niedziela, 26 stycznia 2014

22. Kolejny sport, o którym nie mam kompletnie żadnego pojęcia.




- Gdzie są, do cholery, te kwiaty?!
Wciągnęłam głośno powietrze i powoli je wypuściłam, zaczynając po raz kolejny nerwowo przekładać białe róże do wysokich waz. Tylko spokojnie, oddychaj...
- Przecież my się nie wyrobimy! - krzyczała Anka przechodząc się nerwowo po jasnym salonie.
- Wyluzuj, zostały cztery dni. - zwróciłam jej uwagę, a ta obarczyła mnie zimnym spojrzeniem.
- Ty wiesz jak te dni będą wyglądały?! Nerwy, nerwy i jeszcze raz nerwy!
- Widzę, że zaczynasz od dzisiaj. - mruknęłam cicho, ale ona zignorowała tą uwagę.
- Jeszcze nic nie jest ustrojone; ani kościół, ani sala! Kucharze mają jakieś bezsensowne pretensje do menu, które przygotowałam. I na dodatek Dawid jest na wyjeździe. Nie, ja tu zaraz zwariuję! A ty gdzie idziesz?!
- Dotlenić się. - odezwałam się kierując się ku wyjściu. - Chyba należy mi się chwila przerwy?
- Nie mam pojęcia po co prosiłam cię o przyjście tu, skoro wiedziałam, że tak będzie.
- Może dlatego, że poprosił cię o to Konar?
- Co? Ja... - zakłopotała się; no tak, innej odpowiedzi nie musiałam się spodziewać, ta była trafna. - Przecież on jest daleko stąd, a rozmawiałam z tobą o tym dzisiaj.
- Istnieje coś takiego jak telefon, albo jak wolisz, planowanie pewnych spraw. Nie jestem głupia. - uśmiechnęłam się kwaśno i ruszyłam przez korytarz, aż do drzwi wyjściowych.
 Będąc już na zewnątrz, poczułam uderzenie zimnego powietrza.
Odetchnęłam głęboko; te kilka godzin w towarzystwie Anki i jej przyjaciółek w zupełności mi wystarczało. Niepotrzebnie w ogóle tu przychodziłam; blondyna jakby się na mnie uparła - nic nowego.
Zaczęłam przeszukiwać kieszenie kurtki i dopiero, gdy wyczułam owalny kształt, zaprzestałam poszukiwań. Spojrzałam na wyjętego przed chwilą papierosa. Tak bardzo kusił...
Chciałam znowu poczuć znany mi dobrze smak, jak za czasów, gdy niczym się nie martwiłam i żyłam chwilą.
Obracałam go w każdą stronę, a ochota na nikotynę nie przechodziła.
Nie, Nel, nie możesz! Obiecałaś Andrzejowi, obiecałaś terapeutce.
Cholerna baba, nie dość, że wypytuje mnie o szczegóły, których zupełnie nie pamiętam, to na dodatek pragnie walczyć z moimi nałogami. Idiotka.
Schowałam fajkę do kieszeni; nie mogłam na nią tak po prostu patrzeć.
Rozejrzałam się po ogrodzie, lecz niewiele zdołałam ujrzeć, bo zapadał zmrok.
Z tego co dowiedziałam się od kuzyna przez smsa, grali dzisiaj dość ważny mecz za granicą. Dziś w nocy mają już być w Bydgoszczy, najpóźniej jutro rano.
