czwartek, 28 lutego 2013

3. Ładne dziewczyny nie powinny palić

   Monotonny głos wykładowcy to nic przyjemnego. Zwłaszcza kiedy słyszy się go od pięciu godzin z krótką przerwą na kawę i fajkę. Powieki stawały się coraz cięższe, a głos człowieka na początku sali z minuty na minutę cichł. Czując jak spadam z podpierającego głowę łokcia, ocknęłam się i rozejrzałam na boki. Siedząca koło mnie tleniona blondynka spoglądała na mnie znad cienkich prostokątnych okularów. Momentami zastanawiałam się czy nie nosi ich tylko po to, by dodać sobie powagi.
   - Jaką masz odpowiedź do piątego? - zaskrzeczała unosząc w górę bordową teczkę.
 Spojrzałam na nią z ukosa. O czym ona do cholery mówi?! Westchnęła głęboko i skinęła na leżącą z brzegu kartkę. Chwyciłam ją i niechętnie zmrużyłam oczy, by doczytać się maleńkiej czcionki. Zaczęłam żałować, że w ogóle poszłam na studia, zwłaszcza na ASP. Godziny praktyczne mijały bardzo szybko, ale teoria była po prostu katorgą.
   - Motyw "Bitwy pod Grunwaldem" Stanisława Wyspiańskiego. - przeczytałam z kartki i przerzuciłam wzrok na obraz w książce. - Kilka dłuższych krzywych machnięć ołówkiem na kacu i tarcza krzyżacka.
   - Och, nie bądź niedorzeczna. - przewróciła oczami wzdychając po raz wtóry. - Od zawsze tak olewasz naukę?
   - Od jakiś dwudziestu dwóch lat. - mówiłam powoli zapoznając się z wyznaczonymi do zrobienia zadaniami. Spojrzałam na wielki zegar nad głową łysiejącego faceta. Za kilka minut już nie będę musiała patrzeć na tą lafiryndę. Słysząc "Dziękuję za uwagę, do jutra" podniosłam się z krzesła i uradowana spakowałam do torby swoje książki.
   - Radziłabym Ci zmienić podejście do tego co się tu dzieje, bo zawsze mogą cię wyrzucić. - dziewczyna dalej nie ustępowała. Byłam bliska wyjęcia podręcznika i trzepnięcia w ten przemądrzały łeb.
   - Spokojna twoja rozczochrana - uśmiechnęłam się krzywo do blondyny i zeszłam po schodach w stronę wyjścia. Unikając wzroków reszty grupy, wyszłam z sali.
  Szłam korytarz bez pośpiechu. Z resztą gdzie mogłoby mi się spieszyć? Idiotyczne pytanie.
   - Hej, poczekaj! - ktoś chyba chciał, żeby cała uczelnia go usłyszała. Ignorując to, nawet się nie zatrzymałam. Głos jednak nie cichł, a bieg stawał się głośnieszy. Po chwili stał przy mnie zadyszany czarnowłosy chłopak.
   - Zostawiłaś to. - powiedział podając mi telefon. Lekko zdziwiona wzięłam od niego przedmiot i włożyłam do kieszeni.
   - Y... Dzięki - bąknęłam cicho chcąc się go jak najszybciej pozbyć. Na marne, nadal dotrzymywał mi kroku szczerząc się jak głupi do sera.
   - Norbert - przedstawił się wyciągając ku mnie dłoń. Uścisnęłam ją i schroniłam ręce w kieszeniach ramoneski.
   - Gdzie idziesz? - zapytał kiedy wyszliśmy na zewnątrz.
   - Przed siebie.
   - A mogę iść z tobą? - zapytał z nadzieją. - Oczywiście jeśli coś nie pasuje...
   - Jak chcesz - wzruszyłam ramionami, lekko wybita z tropu. Szliśmy chwilę w milczeniu. Zimne powietrze szczypało w policzki i rozdmuchiwało włosy.
   - Tak więc... O ile się nie mylę, Anastazjo - zaczął - od jakiegoś czasu obserwuję cię i stwierdziłem, że możesz być miłą osobą.
   Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. A więc takie pozory sprawiam? Pozwoliłam mu kontynuować.
   - Także postanowiłem spróbować z tobą pogadać. To co cię sprowadza, prócz studiów, do Byd...
