sobota, 16 lutego 2013

2. Patrzycie się na mnie jakbym pogwałciła wam żony i dzieci w masce nosorożca.

  Głośna muzyka zagłuszała moje myśli, a migające lasery oślepiały oczy. Nie wiedziałam czemu właściwie jestem w tym klubie, ale żeby ominąć spotkania z kolegami Konara musiałam tu posiedzieć. Westchnęłam i wyszłam na zewnątrz. Duchota w środku była nie do zniesienia. Dołączając do tego widok panienek w sukienkach zasłaniających im ledwo tyłek i dekoltach po pępek, musiałam opuścić ten budynek. Zaczynało się ściemniać, a mnie już ciągnęło do domu. Szurając butami, ruszyłam w stronę parku. Nienawidzę tamtędy chodzić i patrzeć na te wszystkie mizdrzące się pary. Miłość powinna być sprawą intymną, a nie wpychaniem sobie języków do buzi w miejscach publicznych.
   Dreptałam po polnej ścieżce kopiąc leżące na drodze kamienie, aż dobiegł mnie dźwięk uderzenia jednej ze skałek.
   - Może zwróć trochę uwagi na to gdzie kopiesz? - zapytał wysoki mężczyzna rozmasowując piszczel. Uniosłam jedną brew do góry i uśmiechnęłam się kpiąco. Mimo powagi, którą starałam się zachować, na widok wielkiego faceta krzywiącego się do swojej nogi przez lekkie spotkanie z kamyczkiem, miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
   - Taki wielki, a tak ubolewa nad małym siniakiem - powiedziałam patrząc na niego z góry.
   Ominęłam go i szłam dalej. Byle jak najszybciej w domu, myślałam wkładając ręce do kieszeni spodni. Gdy byłam prawie przy bloku, na moim telefonie wygrywającej melodię Nokii, wyświetlił się napis "Dawid". Odrzuciłam rozmowę i przyspieszyłam kroku. Po kilku minutach otworzyłam drzwi, gdzie doszły mnie tylko odgłosy odbijanej piłki tenisowej, najprawdopodobniej dobiegające z telewizora. Zdjęłam buty i, nie robiąc przy tym hałasu, zmierzałam ku salonowi. Wychyliłam się zza ściany i zobaczyłam Konarskiego. Nie był sam - otaczało go stado facetów. Wpatrywali się w ekran jakby był zaczarowany. W pewnym momencie wszyscy zaczęli się cieszyć, a wzrok Dawida skierował się na mnie.
  - O, jesteś już. - powiedział uradowany. - Już myślałem, że dzisiaj nie wracasz.
  - Nadzieja matką głupich - pokazałam mu język opierając się o ścianę.
  - A tak w ogóle, panowie, to moja kuzynka, Nel. - na dźwięk tych donośnych słów, wszystkie ślepia skierowały się na mnie, a gdyby wzrokiem można by było zabijać, Dawid już od kilku sekund leżałby z większością organów na wierzchu.
Dobrze wiedział, że tak bardzo nie lubię takich sytuacji. Miał tyle możliwości dokuczenia mi, jednak musiał wybrać tą najgorszą. Kilka rzuconych powitań starczyło mi do podniesionego ciśnienia.
  - Nie wstydź się nas - mrugnął facet z dość płaskim nosem i kręconymi włosami, kiedy od minuty stałam w bezruchu - nie gryziemy, przynajmniej na pierwszym spotkaniu. Masny Michał jestem.
  - Fajnie. - rzuciłam udając się do kuchni. Po nudnym dniu potrzebowałam tylko długiej kąpieli i snu. Nagle coś zwróciło moją uwagę; w zasięgu moje wzroku nie znajdowała się ani jedna butelka z alkoholem. Zajrzałam jeszcze do lodówki; prócz żarcia nie było nic innego. - Dawid!
  - Co jest, księżniczko? - zapytał znudzony, wchodząc do pomieszczenia.
  - Czy w tym domu znajduje się chociaż puszka jakiegokolwiek piwa? - zapytałam lekko poddenerwowana.
  - Ten no...- zaczął drapać się po karku - Marcin je wziął.
  - Zajebiście - mruknęłam i ominęłam go udając się do przedpokoju. Wśród około tuzina różnokolorowych kurtek, wszczęłam poszukiwania swojej skórzanej.
