Od czasu, gdy powiedziałam o wszystkim Wronie, minął jedynie dzień. Dzień pełen nerwów, niepokoju, wielu monologów prowadzonych w mojej głowie. Ale przede wszystkim pełen wstydu. Cieszyłam się, że Andrzej nie zamęczał mnie więcej o szczegóły, ale z drugiej strony miałam wrażenie, że po prostu wystraszył się tego, co mi się wydarzyło i nie chciał się z tym zmierzyć.
Nic dziwnego, przecież wiadomość o gwałcie od osoby, z którą spędziło się sporo czasu mogła go zszokować. Nie miałam mu tego za złe, ale kilkakrotnie wyrzucałam sobie to, że po tak długim milczeniu, prawie wyleczeniu tych ran, zarówno fizycznych, jak i fizycznych, otworzyłam się przed kimś.
Dawid zachowywał się jak zawsze. Widziałam go wtedy raz, góra dwa razy, ale to było wiadome, że będzie chciał spędzić jak najwięcej czasu z przyszłą żoną. Nie miałam mu tego w żadnym wypadku za złe.
Przecież od zawsze zostawałam sama z problemami...
Tego dnia jednak Konarski zechciał zabrać mnie na kawę, a później miałam poczekać na niego i po treningu miał mnie odwieźć do domu. Byłam tym nieco zdziwiona, ale zgodziłam się na to ze względu na to, że gdybym po wyjściu z jego kumplami, zaczęła się bronić przed ludźmi, mógłby coś podejrzewać.
Kiedy siedzieliśmy już razem w kawiarni, nie odzywałam się do siebie prawie wcale. Słuchałam tylko o ich ślubie, o jakiś najbliższych meczach, czyli o tym, co przychodziło Dawidowi na myśl. Po około pół godzinie wyszliśmy na zimne powietrze, a ja poczułam lęk. Znów miałam wejść na Łuczniczkę, spotkać ich wszystkich. Spotkać Wronę... Kipka...
Miałam ochotę uciekać, ale wtedy Dawid domyśliłby się wszystkiego.Zacisnęłam pięści i ruszyłam za kuzynem.
Na hali powitałam się z wszystkimi, którzy byli obecni. Brakowało tych, których się obawiałam oraz kilku innych. Usiadłam na plastikowym krzesełku i spuściłam wzrok na szare płytki. Nie odważyłam się unieść wzroku przez jakiś czas, a zrobiłam to dopiero gdy usłyszałam głośne okrzyki. Waliński, na pewno.
Gdy tylko uchwyciłam go wzrokiem, spojrzałam w górę, a potem znów wróciłam do podłogi na trybunach.
Zaczęłam bawić się kosmykiem włosów, bo innego zajęcia nie mogłam znaleźć.
W pewnym momencie usłyszałam huk i odruchowo spojrzałam na siedzenie obok, gdzie mocno zaczęła uderzać piłka. Po chwili podbiegł do mnie kuzyn.
- Nie śpij, lepiej obserwuj grę zawodowców. - wyszczerzył się.
- Może jednak sen byłby lepszym rozwiązaniem?
Dawid zabrał piłkę i odbiegł do reszty zawodników. Spojrzałam na nich, a po chwili poczułam, że ktoś mnie obserwuje.
Wrona odbijał w miejscu piłkę i patrzył na mnie z lekkim uśmiechem.Uniosłam kącik ust w górę, a on wrócił do ćwiczeń.
Za poleceniem kuzyna, patrzyłam na boisko, ale tylko na niebieskie pole, bo obserwacja zawodników nawet nie wchodziła w rachubę. A rozmyślanie nad odcieniem tego koloru wśród męskich okrzyków typu "skacz, kurwa, do tego bloku" było wymarzonym zajęciem...