Dobrze się złożyło, bo jutro mam mieć wizytę u psycholog. Dawid nic nie wie, więc jedynie Andrzej mógł mnie tam zawieźć. Próbowałam oczywiście przekonać go, że mam zdrowe nogi i dam radę tam dojść, ale nie chciał tego do siebie przyjąć. Nie powiem, żeby specjalnie mnie to zasmuciło, ale nasz kontakt ograniczał się tylko do rozmów w czasie tej krótkiej drogi.
Uśmiechnęłam się pod nosem; to zabawne ile może pomóc jedna osoba, choćby samym swoim bytem.
Westchnęłam głośno. Nie miałam ochoty znowu do nich iść, ale im szybciej tam będę, tym szybciej wrócę do domu.
Kiedy już kierowałam dłoń na klamkę poczułam, że mój telefon zaczyna dzwonić. Wyjęłam go szybko z kieszeni i spojrzałam na ekran:
Andrzej.
Zerknęłam na godzinę, którą wyświetlała komórka : 22:03
Zawahałam się; czyżby zorientował się, że jednak nie zdąży po mnie przyjechać? W takim razie za późno sobie o mnie przypomniał, udało mi się to przewidzieć wcześniej niż jemu.
Poczekałam chwilę aż aparat przestanie dzwonić, po czym weszłam do środka.
- O, jesteś. - zauważyła mnie Anka. - Nie będę cię już dzisiaj męczyła. Dokończ tylko te bukiety i będziesz wolna.
Trochę zdziwiona jej spokojem, kiwnęłam głową i poszłam na swoje dawne miejsce.
Wróciłam do mojej jakże monotonnej pracy. Biała róża, morelowy wazon, biała róża, biała róża, wazon...
Po mniej więcej dwóch godzinach skończyłam robotę i, zmęczona tą monotonią, rozprostowałam obolałe od siedzenia nogi.
Rzucając ciche "dobranoc", wyszłam z domu i skierowałam się wolnym na nasze blokowisko.
Już dawno nie widziałam takich pustek na bydgoskich ulicach; po przejściu ponad połowy drogi, nie minęłam ani jednego człowieka.
W pewnym momencie, będąc już blisko celu, zauważyłam w oddali ciemny punkt. Zmrużyłam oczy; to był człowiek.
Serce podskoczyło mi do gardła. Postać nie poruszała się, zupełnie jakby wpatrywała się we mnie, przez co dostałam gęsiej skórki.
Ogarnęła mnie chęć ucieczki w drugą stronę, lecz to, że ta osoba patrzy na mnie nie było pewne. Postanowiłam iść przed siebie, ignorując własny lęk.
Każdy krok wydawał mi się trzy razy głośniejszy i większy; odległość między mną a nim lub nią się zmniejszała. Moje serce biło coraz szybciej.
Będąc na odległości kilkunastu metrów zauważyłam, że człowiek-figura naprzeciw ciężko oddycha, a jego sylwetka jest zniżona jak do ataku.
Zaległam w miejscu. Strach całkowicie mnie sparaliżował. Czułam, że niedługo będzie po mnie, że ten ktoś nie zamierza mi darować życia.
Stałam niedaleko owej osoby, gotowa na śmierć tu i teraz.
Spodziewałam się, że za chwilę zobaczę jej rozwścieczoną twarz blisko mojej, a w oczach ujrzę żądzę mordu.