  - Po co wychodzisz po piwo skoro mamy wszystko w domu? - zapytał Dawid wchodząc do pokoju z gośćmi. Westchnęłam i podążyłam na kuzynem. Czyli jednak muszę z nimi posiedzieć, bo Konar będzie potem narzekał. Otworzyłam barek i wyciągnęłam z niego szklaną butelkę z jasnobrązową cieczą. Usiadłam na, wcześniej mi zwolnionym, fotelu i przyglądałam się zmaganiom umięśnionego tenisisty na ostro pomarańczowym korcie. Pociągnęłam łyka z butelki, czując w ustach łagodny smak Jack'a Daniel'sa. Poczułam na sobie czyjś wzrok, więc odwróciłam się do chłopaków. Nie myliłam się; kilka par oczu świdrowało mnie na wylot.
  - Coś nie tak? - zapytałam ze zdziwioną miną. - Patrzycie się na mnie jakbym pogwałciła wam żony i dzieci w masce nosorożca.
 Większość wybuchła śmiechem, a kilku z nich wróciła do oglądania tenisa. Nie wiem nawet z czego ta banda kretynów zaczęła się cieszyć.
  - Dawid, nie mówiłeś, że masz taką fajną kuzynkę - powiedział blondyn o niebieskich oczach, zapisany w telefonie Konara jako Owczarz (Nie żebym mu grzebała w telefonie, czy coś).
  - Nel? Ta paskuda fajna? W życiu! - zaśmiał się, a po chwili dostał kuksańca w ramię. Paskudną to on może mieć śliwę pod okiem.
  - Nel, Nel...- zadumał się starszy od reszty potargany blondyn, ale przerwał ten sen na jawie, zwracając się do mnie: - Masz tak na imię?
  - Nie, to tylko pseudonim. Na imię mam Anastazja. - mruknęłam siadając po turecku, pijąc trunek.
  - Nazwisko: Filip - mówił Dawid z szyderczym uśmiechem - Zaczęliśmy mówić na nią Nel, od czasu jak pierwszy raz obejrzała "W pustyni i w puszczy". Miała wtedy maksymalnie cztery lata, a przez kilka miesięcy próbowała nauczyć się jeździć na psie, jak na Kingu. Na jakiś czas to ucichło, ale zaczęło się jak nie była w stanie przeczytać książki, bo była oburzona tym, że zna zakończenie.
  - Obiecuję ci, że jak tylko umrę, będziesz pierwszym na liście, kogo będę odwiedzać w nocy. - wykrzywiłam usta w nieprzyjemnym uśmiechu. Delecta, jak zwykle, kiełczyła się z nie wiadomo czego. W domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, po czym ktoś wszedł jak gdyby był u siebie.
   - Żegnam panienki - rzuciłam wstając. W ręce miałam butelkę i zwędzone ze stołu chipsy. - Tylko nie balujcie za głośno; chciałabym zasnąć dzisiaj w nocy.
  Zza rogu wyszedł wysoki mężczyzna. Zdziwiłabym się gdyby był chociaż mojego wzrostu, chodź wśród tych wielkoludów wydawał się niski . Zmrużyłam oczy, by przyjrzeć się mu jeszcze bardziej. No tak, to ten sam chłopak, którego spotkałam w parku. Widząc mnie jego oczy nieco zmieniły wielkość, a na usta wkradł się chytry uśmieszek.
   - O, miło koleżankę spotkać. Przyszłaś pokopać innych ludzi? - zapytał lustrując mnie szarymi tęczówkami. Zdecydowałam się zignorować próbę nawiązania rozmowy
   - To wy się znacie? - Konar otworzył ze zdziwienia usta. Teraz wyglądał jeszcze bardziej nienormalnie niż zwykle.
  - Tak mieliśmy "miłe" spotkanie w parku. - mówił jakby z satysfakcją patrząc na zadziwione miny swoich kolegów.
 Słysząc buczenie i kilka krzyków zmroziłam ich spojrzeniem i udałam się do swojego pokoju.
  Idioci, myślałam. Z resztą Dawid nie jest lepszy. Nieraz już miał siniaki na ramieniu, bo uznawał moje wyjścia ze znajomymi jako randki z wymyślonymi przez siebie chłopakami.