Jakimś cudem minęły dwie godziny i trenujący zaczęli powoli zbliżać się do szatni, lecz ja słyszałam też odgłosy truchtu. Zajęta schodzeniem z trybun, starałam się je ignorować.
- Hej. - słyszałam nad sobą. Andrzej patrzył na mnie, widocznie czymś rozradowany.
- Hej.
- Przyszłaś z Dawidem, tak?
Przytaknęłam.
- Nie będziesz zła jeśli na chwilę cię gdzieś porwę? - zapytał. - To znaczy jeśli zgodzi się Konar no i oczywiście ty.
-W porządku. - wykrzywiłam usta.
- Super. Poczekaj na mnie tu albo przy wyjściu, dobra?
Kiwnęłam głową, a on skierował się ku szatni.Kiedy już zniknął, powoli wyszłam na parkiet i zaczęłam maszerować wzdłuż linii końcowej.
Pamiętam jak Wrona zabrał mnie tu, chyba w lipcu. Zatęskniłam za tą chwilą i innymi, kiedy to czułam się szczęśliwa jego obecnością, teraz było mi tylko wstyd.
Żeby uniknąć napływu wspomnień (wystarczyły mi one prawie co noc), ruszyłam na korytarz, gdzie znajdowały się szatnie.
Po chwili, gdy mówiłam Dawidowi o tym, że nie wracam z nim do domu, potraktował to jak coś normalnego. Chłopak przypomniał mi tylko o tym, że wraz z Anką będą szukali lokalu na wesele, co jakoś nie ruszyło mnie szczególnie.
Z czasem szatnia zaczęła się opróżniać, więc, żeby uniknąć głupich zagadań siatkarzy, oddaliłam się nieco w głąb pomieszczenia. Kiedy już prawdopodobieństwo, że Wrona szybko wyjdzie z szatni się zwiększyło, zbliżyłam się.
- Pytam po raz kolejny, zrobiłeś jej coś? - usłyszałam donośny głos Andrzeja, a serce stanęło mi w gardle.
- A ja po raz kolejny ci odpowiadam, że nie wiem o czym mówisz!
- Nel, wiesz dobrze o kogo chodzi.
- Ale nie zrobiłbym jej nic. - zapierał się drugi. - A co jej się stało, ktoś złamał jej bardzo delikatne serduszko?
Osoba prychnęła i zaczęła się śmiać; zabolało.
- Ktoś ją zgwałcił, skurwysynie. - wysyczał Wrona i usłyszałam głośny trzask, o ile się nie mylę tak brzmi uderzenie czymś o metalowe szafki. - I jeśli dowiem się, że to ty, możesz się spodziewać z mojej strony prawdziwej zemsty.
- Puść mnie. - w głosie tej osoby można było wyczuć, że zaciska on mocno zęby. Po dość głośnym opadnięciu jego butów na ziemię, odezwał się: - Nie zrobiłem jej nic. Pierwszy raz usłyszałem o czymś podobnym. To sobie wymyśliłeś, jestem pełen podziwu, Wronka!
Nagle, tuż przede mną, wyrósł Waliński.
Nigdy nie widziałam go tak zdziwionego jak teraz. Wpatrywał się we mnie wielkimi oczyma, nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa.
- Arielka... ja...
- Nie wiedziałeś, jasne. - włożyłam dłonie w kieszenie, a zza drzwi wyłonił się Andrzej. Uśmiechnął się jakby rozmowa, którą przed chwilą prowadzili nie istniała.
- Wybacz, że musiałaś tyle czekać, jakoś nie mogłem się zebrać.
- Żaden kłopot. - zapewniłam go i zapadła męcząca cisza. Nikt nie chciał się odezwać, choć każdy z nas miał do powiedzenia wiele.
- To ja może już pójdę. - mruknął Kipek, po czym skierował się ku wyjściu. Z ruchu jego warg wyczytałam, że jeszcze się do mnie odezwie. Nie zareagowałam, bo Wrona mógłby przyjąć to jako próbę zastraszenia.