Ale tak się nie stało; po dłuższej chwili zobaczyłam jak on (rozpoznałam to po budowie) ucieka. Po prostu skręca w bok i biegnie przed siebie.
Ogłupiałam. Ktoś mnie obserwował, po czym zwiał? O co tu chodzi?
Otrzęsłam się z szoku i szybko ruszyłam. Co jeśli on tu wróci...
Minęłam miejsce, w którym go zobaczyłam i potem, nie obracając się już, poszłam prosto w znane mi dobrze kąty.
Dopiero, znajdując się już na osiedlu, rozejrzałam się wokół. Czułam na sobie czyjeś oczy, ponownie ogarnął mnie strach. Przyspieszyłam kroku, a do klatki wpadłam prawie biegiem.
Pognałam na piętro i, gdy byłam już w mieszkaniu, zakluczyłam drzwi i oparłam się o ścianę.
Dyszałam, sama nie wiem czy ze zmęczenia, czy raczej ze strachu.
Kiedy już się uspokoiłam, weszłam do salonu, gdzie powitał mnie uradowany Wisus. Pogłaskałam go po wielkim łbie i usiadłam na kanapie.
Byłam za bardzo zszokowana tym, co się przed chwilą stało, by myśleć o spaniu. Kim on był, czego chciał... Nie rozumiałam.
Włączyłam telewizor, w którym zawitał mecz tenisa. Kolejny sport, o którym nie mam kompletnie żadnego pojęcia.
Położyłam się wzdłuż mebla i przykryłam się leżącym niedaleko kocem. Dłoń położyłam na sierści leżącego niżej psa i zapatrzyłam się w ekran.
Po jakimś czasie zaczęłam nawet rozumieć zasady, a gdy zaczęła się przerwa, zamknęłam oczy. Zasnęłam.
Obudziłam się dopiero, gdy do moich uszu doszły odgłosy wiwatów i oklasków dla jednego z graczy.
Westchnęłam i z powrotem spróbowałam skupić się na grze, lecz przeszkodził mi zryw psa. Spojrzał się nagle na drzwi, w które po chwili ktoś zaczął nerwowo walić pięścią.
Zadrżałam. To on, człowiek z miasta...
Starałam się to ignorować; może akurat sobie pójdzie.
Dołączył do tego też dzwonek do drzwi, lecz największy niepokój odczułam, gdy mój telefon zaczął dawać o sobie głośne, długie znaki.
Trzęsącymi się dłońmi wyjęłam go i odebrałam połączenie, nie patrząc kto dzwoni.
- H-halo? - wydukałam.
- Otworzysz mi te jebane drzwi czy nie?!
Otworzyłam szeroko oczy.
- Nel, przestań się wygłupiać i przekręć zamek. Jestem zmęczony po długiej podróży, odpuść sobie dokuczanie.
- Dawid?
- No a kogo innego mogłabyś się spodziewać pod naszym mieszkaniem o drugiej nad ranem?
- Już idę. - mruknęłam i wykonałam polecenie kuzyna.
Konarski wtoczył do środka swoje bagaże i opadł bezsilnie na fotel.
- Nareszcie. - uśmiechnął się, a ja spuściłam wzrok. Niepotrzebnie dałam się ponieść strachu. - Już myślałem, że spędzę tę noc na klatce schodowej. Ej, co ci jest?
- Nic. - mruknęłam i poszłam do siebie. Miałam już kompletnie dość tego dnia, więc bez zastanowienia zamknęłam się u siebie i uciekłam w głęboki sen.