  Powietrze przekłuł dźwięk mojego telefonu. "Dawid". Byłam mu wdzięczna za wyczucie akurat tej chwili.
   - Nel, pomóż. - niski głos mojego kuzyna zabrzmiał w słuchawce. - Przyjedź na Łuczniczkę z moimi butami. Zapomniałem ich zabrać, są w domu.
  Bez słowa rozłączyłam się i spojrzałam na zdezorientowanego Norberta.
   - Muszę spadać... na Łuczniczkę.
   - Interesujesz się siatkówką? - zapytał podekscytowany. - Ja bardzo. A bydgoscy zawodnicy-to jest to.
   - Nie za bardzo, ale jeden z biurowych to mój... wujek.
   - Rozumiem - pokiwał głową energicznie. Jeszcze brakuje mi tego, żeby jakiś koleś z uczelni błagał mnie o zapoznanie z Konarem.
   - To... cześć - rzuciłam i zaczęłam iść na skróty. W jakieś dwadzieścia minut później, z zabranymi już butami Dawida, wsiadałam do autobusu jadącego w stronę Łuczniczki.
  Następne kilkanaście minut wystarczyło mi na dotarcie na miejsce. Weszłam przez rozsuwane drzwi i przez jasny korytarz na halę. Gdy tylko ciemne oczy Dejwa mnie zobaczyły, od razu wprawił w ruch nogi i po chwili był przy mnie.
  - Wisisz mi Daniel'sa i fajki. - powiedziałam dając mu torbę z butami.
  - Sam bym po nie pojechał, gdyby nie ominęło mnie ćwiczenie zagrywki. Na szczęście trener załatwił mi zastępcze, ale to nie to co własne halówki. - mówił głaszcząc czarno-czerwone buty po mocno obudowanym przodzie.
  - Jasne. kiedy kończysz?
  - Za pół godziny - odpowiedział wsuwając na wielkie stopy obuwie i pobiegł w stronę drużyny. - Odwiozę cię do domu, tylko poczekaj.
Kiwnęłam głową i usiadłam na plastikowym krzesełku. Zahaczyłam nogą o niebieską serpentynę. Podobno na ostatnim meczu juniorzy rozgromili rywali. Sezon ledwo się zaczął i Delecta nie miała jeszcze ani jednego meczu. Dopiero jutro, w czwartek, ma być pierwszy występ seniorów. Zaczynałam trzeci rok studiów tutaj, a nie dałam się wkręcić w żaden z "bardzo ważnych" spotkań.
 Wodziłam wzrokiem za chodzącą z rąk do rąk piłką, jednak szybko mnie to znużyło. Może inaczej byłoby, gdybym znalazła się na boisku między nimi i grała, ale nigdy nie przemawiał do mnie żaden sport.
  Wstałam i wyszłam na zewnątrz. Chwyciłam za kieszeń szukając smukłej paczuszki. Lekko pogięty papieros znalazł się między palcem wskazującym a środkowym. Zapaliłam końcówkę i już po chwili pieściłam płuca nikotyną.
 Rozejrzałam się po okolicy. Ludzie przechodzili nerwowo przez jezdnię i chodnikami. Co jakiś czas słychać było klaksony czy warkot samochodów, a ja stawiałam wolno kroki na cementowym podeście krocząc po ciemnym chodniku.
   - Ładne dziewczyny nie powinny palić - usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam błyszczące piwne oczy dobrze komponujące się z szerokim uśmiechem. Gdzieś już widziałam ten wyszczerz... - a zwłaszcza chodzić same po okolicy.
Rozejrzałam się teatralnie i zwróciłam do chłopaka.
  - Widzisz tu gdzieś takie? - rzuciłam, a on zrobił kilka kroków na przód. Teraz poznałam w nim mojego piątkowego gościa: Andrzeja.
  - Taki żarcik - ukazał szereg białych zębów. - Czekasz na Dawida?
  - Tak - mruknęłam. - A ty nie trenujesz?
  - Przyszedłem szybciej i trener kazał mi też szybciej zejść. Rozumiesz, nie mogę się przemęczać na początku sezonu.
 Kiwnęłam głową przyjmując to do wiadomości. Kiedy zaciągałam się papierosem, Andrzej spojrzał na mnie z ukosa.