Zostaliśmy sami. Andrzej przez chwilę jeszcze odprowadzał mrożącym krew w żyłach spojrzeniem Marcina, po czym z ponownym wesołym wyrazem twarzy spojrzał na mnie.
- Gotowa?
- Na co? - zapytałam kompletnie nie wiedząc o co chodzi.
- Przekonasz się. - uśmiechnął się tajemniczo, po czym delikatnie położył dłoń na moich plecach i odwrócił się ku tym drzwiom, którymi wyszedł Waliński. - Chodźmy.
Powolnym krokiem wyszliśmy z budynku i poszliśmy do jego auta. Kiedy byliśmy już w środku, jedynym odgłosem, który przerywał idealną ciszę był warkot silnika. Ostatnio jadąc tym samochodem, czułam potworne zdenerwowanie; tym razem dodatkowo pojawił się strach.
Chłopak odchrząknął i zaczął:
-Znając życie słyszałaś o czym rozmawiałem z Marcinem, tak?
Przytaknęłam delikatnie, a on zaczerpnął głęboko powietrza.
- Tak myślałem. - westchnął z rezygnacją. - Słuchaj, to nie tak, żebym z każdym o tym gadał; Kipek jest jedyną taką osobą i to tylko ze względu na twoje podejrzenia. Inaczej nie pisnąłbym o tym ani słowa.
- Masz wyrzuty sumienia? - prychnęłam. - Przecież nic na ten temat nie wspominałam.
- No tak, ale...
- Jeśli uważałeś to za słuszne, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko to zaakceptować.
- Nie chcę, żebyś znów do mnie straciła zaufanie.
- A ktokolwiek mówił, że je odzyskałam?
Chłopak, najwyraźniej zszokowany moimi słowami, zamilkł.
- To, że się o tym wszystkim dowiedziałeś, było zwykłym przypadkiem, okej? W innej sytuacji do teraz nie byłbyś niczego świadomy.
Andrzej zerknął na mnie kątem oka i skrzywił się; nie odpowiedział. Najwidoczniej musiało go to zranić. Cóż, prawda nie zawsze jest przyjemna.
Odczułam jednak, że te słowa były boleśniejsze, niż powinny. Samochód zaczął się powoli zatrzymywać, więc spojrzałam na jego smutną twarz.
- Ciężko jest mi mówić o tym, przecież nikt nie może mnie dobrze zrozumieć...
- Czasami mogłabyś jednak dać sobie do zrozumienia, że chcę ci pomóc.
Po tych słowach wysiadł z auta, poszedł do moich drzwi i otworzył je, bym wysiadła. Byliśmy przed jakiś budynkiem; na oko wyglądającym na domek jednorodzinny, lecz znajdował się on w otoczeniu wysokich iglastych drzew.
Zrobiłam kilka kroków w przód, a kamyki pod moimi stopami zaczęły hałasować. Spojrzałam na swoje trampki i zrobiłam jednym z nich wypustkę w podłożu. Tuż przede mną dostrzegłam też buty Wrony.
Uniosłam głowę i od razu napotkałam jego wzrok. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, jego ramiona otoczyły mnie w szczelnym uścisku.
Zamknęłam oczy i dotknęłam dłońmi jego pleców. Czułam się taka malutka, bezbronna. Słyszałam jak bije jego serce, jak delikatnie wypuszcza powietrze z ust, czułam jak lekko się kołyszemy.
Moje serce niebezpiecznie przyspieszyło swoje działania, a w brzuchu rozpętała się burza motyli. Ta chwila... zdawała się idealna, niczym z najpiękniejszego snu.
- Przepraszam. - szepnął mi do ucha i oderwał się tak, by wciąż mnie obejmować. Kciukiem prawej dłoni przejechał po moim policzku.
- Nic się nie stało, naprawdę.
