kogokolwiek dla mnie ważnego.

--------------------------------------------------
Udało mi się, napisałam :D
Można się doczytać kilka faktów o Anastazji, wydaje mi się, dość istotnych :)
No cóż, nie będę przedłużać tej części posta.
Pozdrawiam i zachęcam do śledzenia historii Nel ;)

wtorek, 5 lutego 2013

1. Bycie człowiekiem jest męczące, nie sądzisz?


Ogólny hałas bydgoskiego miasta był normą. Z resztą co to za miejscowość bez natłoku trąbiących aut i szarego tłumu? Stanęłam na skraju chodnika. Nie rozglądając się nawet, przeszłam przez pasy na drugą stronę ulicy. Tak bardzo nienawidzę tego miasta. Jest tak bardzo zjebane, że szkoda mi słów. Mając w uszach słuchawki, w których rap płynął tak głośno, że przechodnie spoglądali na mnie z odrazą, przemierzam kolejne metry. Gdy dotarłam już na blokowisko, wślizgnęłam się do pobliskiego sklepiku.
  Idąc między półkami z żarciem, chwyciłam w chodzie pudełko ciastek, trzy puszki piwa i podeszłam do kasy. Wyłysiały ekspedient, na oko czterdziestoletni, zmierzył mnie wzrokiem, a na jego twarz wyszedł obrzydliwy uśmieszek ukazujący pożółkłe zęby. Tłustymi paluchami brał każdy towar powoli przejeżdżając nim po czytniku w ladzie.
  - Coś jeszcze dla ciebie, słonko? - zapytał chcąc, by jego głos zabrzmiał seksownie. Na marne.
  - Czerwone Malboro - rzuciłam pakując do czarnej torby zakupy. Zabrałam leżącą już paczkę i, wkładając je do kieszeni w bluzie, wyjęłam pieniądze i zapłaciłam ile trzeba. Wyszłam ze sklepu cały czas śledzona jego małymi ślepkami. Już przed sklepem zajarałam. Zaciągnęłam się dymem pieszczącym moje drogi oddechowe. Tak, byłam od niego uzależniona. Rozkoszując się zaspokojeniem, wypuściłam z siebie biały obłok. Nic nie uspokaja zszarpanych nerwów bardziej niż ten piękny zapach tytoniu. Ruszyłam po betonowym chodniku w stronę mojego bloku.
 Weszłam do klatki schodowej przez otworzone drzwi. Ciężkimi butami powoli pokonywałam każdy stopień aż wspięłam się na drugie piętro. Nerwowo szukałam kluczy po kieszeniach wzrokiem wodząc po wiszącej tabliczce "Konarski".
Otworzyłam wielkie drzwi i zakluczyłam się od środka. Zdejmując buty i zsuwając kaptur, wkroczyłam w dalsze części domu. Zegar wskazywał dziewiętnastą.
Kręciłam głową z dezaprobatą widząc piętrzące się w zlewie talerze. O nie, ja tego nie posprzątam!
Sięgnęłam po czekający już na mnie obiad, podgrzałam go w mikrofali i zasiadłam za stołem. Rozkoszowałam się delikatnym smakiem kurczaka. Zamawiane, na sto procent. Przerwałam przeżuwanie jedzenia na przeczytanie dopiero co dostrzeżonej kartki.
' Młoda, jestem na treningu, wrócę koło ósmej. Znając Ciebie i tak wróciłaś późno, więc długo nie musisz czekać. Zostawiłem Ci.obiad, mam nadzieję, że smakuje. Cała noc przy garach :D. Na razie nie wychodź z domu - po ostatnim Twoim dłuższym musiałem Cię szukać po całej Bydgoszczy, a dzisiaj mamy wyjątkowo ciężki trening.                                                                                                       Do wieczora,                        
                                                                                                                                     Dawid.'
Uśmiechnęłam się blado i wyrzuciłam zmiętą już kartkę. Skończyłam jeść i poszłam pod prysznic. Położyłam się wygodnie na kanapie zabierając ze sobą kupione piwo i ciastka. Trzymając w ręce żarzącego się papierosa, wpatrywałam się w ekran laptopa. Przeglądałam zawartość komputera szukając plików z muzyką. Płyty często gubiłam, więc Dawid wrzucał mi je na dysk. Dobra chłopczyna, wie co robi. Tylko czasami zachowywał się jak idiota.
Przemierzałam kolejne odległości myszką uśmiechając się na widok bezsensownych gier z czasów, gdy nie mieszkaliśmy ze sobą, a ja próbowałam żyć samodzielnie. Naiwna, myślałam, że w wieku osiemnastu lat dam radę na siebie zapracować.
Mój wzrok natrafił na małą ikonkę zdjęcia. Otworzyłam je i od razu pożałowałam. Czarno-biały skan ukazywał szczęśliwą pozującą do zdjęcia rodzinę: perfekcyjni rodzice trzymający za ramiona swoje zupełnie inne dzieci. Wysoki chłopiec i uczesana w ciemne kucyki dziewczynka trzymali się za ręce z bardzo mocno rozciągniętymi w uśmiechu ustami. Idealnie prawda? Ta, ciekawe...