Czasami patrząc w przeszłość zastanawiam się, czy tylko to jedno nieszczęśliwe wydarzenie tak bardzo mnie zmieniło.
Dawniej sprawianie ludziom przykrości było dla mnie czymś normalnym - teraz czułam wyrzuty sumienia.
Kiedyś, żeby odpocząć od problemów wychodziłam z słuchawkami w uszach do miasta, dzisiaj przesiaduję w domu.
Jedynie moje podejście do ludzi się nie zmieniło - nie warto im ufać, każdy potrafi zranić.
Wsłuchiwałam się właśnie w wykład na temat historii renesansowego malarstwa, kiedy poczułam, że na mój telefon przyszła wiadomość. Gdy upewniłam się, że profesor jest zajęty, spojrzałam na wyświetlacz.
'Wszystko w porządku? Dzwoniłem wczoraj, ale nie odbierałaś... Gdzie jesteś?'
Uśmiechnęłam się pod nosem i wystukałam szybko odpowiedź.
'Na uczelni. O co chodzi?'
'O której kończysz?'
'O 13:35'
'Będę czekał na parkingu.'
Uniosłam brwi. Wronka chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.
Wróciłam do słuchania, a raczej udawania, że słucham. Rozejrzałam się po sali.
Te same twarze co zawsze, już miałam ich dość. Spotkałam się spojrzeniem z Kamilem. Odwzajemniłam uśmiech, który na chwilę zawitał na jego zaspanej twarzy. Lubiłam go, jako jedyny z grupy potrafił do mnie podejść i pogadać, nie myśląc o tym, jakim cudem przeszłam na kolejny rok, skoro nie było mnie na tylu egzaminach.
W sumie nie zależało mi na popularności, zwłaszcza wśród tych zapatrzonych w swój "artyzm" idiotów. Jeszcze trochę i nie będę musiała ich widywać, lecz na razie czekał mnie codzienny widok ich nieszczęśliwych twarzy. Trudno, muszę dać radę.
Resztę wykładu spędziłam na rozmyślaniach o ślubie, a raczej o dzisiejszym popołudniu spędzonym na przygotowaniach do niego. Anka nie da mi spokoju, póki wszystko nie będzie dopięte na ostatni guzik.
Ale, pomijając to, udało mi się wytrwać do wpół do drugiej i chwilę później wychodziłam na zewnątrz, kierując się prosto na parking.
Zauważywszy znany mi srebrny samochód, od razu do niego wsiadłam.
- Cześć. - rzuciłam zamykając drzwiczki i spojrzałam na Andrzeja, który uśmiechał się do mnie szeroko.
- Cześć. - odpowiedział po chwili i odpalił silnik.
Ruszyliśmy w miasto, a odzywało się tylko i wyłącznie radio. Po kwadransie milczenia uznałam, że powinnam je przerwać.
- Gdzie w ogóle jedziemy?
- Na terapię. - odpowiedział spokojnie. - Poprosiłem, żebyś dzisiaj weszła szybciej ze względu na te przygotowania do soboty.
- Super. - burknęłam. Miałam już dość jeżdżenia do tej jędzy, która w ogóle mi nie pomagała, a wręcz przeciwnie, chyba starała się utrudnić mi życie.
Po chwili dojechaliśmy na miejsce i weszliśmy do środka. Zmrużyłam oczy i zwróciłam się do Wrony.
- Nie zostajesz w aucie?
- Nie, chciałbym zobaczyć jak to wygląda. Pozwolisz mi?
- Decyzja nie należy do mnie.
- Czyli uznam to za zgodę. - wyszczerzył się. Pokręciłam z niedowierzaniem głową, ale poszłam do gabinetu.
- O, dzień dobry! - powitała nas Staniszewska. - Jak się dziś czujesz, Anastazjo?
- Jak zwykle. - mruknęłam siadając na fotelu.
- To cudownie, że się nie pogorszyło. - uśmiechnęła się sztucznie, po czym zwróciła się do Andrzeja. - A pan...?
- Ja tylko... chciałem się dowiedzieć na czym to polega.
- A kim pan dla niej jest? - zapytała patrząc na niego z ukosa, a on skierował wzrok na mnie.
- Bliskim przyjacielem. - szybko odpowiedziałam za niego.
- Rozumiem. No dobrze, skoro tak to nazywacie i panu zależy... niech będzie.