  - Od kiedy palisz?
  - Długo, nawet bardzo.
  - W twoim wieku długo? - zaśmiał się - To chyba już w podstawówce uciekałaś na przerwach na fajkę.
  - Wypraszam sobie, mam dwadzieścia dwa lata! - żachnęłam się. - Odezwał się staruch.
  - Serio? Przepraszam, nie wyglądasz na tyle. - usprawiedliwiał się - jak nie mam brody też wyglądam jak małolat, a mam 24.
  Spaliłam do końca szluga i zgasiłam go butem. Poczułam jak robi mi się zimno. Wzdrygnęłam się i opatuliłam mocniej kurtką.
   - Chyba idę do środka. - powiedziałam spoglądając w górę na jego twarz. Nie potrafiłam sobie wyobrazić tego olbrzyma bez zarostu.
   - Zimno ci? - zdziwił się. - Jest już początek lata.
   - Jeśli nie ma się około stu kilo na wadze, to niekiedy jest zimno.
   - Jasne. - uniósł zabawnie brwi. - Może ciepła herbata w kawiarni trochę pomoże?
   - Wolałabym coś zimnego z automatu przy hali.
   - No dobra, chodźmy. - ruszyliśmy się ku drzwiom, które rozsunęło się uderzając w nas falą ciepłego powietrza.
Idąc koło niego doszłam do wniosku, że brakuje mi tylko brody i czerwonej czapki, bo tyle brakowało mi do stania się jak krasnoludek. Nie podnosiłam jednak głowy. Wrona zaczął nucić pod nosem jakąś piosenkę, prawdopodobnie radiowy hit. Przeszliśmy koło widoku na halę, gdzie siatkarze nadal ćwiczyli. Facet z ciemnymi włosami i numerem siódmym na koszulce, przyglądał się nam uważnie. Ten sam, którego spotkałam w piątkowy wieczór w parku. Zignorowałam wędrujący za nami wzrok i z uniesioną głową kroczyłam dalej.
 Kiedy dotarliśmy do automatów, kupiliśmy napoje i usiedliśmy naprzeciw siebie na plastikowych krzesłach. Czy wszystko tutaj zrobione jest z plastiku?
   - Coś się stało między tobą a Kipkiem? - zapytał nagle Andrzej, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
   - Z kim?
   - Z Kipkiem.. No, Marcinem Walińskim, tym z siódemką. - wyjaśniał widząc mój marsowy wyraz twarzy.
   - Kiedyś przez przypadek kopnęłam kamyk, który uderzył go w piszczel, nic poza tym.
   - Już myślałem, że coś poważniejszego, bo patrzył na ciebie takim wzrokiem, jakbyś zjadła mu rybki ze  stawu. - zaśmiał się, a ja zawtórowałam mu prawie wypluwając cały gazowany napój z ust na podłogę.
  - Tak, wszystkim zawodnikom Delecty zjadam zwierzęta, więc uważaj na swojego psa - uśmiechnęłam się szeroko.
 W odpowiedzi uderzył mocno plecami o oparcie i roześmiał się w głos. Dopiłam do końca napój i zaczęłam wsłuchiwać się w dźwięczny śmiech chłopaka.
  Wyjęłam z kieszeni spodni telefon i zobaczyłam pięć nieodebranych połączeń, wszystkie od Konarskiego. Zdziwiła mnie też godzina; nie pamiętam kiedy tak szybko minęła mi godzina.
   - On mnie zajebie - mruczałam pod nosem ubierając niedbale kurtkę.
   - Poczekaj, odprowadzę cię - rzucił Wrona idąc w moje kroki. - Gdyby coś ci się stało, byłbym pierwszy do odstrzału.
   - Umiem dotrzeć na zewnątrz, spokojnie.
   - Nalegam - spojrzał mi w oczy, ale momentalnie spuściłam wzrok. Nienawidzę wpatrywać się komuś głęboko w "duszę".
 Westchnęłam i szybkim krokiem zaczęłam iść wzdłuż korytarza. Tuż obok mnie, nieco spokojniej szedł Andrzej.
   Szybko znalazłam czerwone sportowe BMW Dawida. Już z daleka było widać zniecierpliwienie w jego ruchach.
   - No nareszcie! - krzyknął radośnie, ale mina zmieniła mu się na widok Andrzeja. Teraz był za razem wesoły i zszokowany - O, Nel pierwszy raz na Łuczniczce, a już znalazła kolegę do spotkań.