 Chcąc zapomnieć o krążącym po głowie obrazie, włączyłam głośno muzykę i zaczęłam krążyć po domu. Stanęłam przed lustrem. Długie rubinowe włosy spadały mi delikatnie na ramiona, a blada cera konkurowała z zielonymi oczyma. Wyglądały jakby ktoś nakleił mi na tęczówki mecz, po prostu ohydztwo! Westchnęłam. Co we mnie jest takiego, co przyciąga wszystkich tych kretynów? Co ich skłania do składania mi jednoznacznych propozycji? Nie rozumiem.. Czasem mam wrażenie, że otaczają mnie bezrozumne istoty. Bycie człowiekiem jest męczące, nie sądzisz?
Wróciłam na kanapę i włączyłam telewizor. Zgrzyt zamku zakłócił wypowiedź jakiejś szychy z sejmu. Z jednej strony nie znosiłam tego dźwięku, a z drugiej i tak pieprzył od rzeczy.
  - Boże, Nel, musisz tak kopcić?! - wykrzyczał mój kuzyn. Tak bardzo nie lubił dymu, a ja tak bardzo lubiłam gdy chodził nabuzowany.
Odpowiedziałam mu gromkim śmiechem.
- Muszę, inaczej jestem bardziej nerwowa niż zawsze - wybełkotałam kładąc nogi na oparcie sofy a głowę nad podłogę, wyrzucając przez usta smugę. Powyzywał mnie od uzależnionych gówniar i po przejściu rundki wokół całego domu, przysiadł obok mnie. Norma. Obejrzeliśmy wspólnie jakiś ckliwy film: zakochani w sobie nastolatkowie uciekają by rozpocząć życie od nowa jednak zostają znalezieni. Szok nie z tej planety.
- Dawid, prawie jak ty i Ania - zaśmiałam się kiedy ludzie na ekranie wyznawali sobie co do siebie czują.
- Pogadamy jak ty się zakochasz - odburknął atakujący.
- Ja i miłość? Nigdy w życiu. - zamknęłam oczy kładąc ręce na puchatym dywanie.
- Jasne - ziewnął przeciągle i wstał - Idę spać, ty lepiej też idź, bo jutro masz zajęcia. Dobranoc.
Obejrzałam do końca film i poszłam do siebie, jednak kiedy już zasypiałam, do pokoju wszedł Dawid.
- A, właśnie, jutro przyjdą do mnie goście więc nie zrób za dużego bałaganu.
- Znowu gej-party? - roześmiałam się wymijając lecącej w moją stronę poduszkę. - No dobra, będę grzeczna.
- Grabisz sobie, Filipkowa. - wygrażał mi palcem i odszedł marudząc tylko: - Małe to, a jakie wredne...
- Nara, frajerze! - krzyknęłam za nim trzaskając drzwiami.
Ułożyłam się wygodnie wśród sterty poduch i znów puściłam muzykę. Słysząc cowieczorne dudnienie potężną dłonią w ścianę wyciszyłam muzykę.
Przy niknącym świetle lampki nocnej spojrzałam na czarną ramkę na stoliku.
Zdjęcie moich przyjaciół: trzech chłopaków ( Młody, Krzywy i Amor) podnoszą dwie dziewczyny. Wraz z Olą jedną ręką trzymamy głów panów, w drugie splatamy razem. Kolor zdjęcia dokładnie oddaje opaleniznę od Gdańskiego słońca. I czarnym flamastrem wypisane kilka słów "Anastazja, jesteśmy z Tobą! Na zawsze." z podpisami każdego z nich. Przejechałam palcem po każdej z postaci. Tak bardzo tęskniłam. Prócz nich i Dawida nie mam nikogo.
  Ale stop, przecież nikogo innego nie potrzebuję. Reszta znaczy dla mnie tyle co stare wyrzucone sznurówki moich wytartych trampek. A teraz przy sobie mam jedynie Dawida. Chociaż on czasem się mną przejmuje i opiekuje. Mimo wszystkich tych wyzwisk, tygodni kłótni i ucieczek, kocham go jak brata, którego tak bardzo zawsze chciałam mieć.
  Nie chcąc go obudzić, znalazłam słuchawki i utonęłam w głosie Pezeta. Dziwna pustka zaczęła wiercić dziurę w brzuchu. Skuliłam się czując jak pustka powiększa się z sekundy na sekundę. Nie, Nel, nie dawaj się! Wstałam, zaczęłam nerwowo chodzić. Przeszłam do sąsiedniego pokoju, w którym panował już mrok.
  - Czego dusza pragnie? - zapytał Konarski z łóżka patrząc na mnie zaspanymi oczyma.
  - Niczego, tak patrzę czy śpisz - mówiłam wpatrując się w swoje stopy.
  - Idź spać, dziewczyno. - westchnął. - Bo zapoznam cię z całą Delectą.
  - Ani mi się śni! - zamknęłam szybko drzwi i poszłam do siebie. Wzdrygnęłam się wyobrażając sobie jak otacza mnie stado siatkarzy. Już jeden na co dzień mi starcza!
  Z powrotem położyłam się na wielkim łóżku. Ziewnęłam głośno. Zrzuciłam z łóżka masę poduszek, a na siebie naciągnęłam cienką kołdrę. Zasypiając, wsłuchiwałam się w głosy raperów, kręcąc na palcu rubinowym kosmykiem...

---------------------------------------------
Nienawidzę pierwszych rozdziałów.
Tak więc, Misu pisze drugie opowiadanie! ;)
Niebawem pojawi się druga część, pozdrawiam :D