  Rzuciłam się na łóżko ziewając przeciągle. Na zdobiącym szafkę nocną zegarze widniała godzina 22:43. Jest piątek wieczór, a ja siedzę w domu z kolegami mojego kuzyna, no nie wierzę. Chcąc umilić sobie wieczór, wyciągnęłam prawą rękę, szukając czegoś po omacku. Jest, mam. Z szczupłej paczki wyciągnęłam podłużny rulonik i metalową zapalniczkę. Końcówka wąskiego szluga zajaśniała pomarańczowym kolorem, a w moje płuca wkradł się mentolowy zapach. Zimno wędrowało powoli do płuc. Przymknęłam oczy rozkoszując się błogą ciszą. Kładąc głowę na wielkiej poduszce wypuściłam kolejną już smugę z ust. Nie długo mogłam cieszyć się tym stanem. Głośne techno wydobywało się zza zamkniętych drzwi.
  - Pojebańce - mruknęłam unosząc się i siadając na łóżku. Muzyka jednak robiła się coraz mocniejsza, więc  krzyknęłam: - Wyciszcie do cholery ten łomot!
 W odpowiedzi usłyszałam tylko kilka gardłowych śmiechów. Odetchnęłam głośno wiedząc, że i tak nie spełnią mojej prośby. Odgarnęłam za ucho niesforne kosmyki pchające się na twarz i sięgnęłam po leżącego w dolnej części łóżka laptopa.
Przeglądałam po kolei strony portali społecznościowych. Trafiłam na zdjęcie, na którego widok zakuło mnie w sercu. Te same twarze, co na zdjęciu na szafce, może nieco starsze. Co jednak zabolało? Na moje miejsce wstąpiła nowa osoba. Szczupła blondynka śmiała się do obiektywu obejmując Amora i Olę; dawniej moich najlepszych przyjaciół. Od roku nie wymieniliśmy nawet zdania, choćby sms-em. Teraz zrozumiałam; żyłam przeszłością. Myślałam, że pamiętają o mnie, w czasie gdy oni zastępowali mnie kim innym.
 Zamknęłam szybko laptopa próbując wymazać z głowy zaistniałą w zdjęciu scenerię. Słuchawki ponownie znalazły się na moich uszach, pieszcząc je głosem Pih'a. Zanurzałam się powoli w przyprawiającym mnie o ciarki brzmieniu, gdy ktoś przerwał mi próbę zapomnienia o otaczającym mnie świecie pukaniem do drzwi.
    - Cześć - przez skrzypiący kawał drzewa wsunął się brązowowłosy uśmiechnięty chłopak z mocno napinającą się na mięśniach koszulką i ręką masującą kark. - Powiesz mi gdzie jest kuchnia? Tak jakby się zgubiłem.
    - Drugie drzwi na lewo - odpowiedziałam zastanawiając się jak można się zgubić w siedemdziesięciu metrach kwadratowych.
    - Dzięki - rzucił kierując się do drzwi, ale zatrzymał się i odwracając łeb w moją stronę dodał: - Nie przeszkadzam?
   - Przeszkadzasz - odpowiedziałam wodząc wzrokiem po jego postaci. Takiej odpowiedzi najwyraźniej się nie spodziewał, bo lekko speszony nie wiedział co zrobić. - Ale możesz zostać. O co chodzi?
   - Ten no... - zakłopotał się, szukając pretekstu do przyjścia tutaj. - Trochę tam jest za głośno. Rozumiesz, przekrzykują się jeden przez drugiego i kłócą dla zasady.
   - Normalne. Często też dochodzi do tego rzucanie się czymkolwiek, jak z dziećmi. - zaśmiałam się i skinęłam głową na stojący naprzeciw łóżka fotel by usiadł. - Najwidoczniej jesteś tu nowy?
   - Tak, ledwo co wprowadziłem się do Bydgoszczy. Andrzej jestem, a ty?
   - Anastazja. Z resztą chyba słyszałeś. - z niechęcią spoglądam na rozbawioną minę Andrzeja. Podałam mu butelkę whisky proponując podzielenie się. - Nie śmiej się ze mnie, byłam mała!
   - Ok, przepraszam - mówił z miłym dla oka uśmiechem, po czym upił trochę alkoholu i oddał resztę. - Powiesz mi coś o sobie?
   - Raczej nie. Nie lubię opowiadać o swojej osobie.