Uśmiech, jakim mnie obdarzył był chyba najcudowniejszym na świecie.
Chłopak złapał mnie za rękę i ruszyliśmy bliżej "domu".
Zauważyłam, że niedaleko frontowych drzwi znajduje się oświetlona tablica. Widniały na niej jakieś niebieskie napisy, lecz byliśmy za daleko, bym mogła przeczytać co tam jest.
- Wiesz, chciałbym ci jakoś pomóc. Nie marzę o niczym bardziej niż o tym, żebyś w końcu poczuła się dobrze. - ciągnął gdy się zbliżaliśmy. - Od naszej ostatniej rozmowy dużo o tym myślałem i doszedłem do wniosku, że nie mogę tylko o tym myśleć; muszę też działać. I właśnie dlatego tu jesteśmy.
Zerknęłam na niego zdziwiona, a on kiwnął tylko, żebym spojrzała przed siebie.
Niebieskie litery, które wcześniej były rozmazane, teraz ukazywały napis, który na chwilę zatrzymał moje serce: "Lekarz Psycholog Monika Staniszewska".
Momentalnie puściłam jego dłoń i zaczęłam kręcić głową. Zrobiłam krok w tył w celu ucieczki, ale on szybko złapał mnie za ramiona i nakazał tym samym na siebie spojrzeć.
- Masz mnie za nienormalną. - raczej stwierdziłam niż spytałam.
- Co? Wcale nie, ja...
- Inaczej nie przywiózłbyś mnie tutaj, i to bez mojej wiedzy.
- Nienormalna jest raczej sytuacja, w której się znalazłaś. - usprawiedliwiał się.
- W takim razie to świat i społeczeństwo potrzebują psychologa, a nie ja!
- Jego już się nie da ocalić, a ciebie owszem. - mówił i spojrzał mi głęboko w oczy. - Nie chcę, żebyś dalej cierpiała. Błagam, pozwól sobie pomóc...
Czułam jak zaczynam się trząść. Schowałam twarz w dłoniach.
To wszystko działo się za szybko. Kilka dni temu nikt o niczym nie wiedział... teraz po raz drugi miałam się komuś zwierzyć z wspomnień... Po raz kolejny miałam przeżywać to od nowa...
- Nel...
Wzięłam głęboki oddech.
- Jesteś pewien, że to mi pomoże?
- Tak.
- W takim razie muszę tego wypróbować.
- Musimy. - rzekł uśmiechając się lekko. - Nie zostawię cię samej.
- Dzięki. - odwzajemniłam uśmiech.
Ruszyliśmy ku budynkowi. Czułam strach przed nieznanym, a za razem chęć zmiany. Jedynie obecność Andrzeja tak naprawdę mnie uspokajała...
Terapia minęła bez żadnych utrudnień. Nie potrafiłam się zwierzyć kobiecie w białym kitlu; wydawała mi się obca i nawet pozornie szczery uśmiech nie budził we mnie zaufania.
Kiedy wyszliśmy z Wroną z jej gabinetu, liczyłam na zawód z jego strony, dlatego też zdziwiłam się, gdy on tylko przycisnął mnie do siebie i wyszeptał: "Nie martw się, z czasem jej zaufasz, a ona ci naprawdę pomoże."
To były jedne z cudowniejszych słów jakie usłyszałam w najbliższym czasie. Poczułam, że ktoś jeszcze wierzy, że nie jestem skazana na niepowodzenie, a to pomagało mi znajdować w sobie nowe siły...
------------------------------------------------------------
jest źle. bardzo źle.
Ten rozdział powinien pojawić się dwa tygodnie temu, a jak zawsze spieprzyłam.
Już po świętach, więc spóźniłam się z życzeniami.
Cóż, w takim razie szczęśliwego nowego roku!
Powoli będę tutaj kończyć, ale jeszcze trochę. ;)
Pozdrawiam i do następnego,
Misu.