Wytrzeszczyłam na nią oczy. Gdyby to co ona mówiła jakoś zlewało się z prawdą, gdyby to się tylko tak nazywało...
Opisywanie tej nudnej godzinnej rozmowy jest zbędne. W skrócie mogę powiedzieć, że nic ciekawego się nie wydarzyło.
Kiedy byliśmy już w aucie, udało mi się kilka razy zauważyć, że Andrzej chce coś powiedzieć, lecz cały czas z tego rezygnuje. Po kolejnym otworzeniu ust i westchnięciu z rezygnacją, odezwałam się zniecierpliwiona.
- Wykrztuś to z siebie.
- Co?
- Widzę, że coś cię męczy. Nie krępuj się, mów w czym rzecz.
Chłopak nabrał głośno powietrza w płuca.
- Cały czas myślę o tym ślubie. - mruknął. - Idziesz z kimś?
Zatkało mnie. Nie spodziewałam się takiego pytania.
- Nie. - powiedziałam krótko. - A ty?
- To dosyć skomplikowane.
- Rozumiem. - uśmiechnęłam się pod nosem. Podjeżdżaliśmy już pod nasz blok.
- Może wejdziesz?
- Na pewno macie teraz urwanie głowy w przygotowaniach...
- Ich problem. - wzruszyłam ramionami. - Wchodzisz czy nie?
- Niech będzie. - zdecydował się, co mnie trochę zdziwiło. Odkąd pamiętam, popołudnia z nim opierały się tylko i wyłącznie na jeżdżeniu do psycholog.
Weszliśmy do mieszkania, a tam zrobiłam nam po herbacie i usiedliśmy w salonie.
- Dawno tu nie byłem. - przyznał, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Racja, dawno. - mruknęłam i zapadła chwilowa cisza.
- Ok, może wrócę do tematu z samochodu. - zaczął. - Dostałem zaproszenie z osobą towarzyszącą.
- To chyba... dobrze? Tak sądzę.
- Tak, tylko że... Nie jestem pewny, czy ta dziewczyna się zgodzi.
- Zostały ci trzy dni, więc musisz się spieszyć, bo jestem pewna, że gdy się dowie będzie na ciebie wściekła.- zaśmiałam się.
- Niestety. A ty, czemu idziesz sama?
Bo tak naprawdę zależy mi tylko na tobie, nikt inny się nie liczy...
- Tak wyszło.
Kiwnął tylko głową i upił łyk z kubka.
- A jak się czuje Ania? Widać po niej, że jest w ciąży? - zmienił temat.
- Niezbyt. Gdybym się o tym nie dowiedziała, pewnie nawet bym jej o to nie podejrzewała.
Zaśmiał się głośno, po czym spojrzał na mnie i od razu spoważniał. Jego oczy spojrzały głęboko w moje.
Ujrzałam w nich smutek, jakby żal. Pomyślałam, że to przeze mnie, więc spuściłam głowę. W tym samym momencie jednak Wrona uniósł mój podbródek i znów się we mnie zapatrzył. Trwało to krótko, lecz mętlik w mojej głowie, który powstał na skutek tego, istniał w niej bardzo długo.
- Chyba powinienem już iść - zerwał się nagle, a ja tuż po nim.
Odprowadziłam go to drzwi, a on jeszcze raz się ku mnie zwrócił.
- Cały czas mówiłem o tobie, wiesz?
Zmrużyłam oczy.
- Jak to o mnie?
- To z tobą chciałbym się wybrać na ślub. - wyjaśnił, a po krótkiej przerwie, dodał: - Zgodzisz się?
Zawahałam się. Chłopak nie odzywa się do mnie przez bardzo długi czas, po czym jeździ ze mną na jakieś głupie terapie, a teraz chce mnie zabrać na ślub mojego kuzyna? Gdyby poprosił o to nieco wstecz, bez wątpienia nie zgodziłabym się. Teraz jednak korciło mnie, by być przy nim całą zabawę. Jeśli odmówię, już kompletnie mnie zignoruje.
- Tak. - odpowiedziałam cicho.
- Dziękuję. - odparł z ulgą i przytulił mnie do siebie. - Zobaczysz, tego wieczora uśmiech nie zejdzie z twoich ust.
Przytaknęłam i pożegnałam się z siatkarzem.
Kiedy zamknęłam drzwi, zdjęłam z twarzy maskę z wykrzywionymi ustami.
"Tego wieczora uśmiech nie zejdzie z twoich ust."
Gdybyś, Andrzeju, był przy mnie cały czas, byłabym szczęśliwa i teraz...