   - Rozumiem - zrezygnowany szukał jakiegoś tematu do rozmowy, kiedy rozległ się dźwięk tłuczonego szkła.
   - Ekstra - powiedziałam wstając, na co on zareagował śmiechem. Uśmiechnęłam się nikle skupiając uwagę na małe oczy chłopaka. Przywróciłam się jednak do powagi. - Wybacz, ale muszę iść opieprzyć tę bandę kretynów.
   - Pójdę z tobą - wstał i przepuścił mnie w drzwiach i już po chwili znajdowaliśmy się w salonie, gdzie nikt już nie przejmował się tym, co leci w pudle. Mogłabym włączyć im teraz nawet i pornosa; nie zauważyliby zmiany, tak bardzo zainteresowani byli kartami. Tak, wiem, to idiotyzm, ale czego się spodziewać po grupie dużych dzieci?
   - Który to zrobił? - wydarłam się wskazując rozbity wazon i małą mokrą od wody poduszkę. Nikt się nie przyznał. - Czy każdy piątek musi kończyć się tak, że coś psujecie i robicie hałas? I znowu będę musiała się wysłuchiwać skarg od tych pieprzonych moherów, że spać nie mogą przez wrzaski i muzykę!
   - Wcale nie ty - mówił zza kart Konar. - Tym razem ja przyjmę to na klatę.
   - Jasne - rzuciłam. - Uspokoić się.
 I wróciłam do siebie, zostawiając biednego bruneta w towarzystwie tych goryli. Trudno, niech się przyzwyczaja do bydgoskich klimatów. Tym razem jednak nie zwracałam uwagi na nich - znalazłam w sieci "W pustyni i w puszczy" i po raz kolejny zaczęłam oglądanie tego filmu, chcąc skupić się na historii dwojga bohaterów uciekając od swojej. Ich była lepsza; z nadzieją wędrowali po pustyni, aż znaleźli ojców, osoby tak dla nich ważne. U mnie pustynia zmieniła się w tułaczkę po życiu, jednak bez nadziei na znalezienie kogokolwiek dla mnie ważnego.

--------------------------------------------------
Udało mi się, napisałam :D
Można się doczytać kilka faktów o Anastazji, wydaje mi się, dość istotnych :)
No cóż, nie będę przedłużać tej części posta.
Pozdrawiam i zachęcam do śledzenia historii Nel ;)

5 komentarzy:

  1. Cholernie podoba mi się historia jej jakby pseudonimu, takiego czegoś w życiu się nie spodziewałam. :)
    Nie od dzisiaj wiadomo, że siatkarze to duże dzieci. A na punkcie gry w karty to chyba mają jakąś obsesję. Tylko patrzeć, aż przy następnym spotkaniu całą chatę rozniosą. :P
    Andrzeju, moja bydgoska miłości, witam cię serdecznie! *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Andrzej... Wrona *-* Ok, wracam na ziemię.
    Nigdy nie lubiłam "W pustyni i w puszczy", zwłaszcza książki i dziwię się głównej bohaterce. Natomiast rozbawili mnie siatkarze, jak zwykle z resztą *__*
    Czekam na więcej<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Anastazja... z takim imieniem iść przez życie...Brr. Nel brzmi o wiele lepiej.
    Kurczę, a ja nawet nie wiedziałam, że drugie opowiadanie piszesz. Dobrze, że mi link zostawiłaś.
    Lubię Andrzeja, mam nadzieję, że się odnajdzie chłopak. Może bardziej na miejscu Nel, gdybym mieszkała z kuzynem, a przyszliby do niego kumple, to bym z nimi trochę posiedziała. Ale z moim kuzynem nie mieszkam, więc nie wiem ;)
    Lubię Delectę, fajnie że to o nich jest to opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Opowiadanie jest świetne czekam na kolejny rozdział.Mam nadzieję,że ktoś poskromi Nel,bo czasami zachowuje się arogancko, ;p Zapraszam
    http://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. 25 yr old Administrative Officer Douglas Becerra, hailing from Cookshire enjoys watching movies like "Legend of Hell House, The" and Fishing. Took a trip to San Marino Historic Centre and Mount Titano and drives a Ferrari 275 GTB Long ose Alloy. dowiedz sie wiecej tutaj

    OdpowiedzUsuń