 Przewróciłam oczami i spojrzałam na speszonego Wronę.
   - To... dzięki za towarzystwo - wydukałam.
   - Cała przyjemność po mojej stronie. Ach, twój telefon - uśmiechnął się podając mi urządzenie.
   - Cześć - uniosłam jeden kącik ust, po czym podążyłam w stronę auta.
   - Pa. - odszedł w stronę miasta.
 Wsiadłam do samochodu i od razu napotkałam rozbawioną minę Dawida.
  - I co się cieszysz? - warknęłam wiedząc co mój "ulubiony" kuzyn ma na myśli.
  - Nic nic - wprawił silnik w ruch.
 Jechaliśmy w milczeniu od jakichś dziesięciu minut, przerywanym jego parsknięciami.
  - Czy ty masz jakiś problem ze sobą?! - zapytałam, a raczej krzyknęłam.
  - Spokojnie, dziewczyno.
  - Jak mam być spokojna, jak cały czas śmiejesz się nie wiadomo z czego i to akurat po tym, jak zobaczyłeś mnie z kimś przeciwnej płci.
  - Po prostu wyglądałaś przy nim... zabawnie.
  Westchnęłam i zachowałam pełne wyzwisk zdanie dla siebie. Przejście na piechotę nie widziało mi się za bardzo, więc lepiej zachować milczenie chociaż do podjechania pod klatkę.
  Po kilkunastu minutach byliśmy pod blokiem. Wysiadłam z auta i poszłam na górę. Rozsiadłam się na sofie, oglądając przy okazji telewizję.
   - Jadę na noc do Ani. - krzyknął ze swojego pokoju Konar.
   - I dobrze! - odpowiedziałam chcąc go zdenerwować. Był wtedy tak idiotycznie zamotany w słowa, że od śmiechu bolał mnie brzuch. - Pośmiej się jej w łóżku, na pewno się ucieszy.
   - Oj, cicho już bądź - mruknął zarzucając na ramię torbę. - A tak poza tym, masz coś przyklejone do telefonu.
Wzięłam w ręce aparat i odkleiłam kartkę z ciągiem liczb i dopiskiem "Jak będziesz miała ochotę, dzwoń :P". Zmięłam kartkę i rzuciłam w pustą szklankę.
   - Czemu to zrobiłaś? - Dawid patrzył na mnie coraz bardziej unosząc jedną brew.
   - Z czystej przyjemności. - wyszczerzyłam się. - Nie chcę skończyć jak ty, zakochany po uszy, nie widzący świata poza Anką.
   - Co w tym złego? Myślisz, że teraz cierpię? Pamiętaj, wspomnienia należy zachować, lecz nie można nimi żyć. Nie możesz cały czas żyć przeszłością, bo skończysz bez niczego.
   - Nie ucz mnie życia! - krzyknęłam, czując jak rozchodzi się we mnie wściekłość. - Cierpienie prędzej czy później przyjdzie, i to tyczy się także ciebie. A ja już dość jego doświadczyłam i nie mam zamiaru tego powtarzać.
   - Nel, on sam odszedł. Przypomnij sobie jak bardzo byłaś w nim zatracona...
   - I co z tego?! Opuścił mnie kiedy go najbardziej potrzebowałam! - mówiłam łamiącym się głosem - Za każdym razem będzie tak samo, więc po co robić Andrzejowi tę pieprzoną nadzieję?!
  Zamilknął. Stał bez ruchu wpatrując się w ciemnobrązowe panele.
   - Przemyśl to, proszę cię - powiedział, po czym wyszedł z mieszkania.
Chwyciłam się za głowę. Zajebiście po prostu! Znowu wszystko wraca, ta cała pustka w sercu. Podwinęłam nogi pod brodę i owinęłam je ramionami. Patrzyłam w jakiś nieznany punkt, szukając w nim czegokolwiek, co uciszy kołatające serce i rozszarpane myśli. Nie byłam w stanie teraz wstać i iść po fajki, nogi odmawiały posłuszeństwa.
 Sięgnęłam po szklankę i wysypałam na rękę kulkę. Powoli ją odwinęłam, po czym jeździłam palcem po koślawym piśmie.
  Chwyciłam za telefon i wystukałam dziewięciocyfrowy numer.