--------------------------------------------------

Czy u Was też jest tak zimno? -_-
A więc... Chyba każdy się domyśla co będzie w następnym rozdziale ;>
Także ten... Brawo Sovia! Brawo JW! Brawo Skra! Brawo Łukasz Kubot! Brawo polskim szczypiornistom!

Ach, i chciałam Wam bardzo podziękować za ilość komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Nie spodziewałam się aż takiej ilości komentarzy, naprawdę DZIĘKUJĘ! ♥
(swoją drogą możecie czasem dać znak, że tak jesteście ;>)

I jeszcze jedno. Gdy zjedziecie na sam dół, tuż obok spisu mojego profilowego i nazwy, zobaczycie, że jest tam ankieta. Jeśli możecie być takie miłe, prosiłabym o zagłosowanie, bo sama nie wiem co powinnam zrobić. Mam po prostu za dużo pomysłów, potrzebuję rady. :)

Dziękuję (po raz kolejny) i pozdrawiam :*
Misu.

22 komentarze:

  1. Jak tylko wejdę na laptopa, bo teraz jestem na komórce, zagłosuje w ankiecie ;p super rozdział! Zgadzam sie ze wszystkimi brawami! ;) czekam do następnego ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że powoli wszystko między Andrzejem a Nelą zaczyna się układać.
    Czekam na następny rozdział.
    Zapraszam do siebie no-one-needs-me.blogspot.com
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobrze, dobrze. :>
      Również pozdrawiam, zaraz się biorę za czytanie!

      Usuń
  3. Uff, w końcu udało mi się trochę nadrobić... Przepraszam, że tak długo mnie nie było, że nie udzialałam się, ale ciągle byłam zajęta myślenie o moim nowym blogu i chyba to mnie ogłupiło. :c
    Rozdział jak zwyke świenty ;) "to zabawne ile może pomóc jedna osoba, choćby samym swoim bytem" - piękne słowa, niby takie proste, ale jak cholernie trafne. Chyba one najbardziej utkwiły mi z tego rozdziału. Czyż nie każdy z nas ma taką osobę, która daje nam radość, bo po prostu jest? :)) Teraz takim kimś dla naszej bohaterki jest chyba Andrzej, mylę się? ;) Oby z jej twarzy rzeczywiście nie schodził uśmiech! Nie tylko na weselu, ale już zawsze. Poza tym...czy ona naprawdę nie zauważyła, że on mówi o niej? Chodzenie z nią na terapię to jest ewidentny znak, że się o nią troszczy i martwi. Jak słodko, haha *__*
    Dołączam się do braw!!! Ech, i to niby nożna jest sportem narodowym?! Pff, a my mamy takich zdolnych sportowców, rodaków! ♥
    Pozdrawiam ciepło, caro

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz za co przepraszać, w ogóle się cieszę, że to przeczytałaś ^^
      Sądzę, że ważne jest mieć właśnie taką osobę, która potrafi zarazić uśmiechem, a jej słowo wspiera jak żadne inne.
      Cóż, Andrzej na pewno jest ważną osobą dla Nel, być może najważniejszą ;>
      Wiesz, sama tego nie pojmuję, jeśli chodzi o piłkę nożną. OK, rozumiem, ktoś to ogląda, bo lubi, ale... co w tym jest? Według mnie to jeden z nudniejszych istniejących sportów. Szkoda słów...
      Również pozdrawiam :>

      Usuń
  4. Ojeeej *-* jak słodkoo ♥
    Któż może być tą tajemniczą osobą, która śledzi naszą Anastazję? :c
    Olek?! hmm... coś mi się.. mam rację? ;o
    Rozdział -cudoo! :* ii nie marudź, że jest zły, że nie masz weny, bo ja braku weny tutaj nie widzę ;>
    "Ujrzałam w nich smutek, jakby żal. Pomyślałam, że to przeze mnie, więc spuściłam głowę. W tym samym momencie jednak Wrona uniósł mój podbródek i znów się we mnie zapatrzył. " *-* x1000000000
    uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! ♥
    Brawa dla naszych sportowców!
    Wiesz... chyba zagłosuję na wszystko XD spodziewaj się wzrostu głosów, będę głosować ile wlezie :D
    Czekam na kolejny, bo wiem, że będzie się działo ^^
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. eej, coś tu nie gra! dlaczego nie mogę głosować więcej? :c XD

      Usuń
    2. Nie słodziej niż u Ciebie!
      Któż może być, któż? Wiesz, że nic nie powiem, hm? ;>
      Brawa się należą, zdecydowanie :D
      No czego mogłam się po Tobie spodziewać, że grzecznie zaznaczysz jedną odpowiedź? W życiu nigdy!
      Będzie... ciekawie. ;>
      Również pozdrawiam :*

      Usuń
    3. Słodziej, słodziej! :>
      dlaczego mi nic nie powiesz, noo? :c
      hahahaha, wiem ♥ po mnie wszystkiego można się spodziewać .-.
      ooo, Wronka i Nel razeeeem ♥

      Usuń
  5. Jak czytałam to myślałam, że ten koleś ją zaatakuje, ale jednak nie. I dobrze ! A końcówka taka piękna *-* no aż banana miałam na twarzy :D
    Dołączam się do braw :>
    Pozdro !

    PS. Wymyśliłaś już coś? xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, element zaskoczenia! :D
      No to się cieszę :>
      No próbuję cały czas! :<

      Usuń
  6. O kurde...wyobrażam sobie jak musiała się przestraszyć:/ czyżby na prawdę ktoś ją śledził?! Dobrze, że się zgodziła pójść z Andrzejem na to wesele:)

    Pozdrawiam
    niedostepni-dla-siebie.blogspot.co.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżby? Ja tam nie wiem, nie pytaj mnie. :D
      Również pozdrawiam :)

      Usuń
  7. W końcu nowy rozdział! Cieszę się, że Nel zgodziła się pójść na wesele z Andrzejem. Może to ich do siebie bardziej zbliży. Pozdrawiam i czekam na następny ;)
    Zapraszam do siebie, niebawem pojawi się prolog http://mow-mi-dobrze-dobrze-mi-mow.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się cieszę, że mi się udało coś w końcu naskrobać.
      Zobaczymy jak to z nimi będzie :>
      Również pozdrawiam.
      A co do Twojego bloga... za samą nazwę będę czytała *-*

      Usuń
  8. W końcu jakiś rozwój akcji- relacji Nel i Wronki. czekam z niecierpliwością na ponowne zbliżenie się tej dwójki, bo tak cholernie do siebie pasują, uzupełniają się... Tak bardzo chce żeby im się udało... Liczę na to ;pp.
    I masz kontynuować właśnie tą historie ! umieram gdy muszę czekać na kolejny rozdział :). I kolejny rozdział, kolejny majstersztyk ! Dziewczyno, jesteś do tego stworzona! :DD

    Buziaki, Gonia ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że udało mi się pokazać właśnie te uzupełnianie się.
      Nie umieraj!Niedługo ukaże się kolejny, ok? :>
      Naprawdę tak sądzisz? Zabawne, a tydzień temu chciałam z tym kończyć i już prawie pisałam post, że odchodzę... Może później ;)

      Usuń
  9. Boję się trochę. Czyżby gwalciciel powrocil? Nie zdziwilabym sie... I zaloze sie, ze to Marcin. Jesu. Wiem, kocham go i w ogole, ale on no....... Okej, bede cicho juz.
    A Nel i Andrzej to takie awwwwww, ze chcialoby sie czytac i wiecej, wiecej, i wiecej i nie konczyc. Tworzyliby bardzo ladna pare. :)
    Co do ankiety, to myslalam i nic nie wymyslilam. Bo chetnie zobaczylabym co u Piotrka i Rose, a z drugiej strony chcialabym wiedziec jak potocza sie losy Endrju i Nel... O i jest jeszcze Grzesiu, ktorego zaczelas... Moge byc bezstronna? Nie potrafie wybrac. Najchetniej wzielabym wszystko, ucieklabym na Karaiby i tam rozkoszowalabym sie twoim stylem, w ogole, wszystkim <3 Taka perspektywa mi pasuje. :))
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bój się, niedługo wszystko się wyjaśni :>
      W sumie stoję w tym samym punkcie, bo obie historie mnie korcą...
      Możesz, możesz. :)
      Ale mi słodzisz... :D

      :*

      Usuń