----------------------------------------------------
O ile to ktoś czyta, to przepraszam za te brednie, ale jakoś muszę przebrnąć do tych lepszych części opowiadania.
Tak, wiem, Nel jest nienormalna. Ale za to ją lubię :D
Coś mizernie to wszystko razem wygląda, ale trudno ;)
Hej, Sovia! ♥
Pozdrawiam, Misu ;D

7 komentarzy:

  1. Andrzej, Dawid, MARCIN (!) jezu, ja chyba w niebie jestem *.*
    Nie kończ nigdy tego opowiadania, nie kończ <3
    Nal jest fajna :P Ale to już chyba mówiłam... Mówiłam? Nie? To fajna jest :P Ale ona muuuuuusi być z Endrju, no musi! <3 Musi! <3 Albo z Marcinem ♥ Albo nie, lepiej z Wroną, to ja będę miała Marcina dla siebie *.*

    Hah, już mi coś bije :P Czekam na nowość ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego słowotoku durnego się pomyliłam :C
      * NEL JEST FAJNA!! Nie jakaś Nal hah XD

      Usuń
  2. Jaka nienormalna. Ja ją kocham. Jest świetna,zawsze chciałam mówić innym chociaż czasami prawdę i być w stu procentach szczera, bo wkurza mnie ciągłe bycie miłą i słuchanie niektórych głupot. Ale chyba przyjdzie mi zostać miłą, uczynną i nienarzekającą, już do końca życia. ;)
    Lubię Andrzeja. Ogólnie i w tym opowiadaniu.
    Czyli ta jej cała szorstkość to skutek zerwania z chłopakiem... Ciekawe jak się to dalej potoczy. :) Zapraszam do mnie, na nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie piszesz ;p Czekam na kolejny ; ]]

    OdpowiedzUsuń
  4. A gdzie tam nienormalna. Bardzo fascynująca i fajna, o, to tak! :D
    nie można oceniać wszystkich tą samą miarą. może i ktoś kiedyś skrzywdził Nel, ale nie powinna być oziębła w stosunku do następnych facetów. w końcu nie każdy jest takim gnojkiem. a Andrzej już na pewno. :) może i wielkolud, ale muchy by nie tknął. :P
    no tak, nie ma to jak zapomnieć butów. co ten Konan by bez Anastazji zrobił? :D
    swoją drogą, mogliby zrobić automatycznie otwierane drzwi na Łucznicze, by przy ciągniętych się natłok robi. :))

    OdpowiedzUsuń
  5. świetna historia.
    Nel nienormalna? Ja sądzę zupełnie inaczej;)
    Zauważyć tu można, że Jej oschłość wynika ze złamanego serca w przeszłości:/
    pozdrawiam
    http://niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam! ;D
    http://walcze-bo-warto.blogspot.com/ zapraszam na nowe opowiadanie o Grześku Kosoku ;) Mam nadzieję, że wyrazisz opinię :D
    Pozdrawiam E. :)

    OdpowiedzUsuń